Hey moi mili!
Często przyglądam się ludziom. W autobusach, pociągach, na ulicy. I zastanawiam się. Wspominam. Nachodzą mnie różne refleksje.
Mamy maj. Do niedawna miałam majową deprechę (większość ma depresję na jesień, ja mam na wiosnę- Bóg raczy wiedzieć dlaczego!). Trochę się ogarnęłam i zaczęłam uczyć. A także pisać.
I tak sobie jadę dziś empekiem na zajęcia. Po poprawce kolosa (zdanej, uff!) i wsiada dwóch takich smarków, po 13 lat zapewne. Albo 14. No, gimnazjum! I usłyszałam jak komentują muzykę w radiu. Wsłuchałam się i tam co? Eric Prydz! Call on me!
Często przyglądam się ludziom. W autobusach, pociągach, na ulicy. I zastanawiam się. Wspominam. Nachodzą mnie różne refleksje.
Mamy maj. Do niedawna miałam majową deprechę (większość ma depresję na jesień, ja mam na wiosnę- Bóg raczy wiedzieć dlaczego!). Trochę się ogarnęłam i zaczęłam uczyć. A także pisać.
I tak sobie jadę dziś empekiem na zajęcia. Po poprawce kolosa (zdanej, uff!) i wsiada dwóch takich smarków, po 13 lat zapewne. Albo 14. No, gimnazjum! I usłyszałam jak komentują muzykę w radiu. Wsłuchałam się i tam co? Eric Prydz! Call on me!
Piosenka, której słuchałam mając naście lat! Wtedy przyjrzałam się tym chłopaczkom i nagle chciałam im powiedzieć, że to Eric Prydz, że ta piosenka pewnie jest starsza niż ich szkolna kariera... Albo nawet oni sami! Chciałam im powiedzieć wiele rzeczy. Jakbym była starszą siostrą, strofującą młodszych braci... I poczułam się stara. Z rozrzewnieniem wspominałam czasy, gdy zachwycałam się taką muzyką, gdy kupowałam pierwszą szminkę i gdy pierwszy raz malowałam paznokcie... Pamiętam to, jakby się to wydarzyło wczoraj! Malowanie ust przed malutkim lustereczkiem, chwalenie koleżanek i ich "nowego koloru"...
Mam tak często, gdy patrzę na gimnazjum, ale jeśli chodzi o licealistów... Tym zazdroszczę. Ich beztroski. Tego, że nikt nie wcisnął ich jeszcze w sztywne ramy dorosłości. Mogą farbować włosy na kolorowo. Mogą nosić tandetne ciuchy, każdy z innej parafii, plecak, zamiast torebki, mogą zmieniać styl wedle swego widzimisię i się tym nie przejmować. Komentarz zawsze będzie ten sam "Nastolatki!". Albo "Ta dzisiejsza młodzież!". Na tym się skończy.
Niby można powiedzieć: Jesteś dorosła! Zrób to samo!
Serio? W pracy za kolorowe włosy bym wyleciała. I to szybciutko! Na studiach starsza kadra dostałaby apopleksji na widok dziwactwa na twarzy, jak kolczyk w nosie. Poza tym - po co podpadać za wygląd? No i zabawa stylem już nie wchodzi w grę. Pracujesz na siebie? To wiesz jak ciężko jest się samemu utrzymać. No i w pewnym wieku zaczynasz dążyć do jakiegoś wzorca. To już nie jest chęć szokowania, jak wtedy, gdy miałeś/łaś 16 lat! To już jest chęć wyróżnienia się, ale na plus.
A może tylko ja to tak odczuwam? Z mojej szafy zniknęło sporo rzeczy z pogranicza stylu emo i czegoś mroczniejszego. Nie noszę już męskich ubrań (a nosiłam!). Nie wypada. Nie mam plecaka (no, w domu rodzinnym mam, na wycieczki w góry, tak Evanie, chodzę czasem po Bieszczadach!), zamiast tego noszę torebkę. Czarne, eleganckie, klasyczne szpilki zamiast kolorowego szału na niebotycznej platformie.
Zmieniło się tak wiele, w tak krótkim czasie. Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę taka jak dorośli. Miałam, 13 lat i szczerze nienawidziłam tego, ze nie wolno mi chodzić na imprezy! Że rodzice są tacy konserwatywni i sztywni! Przecież byłam już dorosła! Oj Boże, jaki człowiek był naiwny! Jestem dorosła. Mam tylko nadzieję, że nie straciłam mojego "wewnętrznego dziecka". To byłoby przykre.
***
A panowie wysiedli na przystanku, na Wieniawskiej i poszli do szkoły/ domu/ kolegi. Nie wiem. Wysiedli, a mi zrobiło się żal, że nie powiedziałam im o tym Ericu.
K.L.
Starość nie radość. ;_; Szczerze mówiąc, też coraz częściej czuję się staro, ale nie zazdroszczę ani gimnazjalistom, ani licealistom, bo te lata nie były moimi najlepszymi. Tęsknię tylko za dzieciństwem i obawiam się, że tak będzie aż do dnia mojej śmierci.
OdpowiedzUsuńCo do ekstrawagancji w kwestii wyglądu: trzeba było iść na japonistykę. xD Tam nikogo nie dziwią niebieskie/różowe/fioletowe włosy, styl lolitki czy jakieś inne widzimisię. Serio.
Jeśli chodzi o deprechę, to mam ją w sumie na okrągło... ale najbardziej jesienią. xD Obecnie byłoby całkiem dobrze, gdyby nie co poniektórzy wykładowcy (a głownie jeden), którzy skutecznie obrzydzają mi i te studia, i życie. Dzisiaj to już w ogóle myślałam, że wykituje, w którymś momencie byłam już w takim stanie, że z niemocy się popłakałam, a muszę zaznaczyć, że o ile jeszcze na II roku potrafiłam ryczeć codziennie, o tyle ostatnio rzadko kiedy ronię łzy!
Nigdy nie byłam buntowniczką ani nic w tym rodzaju i zawsze byłam odpowiedzialna oraz dość poważna, więc pod tym względem nie odczuwam jakoś strasznie tego, że jestem dorosła. Tym bardziej, że zazwyczaj biorą mnie za dużo młodszą, bo wyglądam jak dzieciak (jestem niska, nie maluję się, a co do ubrań, stawiam na wygodę, więc nic dziwnego). Ale przeraża mnie to, że "stare, dobre czasy" nigdy nie wrócą, a ode mnie coraz więcej się wymaga. Przeraża mnie to, że mam wrażenie, że ledwo daję sobie radę na studiach, a skoro tak, jak niby mogę stać się dobrą japonistką? Przeraża mnie to, co się dzieje z tym pokręconym światem. I wiele innych rzeczy.
Swoją drogą, gratuluję poprawionego kolokwium! :*
Buziaki, trzymaj się, nie poddawaj i pamiętaj o swoim "wewnętrznym dziecku"!