Przejdź do głównej zawartości

Wycieczka na Śląsk... Czyli Dzierżysław 2013!

         Witam, witam!
          W związku z tym, że nie mam w ogóle weny na pisanie, zamieszczam mały wycinek mojego życia... Tzn. praktyk studenckich. Archeologicznych praktyk studenckich. A jeszcze ściślej: praktyk powierzchniowych, zwanych potocznie "powierzchniówkami".
         Jak podaje pewna bardzo mądra książka pani Doroty Ławeckiej pt. "Wstęp do archeologii" (którą na pierwszym roku wryłam na pamięć do egzaminu xd) Badania powierzchniowe są obecnie najczęściej stosowaną metodą prospekcji archeologicznej. Polegają one na dokładnej penetracji wyznaczonego terenu w poszukiwaniu śladów działalności człowieka w przeszłości. (Rozdział 2.1, str. 42, Warszawa 2011, z zbioru własnego) No, to tyle teorii! Wiem z doświadczenia, że to nic nikomu nie mówi!
     W jednym rzędzie, tyralierą ustawiają się archeolodzy (tudzież- studenci) i idą przed siebie, aż do końca pola (który to koniec może być i za 5 kilometrów). Co robią w międzyczasie? Aaa... gapią się pod nogi. Dosłownie! A jak coś znajdują, to ogłaszają to głośnym wrzaskiem (inaczej się porozumieć nie da!). To jeden z powodów, dla których powierzchniówki czasem nazywa się "spacerem archeologów". 

     Ale wróćmy do początku...
     Tak więc... Zacznę od tego, że Dzierżysław znajduje się na Śląsku. W googlach możecie go sobie poszukać... Z tego co pamiętam to ta mieścina leży gdzieś pod granicą czeską. Tyle wiedziałam, wsiadając do pociągu w Rzeszowie o 5 rano. Następna przesiadka w Krakowie. A ja, jak ten bęcwał, o 9 rano wysłałam koleżance smsa "Przystanek- Kraków!". I tak z każdą przesiadką do samego końca trasy... (a na miejscu byliśmy gdzieś koło 18!) . Cóż, jeśli ktoś sobie teraz zadaje pytanie "Czy ona jest normalna?" to z całą pewnością mogę powiedzieć NIE. 
     Podróż do Krakowa minęła spokojnie. Każdy wie jak wygląda Kraków (no, tak zakładam! Bywałam dość często w tym mieście, toteż nie trzasnęłam tam żadnego zdjęcia). Dopiero Katowice mnie zaciekawiły... Miasto... ładne. Ma świetną architekturę! Ale, na Boga! Jest tak obskurne i obdrapane, że głowa boli! Eh... Myślałam, że się popłaczę, widząc piękną neogotycką architekturę w takim stanie... Ehh... Nie wrzucam żadnych zdjęć. Przykro mi, ale na przesiadkę nie mieliśmy wiele czasu, więc nie pstrykałam fotek. Kolejny na naszej liście był pociąg do Racibórz. No i tu się zaczęły schody... Jedziemy sobie legalnie, w przedziale z jakąś dziewczyną, a tu nagle ŁUB! Pociąg się zatrzymał, a wszyscy głowy przez okno. I co się okazało? Zaatakowało nas drzewo! Wredne przewróciło się i zerwało linie! Wszyscy pasażerowie wysiadka z pociągu (około 80 osób) i dalejże na najbliższą stację... Byliśmy jakoś w połowie drogi do Rybnika (zabijcie, nie wiem gdzie to jest!), w szczerej głuszy, z wężami na dokładkę! No super! Dowlekliśmy się do dróżnika i siad na ziemi. Kto by się tam przemęczał taszczeniem mega wielkiego i mega ciężkiego plecaka... W końcu nie padało, było ciepło i poza nami było tu mnóstwo ludzi! Można było nawiązać ciekawe znajomości z częstymi pasażerami śląskich linii kolejowych. I tak dowiedzieliśmy się, że takie wypadki zdarzają się średnio raz w miesiącu. A to jakieś drzewo zaatakuje, a to jakaś sarna popełni samobójstwo, a raz zdarzył się jakiś Homo Sapiens, który postanowił targnąć się na własne życie... Cóż, takie wycieczki na pewno nie są nudne! 
        Ale, ale! Doszliśmy do dróżnika, a ja (Kiran) wysłałam koleżance smsa (jako iż pociąg by nie ruszył, a my byliśmy zmuszeni czekać dwie godziny na jakiś autobus, który by tędy przejeżdżał... Choć nawet nikt na okazję nas nie chciał zabrać! Ale po kolei). Jako iż słynę z mojego ironiczno-sarkastycznego i zupełnie nieśmiesznego poczucia humoru, napisałam "Pociąg zdechł" i wysłałam. Minutę później koleżanka zadzwoniła z pytaniem co się stało. To jej wyjaśniłam. A na jej pytanie "Gdzie jesteście?", ja wrzasnęłam "Kurna! W lesie jesteśmy!", mocno gestykulując przy tym. Ludzie dookoła normalnie rżeli ze śmiechu, koleżanka po drugiej stronie też, jak już jej wyjaśniłam, że to nie żart, że siedzimy w lesie na torach. A ona na to "A czy to brzona was zaatakowała?". Na początku nie załapałam... A potem... A! Brzoza! "Pewnie, że brzoza!" Po drugiej stronie głośny śmiech. "To dajcie znać, jak dostaniecie się do Raciborza". I tyle konwersacji. Jakiś Metal rzucił: "Jak Tusk zatrzymał samolot, to i pociąg da radę zatrzymać". Dookoła śmiech. Cóż... Później pogadaliśmy o zaginionych autobusach i krążących Pszczółkach Majach... Było mnóstwo śmiania, bo po co się tym zamartwiać? W końcu podstawili autobus! No i wyjaśnijcie mi jak 80 osób może wejść z bagażami do autobusu? Ano, może! 
       Jak widać na załączonym obrazku - wszystko jest możliwe!
       Po niespodziewanym przystanku w lesie, wycieczce autobusem do Rybnika i złapaniu autobusu do Kietrza, nic ciekawego się nie działo... No, pomijając to, że z Kietrza ostatni PKS do Dzierżysławia pojechał o 16, a my tam byliśmy gdzieś koło 18... No to ja telefon i dzwonie... "E., czy nasz kochany pan A. miałby ochotę wpaść po nas do Kietrza??". Chwila ciszy. Śmiech. "Nie ma ochoty". Aha o.O Świetnie. To łapiemy okazję. Idziemy sobie przez Kietrz, a tu zajeżdża białe autko (nawet nie pamiętam jaka marka ^^"), wysiada A. i zaprasza do środka. Było nas 5 osób z plecakami. A autko pięcioosobowe! No, jak pominiemy kierowce, to cztero! A A. na to "Jak plecaki się zmieszczą, to i ludzie też!". O dziwo! Wepchnęliśmy się wszyscy!
       Pominę resztę. Bo nic się już ciekawego nie działo! No, Dzierżysław to poniemieckie miasteczko (wieś przemysłowa dokładniej!). Z ładnymi domkami, zadbanymi uliczkami i wielgachnymi polami (100 hektarów i więcej)! Tak przedstawiał się Dzierżysław po pierwszym spotkaniu. Później dowiedziałam się, że jest tu dwa sklepy, z czego jeden czynny do 12, więc nie było nawet sensu go odwiedzać, a w drugim... jak za czasów PRL-u, mało konkretnych produktów, a piwa tylko trzy rodzaje! O zgrozo! Na szczęście jedna wycieczka do Kietrza i Biedronki wystarczyła, by zakupić dobry (czyt. TANI) alkohol. W samym Dzierżysławiu mieli źródło z wodą "Dzierżysławianką", która podobno wypływa z cmentarza. No, po degustacji muszę powiedzieć, że ma na prawdę świetny smak i kij z tym skąd płynie! I jakimś dziwnym cudem utrzymuje niską temperaturę przez większość dnia! Nawet jak na zewnątrz jest 30 stopni! Zonk totalny! 
        Wyobraźcie sobie stuhektarowe pole z taką właśnie wyspą zieleni po środku... Tak wyglądają tamtejsze pola. Niezwykłe! Ja, wychowana na Podkarpaciu, gdzie pola mają co najwyżej 5 hektarów, nagle ląduję na tej obcej planecie! Cóż, każdy dzień wyglądał tak samo. Pobudka, śniadanie i w pole! No, mnie więcej! Każdy wieczór był inny. Graliśmy w twistera (mam nadzieję, że znacie tę grę), piliśmy od czasu do czasu i obgadywaliśmy kogo się dało. No i znacie taką grę, co przykleja sie karteczki na czole z imieniem jakiejś znanej osoby? Nie wiem jak to się nazywa, ale gra jest śmieszna  gdy ktoś próbuje zgadnąć, czym jest (lub kim). Ja byłam Małą Mi, Edwardem ze Zmierzchu (buhahahaha xD), Koziołkiem Matołkiem i Evanem McGregorem. Wszystkiego nie pamiętam (a kto by pamiętał?), ale było zabawnie. Zwłaszcza jak w ostatni wieczór, nasza pani doktor, prowadząca powierzchniówki pojechała do Czech, kupiła zgrzewkę piwa i opijaliśmy sukces, znalezienia ponad trzydziestu stanowisk (czego gratulowali nam profesorowe z całej Polski, a my wiwatowaliśmy jak jacyś idioci xD). No i wtedy nasz kolega wpadł na szalony pomysł: zgrajmy w twistera w 8 osób! Kurna! Serio, wrzuciłabym zdjęcia, ale połowa ludzi by się zgorszyła, a co kreatywniejsi, wrzuciliby je na wioche xD Więc lepiej nie. Powiem tak: dopóki nie zagrasz w twistera, nie wiesz w jakie dziwnych pozycjach jesteś w stanie się wygiąć! Poza tym wśród ogólnego wrzasku "Ała! To boli!", "Zmieńcie mi tę rękę!", "Oooo!!! Tak mi dobrze! Tak mi rób!", albo "Ale mi dobrze zrobiłeś!", zachowywaliśmy się jak ludzie-gumy. Poza tym- pozostawmy bez komentarza wszystkie wrzaski, które towarzyszyły grze i które są cytatami. Autentycznymi! I zanim zapytacie, czy oni są normalni... Opowiem o naszym ostatnim dniu w Dzierżysławiu i o podróży do domu, do Rzeszowa (albo okolic, zależy kto gdzie mieszka). 
         Otóż z samego rana okazało się, że pani doktor nie jedzie z nami! No okey... Mamy jedno miejsce w aucie, ktoś jedzie z nami? Okazuje się, że nie. Spoko. Nam to wsio rybcia. I pojawił się problem: kto będzie siedział obok kierowcy? Na pytanie (dodam, że moje) dziewczyny powiedziały, że każda chce. No i jak rozwiązałyśmy ten problem? Bardzo dorośle! Grając w kamień- papier- nożyce! Wszyscy zebrali się na korytarzu i patrzyli, a my do trzech grałyśmy. Cóż, zabawne i skuteczne. Potem w drodze na stanowisko okazało się, że zabronowali nam pole. A co to oznacza? Że niczego byśmy nie znaleźli. Po konsultacjach z panią doktor (która miała wyśmienity humor), oznajmiono nam, że pochodzimy po jednym, małym polu (małym jak na tamtejsze standardy) i wracamy! W godzinkę się uwinęliśmy! 
          Pożegnaliśmy się w ogólnie radosnej atmosferze, zostawiając list do nieobecnych pani doktor i naszego kierowcy, żartobliwie pisząc "A. mamy nadzieję, że uda ci się szybko pozbyć śladów naszej bytności w twoim samochodzie!". A to dlatego, że cała tapicerka była uje*ana błotem. Cóż, taki żarcik od dziewczyn z archeo xD 
          Podróż powrotna była o niebo nudniejsza. Żadne drzewo nas nie zaatakowało, żadna sarna nie postanowiła popełnić samobójstwa, ani żaden Homo Sapiens. W Katowicach ustaliliśmy, że jedziemy autobusem do Rzeszowa. No i tu narodził się problem: do autobusu trzeba szybko się wepchnąć, by zaklepać sobie miejsce. I okazało się, że moje umiejętności wpychania się do autobusów, nabyta w gimnazjum na coś się przyda! Kto by pomyślał?? Stanęłam w strategicznym miejscu, rozpychając się łokciami (nie było starszych osób, więc nikogo bym nie puszczała, bez jaj!). Wysiadł konduktor (w autobusie, serio!) i zapowiedział, że wsiada Rzeszów, Dębica i Tarnów, a Kraków ma spływać na busy. Cóż, jako iż miałam dobre miejsce, wśliznęłam się (uprzednio warcząc na jakieś smarkate studentki) do autobusu i pognałam na tyły, zająć 8 miejsc. I, rzecz jasna, udało się! Kurde, czasem jestem strasznie wredna... Wracając do busa: wsiedliśmy wszyscy, a kiedy konduktor usadzał resztę ludzi, gdzie się dało, koleżanka chciała puścić chłopaka koło okna. No i konduktor się jej zapytał czemu sama tam nie usiądzie. A ona na to, że tu ma kolegów. A wtedy konduktor: "Aa! Chce ich pani za kolana łapać?". A my wszyscy w śmiech! Dziewczyna burak, my zalewka, a ludzie się gapią! (dodam, że pasażer obok był Węgrem i nie mówił po polsku...biedak!) Cóż, później, w czasie podróży, graliśmy właśnie w tę grę z karteczkami na czołach. Wyobraźcie sobie minę konduktora jak nas zobaczył! Uniósł brew, zakaszlał (bardzo wymownie, dodam) i sprzedał nam bilety. 
         Wieczorem byliśmy w Rzeszowie.  
         Tak oto wyglądał mój tydzień od 6 maja do 10 maja. Nie będę Wam tu opisywać wojen o prysznic (był jeden na 10 osób, ale był!), ani codziennego gotowania obiadów, ani tego jak spanikowaliśmy, gdy poszła plotka, że pojedziemy na wykopaliska na Ukrainę... Wszystko to zajęłoby strasznie dużo, bo dużo jest wyjaśniania! O Ukrainie napiszę innym razem, z opowieści znanych mi z ustnych przekazów, studentów, którzy przeżyli ten hardcor.
         

         Mogłabym jeszcze napomknąć, że mam pracowity okres od powrotu, więc na razie nic nie naskrobię. Z góry przepraszam!

         Ave!
         K.L.
   PS. Zdjęcia są mojego autorstwa! Zabraniam ich kopiować i rozpowszechniać! 




Komentarze

  1. O rety, ileż przygód! Ja tam niespodzianek takich jak atak drzewa nie lubię i szlag by mnie trafił z takimi problemami podczas podróży.
    Twister! Ach, te wspomnienia, od lat w niego nie grałam, ale niegdyś nieźle się człowiek nawygimnastykował podczas zabawy :D
    Cieszę się, że było wesoło :) A żeby dodatkowo umilić dzień/noc, zapraszam na pozytywną notkę na opo.xx.pl ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się czytając "twoje przygody" :D Podziwiam, że wcisnęliście się wszyscy do autobusu. Osiemdziesiąt osób to dużo. Jak ja jadę podmiejskim i jest trochę ciasno to zaczynam wariować. Chyba mam klaustrofobię. W sumie jak sobie myślę to takie przygody zawsze uatrakcyjniają podróż. Jeździłam pociągiem dwa razy i to też gdzieś w okolicach śląska chyba i podróż przemijała zawsze spokojnie. :D
    W sumie chętnie bym poczytała o bitwie o prysznic. To jest bardzo życiowe.
    Ale krajobrazy pól to maja fantastyczne. :)

    przy okazji zapraszam na biala-czarownica, pojawił się nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział XI "Whisper", zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie to ja planuję zrobić romans. Bez niego nie ma dobrego opowiadania. Bo miłość musi być! :D

    Tak, mam chorobę lokomocyjną i źle znoszę jazdę do tyłu. :D Przyszło mi na myśl, że jesteśmy do siebie podobne ze względu na podobne choroby. Dziwnie to brzmi xD
    Jak ja byłam na obozie to ustawiało się kolejkę. Ja miałam takie szczśście, że w pokoju bylam ja i moja koleżanka. Łazienka na dwie, ale dziewczyny z naprzeciwka to miały nieciekawie. jedna na 6, a zawsze jak dwie osoby się skończą myć to od 3 była zimna woda. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohoho. Dostrzegam drugie podobieństwo. A tak w sumie pisałaś, że nie masz weny co pewnie skutkuje tym brakiem rozdziału na wiedźmie i bestii.

    Oczywiście, że da się w zimnej wykąpać, ale to już mniej komfortowe, bo jest zimno. Przynajmniej ja tak mam. :) I fajny temat sobie znalazłyśmy. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No to trzeba złapać tą wenę. :D Moja ostatnio jest bardzo dobra i skończyłam pisać rozdział 13 >D

    Nigdy nie byłam na Ukrainie (więc nie wiem jak tam jest xD ), ale koleżanka mi opowiadała, że jej babcia mieszka na 7 piętrze i nie ma tam windy, a po wodę musi schodzić na dwór. ; o

    Ta Karolina co wysłała ci zaproszenie na fejsie to ja. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowość na tojikomerareta-tori, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Heh, zauważyłam u karo adres Twojego Facebooka, więc wysłałam zaproszenie do znajomych :) Adrianna to ja ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No to czekam :D

    To też słyszałam. Jakoś temat kolejki do prysznica na wycieczce zszedł nam na Ukrainę. =3 W sumie wolę sytuacji w Ukrainie nie rozmawiać, bo to przykra sprawa trochę.

    Tak, Wena robi co jej się żywnie podoba. Wczoraj się nieźle ze mną miała, a dziś z popołudnia mnie opuściła ;c

    OdpowiedzUsuń
  10. Widziałam już. :D

    Jakoś sobie nie wyobrażam siebie rozmawiającej o polityce. xD

    Pewnie przyjdzie za dwa tygodnie jakieś. Tak jest zawsze jak za bardzo wymęczę wenę.

    OdpowiedzUsuń
  11. W sumie racja, ale są wyjątki. Czasami nie ważne jak czasy się zmienią denerwujący ludzie mają to do siebie, że ta część, która nas denerwuje się nie zmienia. xD

    Jak już zaczęłaś po dalej pójdzie łatwiej. W sumie jak masz zawsze problemy z weną to wypisz sobie na jakiejś kartce wydarzenia, które mają się stać po kolei w rozdziale. To mi zawsze pomaga, ale nie zawsze się chce. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Może. :)

    A proszę bardzo. Ucieszę się jak ci to pomoże. :D
    Jaką historyjkę? Zdradzisz coś? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przy okazji zapraszam do mnie na nowy rozdział :)

      Usuń
  13. Chętnie bym ci pomogła który scenariusz na akcję dalej wybrać, ale w sumie dostałabym spoiler. xD
    Możesz ustalić, co ci się bardziej podoba, a jeśli podobają ci się tak samo obie wersje to może pokieruj się tym, aby zaskoczyć czy coś. ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Hm... No to nie mam pojęcia jak pomóc. xD Chyba, że... Czy w obu przypadkach zakwitnie jakaś miłość? >DDD

    OdpowiedzUsuń
  15. No to dobrze. :D
    Myślę, że natchnie. :3 Jak ostatnio przeczytałam całą trylogię "igrzyska śmierci" to rozdział 14 napisałam na jednym wdechu. ;D
    W sumie jak ci natchnie to szybciej będzie rozdział. >DDD

    OdpowiedzUsuń
  16. Lepsze to niż nic. Szkoda, że nie natchnęła do napisania czegoś o czarownicach, wilkołakach, itp. xD
    U, szybciutko przeczytałaś. :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Nowy rozdział na opo.xx.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wplataj, wplataj. Im więcej się dzieje, tym większa radość z czytania. xd
    W sumie będę musiała sobie odświeżyć postacie bo pamiętam tylko te główne :D
    Myślę, że przydatna. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie to u mnie nowy rozdział. :) zapraszam xd

      Usuń
  19. Zastanawiam się jakie rzeczy cię zainteresowały :)

    Pamiętam tylko tyle, że coś było o twojej wenie i coś o książkach xD

    OdpowiedzUsuń
  20. Nowy rozdział na opo.xx.pl. Zapraszam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej, zapraszam do mnie na nowy rozdział. :)
    http://biala-czarownica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Hejo. :3 Nominowałam Cię do Versatile Blogger, więcej informacji na:
    http://biala-czarownica.blogspot.com/p/versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  23. Witam. Pojawił się nowy rozdział. Zapraszam. ^_^

    OdpowiedzUsuń
  24. Nowa notka na http://tojikomerareta-tori.blogspot.com/, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Rozdział XII, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj. xd
    Nominowałam cię do Liebster Blog Avard. Hyhyhy... teraz do czegoś innego xD
    http://biala-czarownica.blogspot.com/p/liebster-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  27. nowy rozdział u mnie, zapraszam :3

    OdpowiedzUsuń
  28. Dobry. Zapraszam na nowy rozdział :D
    http://biala-czarownica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  29. U mnie nowe... "cuś" xD Zapraszam xd

    OdpowiedzUsuń
  30. Nowy rozdział, zapraszam ;)
    opo.xx.pl

    OdpowiedzUsuń
  31. U mnie nowy rozdział, zapraszam. :3

    OdpowiedzUsuń
  32. nowy rozdział u mnie. :3 zapraszam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  33. Kolejny rozdzialik VN, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Hej, u mnie nowy rozdział, zapraszam. :3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.