Przejdź do głównej zawartości

Oddech ciemności

       


            Dwójka nastolatków szła  szkolnym korytarzem. Wszyscy schodzili im z drogi. Aura jaką roztaczali wokół siebie, paraliżowała nawet nauczycieli. Dziewczyna o włosach białych jak śnieg z kolorowymi pasemkami i chłopak, o czarnych włosach jak heban. Oboje mieli identyczne, ciemne oczy, pochłaniające światło. Nikt nie był na tyle głupi by stanąć im na drodze. Szli w kierunku gabinetu dyrektora. Zatrzymali się pod drzwiami.
          -Co teraz?-zapytała dziewczyna cicho. Miała niski, melodyjny głos. Była niewysoka, a jej poważny wyraz twarzy dodawał jej lat.
          -Wchodzimy-chłopak wzruszył ramionami. Zapukał i popchnął drzwi. Dyrektor popatrzył na nich znad okularów.
          -Chyba powinniście poczekać na korytarzu, aż was wezwę-mruknął. W końcu jednak dał za wygraną i machnął ręką. -Wejdźcie, Cain, Constance -gestem wskazał im krzesła przed swoim biurkiem.-Znowu narozrabialiście-jęknął.-Ile razy mam wam powtarzać? Magia nie jest do zabawy! To, że możecie robić pewne rzeczy, nie znaczy, że powinniście!-zmierzwił sobie ręką włosy, a rodzeństwo wciąż gapiło się na niego bez słowa. -Nie macie nic do powiedzenia?
           -A po co? -zapytała Constance.-Przeprosiny nie będą szczere, nie żałuję, że to zrobiłam. Należało im się-założyła nogę na nogę. Ubrana była w krótką, skórzaną spódniczkę i top. Bawiła się kolczykiem, który miała w wardze. Nierówno obcięte włosy opadały aż do talii. Paznokcie miała pomalowane na czarno.
           -Dyrektorze, sam chciałeś, byśmy chodzili do szkoły. Ale nie obiecywaliśmy, że nie będziemy używać mocy-dodał Cain ze stoickim spokojem. Od stóp do głów ubrany na czarno, podobnie jak siostra.
           -Oboje dostaniecie karę. I to publiczną-warknął Dyrektor. -Nie mam do was cierpliwości!
           -Nikt cię o to nie prosi-stwierdziła bezczelnie Constance. Dyrektor złamał w rękach na pół długopis. Na żadnym z rodzeństwa nie zrobiło to wrażenia. Dopiero krótki pokaz magii nieco ich utemperował.
           -Czy to znaczy, że...-zaczął Cain, ale Dyrektor przerwał mu gestem.
           -Będziecie w różnych klasach. Nigdy więcej nie chcę takich sytuacji! Jasne?!
           -Tak, panie dyrektorze-odezwali się chórem z obojętnością góry lodowej.
           Gdy zamknęły się za nimi drzwi gabinetu dyrektora, rozbrzmiał dzwonek na lekcję. Rodzeństwo rzuciło sobie porozumiewawcze spojrzenie i skierowało się w swoją stronę. Cain wylądował w klasie matematycznej, a Constance artystycznej. Dlaczego, żadne nie wiedziało. Dyrektor się uparł i wręczył im nowe plany zajęć.
          Wszyscy w klasie obserwowali Constance. Dziewczyna się tym nie przejęła i zajęła ostatnią ławkę pod oknem. Ona i Cain nie byli jedynymi nienormalnymi uczniami w tej szkole, ale zdecydowanie wyróżniali się najbardziej. I to nie na plus. Nie żeby ich to obchodziło. Constance, jak na władczynię żywiołów przystało, miała wybuchowy temperament. Obcowanie z żywiołami wpływało na człowieka w taki sposób, że ten przestawał być racjonalny. Stawał się niespokojny i w zależności od tego, jaki żywioł aktualnie był w apogeum, tak się zachowywał. Na nieszczęście Constance, właśnie teraz czuła ogień. A to nigdy nie wróżyło dobrze. Powinna panować nad żywiołami, ale wciąż jej się wymykały. Westchnęła przeciągle. To będzie długi dzień...
           Cain usiadł w ostatniej ławce pod oknem w swojej nowej klasie. Podejrzewał, że jego siostra zajęła podobne miejsce. Nie podobało mu się to, że zostali rozdzieleni. Constance była niestabilna. Ogień przejął teraz nad nią władzę. Cain próbował ją powstrzymać, ale... na niewiele się to zdało. Constance rozniosła tego durnego osiłka. Dzięki wszystkim bogom, w których wierzyli ludzie, nie zabiła go. Wtedy musieliby się gęsto tłumaczyć. Cain, jak na nekromantę przystało, był wyważony i spokojny. Niewiele rzeczy go ruszało od czasu, gdy ożywił pierwszego trupa. Poza tym obcowanie ze zmarłymi i rozmowy z nimi od najmłodszych lat, sprawiły, że nigdy nie miał dzieciństwa. Chciał za to zapewnić to Constance, której moce zbyt często wymykały się spod kontroli. Cain, jako starszy z bliźniaków, obiecał sobie, że jego siostra nie doświadczy problemów związanych z brakiem opanowania. Niestety, marnie mu to wychodziło. Nie umiał do końca panować nad sobą, a co dopiero nad rozszalałymi żywiołami Constance! Cain zagapił się w okno. To będzie naprawdę długi dzień...
***
            Bliźnięta Heel siedziały na murku pod szkołą. Constance miała przewieszoną przez ramię czarną teczkę, nabijaną nitami. Cain z kolei trzymał wojskowy plecak koło stóp. Oboje wpatrywali się w przejeżdżające pod szkołą samochody. Czekali aż ktoś po nich przyjedzie. Mijały minuty ciszy między rodzeństwem.
            -Jak było na zajęciach?-zapytał Cain.
            -Nuda. Czemu klasa artystyczna? Wolałabym sportową-parsknęła Constance. 
            -Podejrzewam, że Dyrektor uznał, że możesz się wyżyć w sztuce-Cain uniósł jedną brew, widząc przebiegającą dziewczynę w różowej sukience. Za nią podążał duch jej dawno i tragicznie zmarłej matki. Kobieta popatrzyła na Caina, ale ten odwrócił wzrok. Tylko tego brakowało, by kolejna dusza się do niego przyczepiła! 
            -Co jest?-zapytała Constance, wyczuwając niepokój brata.
            -Widzisz tamtą dziewczynę? Ma ogon-powiedział cicho Cain. Constance uniosła brew. Ona nie wiedziała duchów, o ile bardzo się nie wysiliła. Podobnie jak Cain nie potrafił panować nad żywiołami, chyba, że wkładał w to dużo pracy, a i tak nie mógł jej dorównać. Ich talenty się uzupełniały. 
             -To kiepsko. Coś jej grozi?-zapytała obojętnym tonem. 
             -Nieee... nic. Ale ona wyczuwa...ją i jest niespokojna.
             -Daj spokój, braciszku. Nie możesz jej pomóc-parsknęła Constance, wiedząc do czego Cain zmierza. Oboje westchnęli przeciągle. Na co im talenty, skoro nie mogli z nich korzystać?
             -Wiem, Constance, wiem to. Chodźmy. Najwyraźniej za tę akcję, wujaszek chce nam nosa utrzeć-Cain wziął swój plecak i zarzucił na ramię. Constance wstała z ociąganiem. Nie przestrzegała regulaminu, jeśli chodziło o ubiór, więc nosiła swoje ciuchy gotki, nie przejmując się nauczycielami i szkołą. Stukała obcasami o chodnik, gdy szli na przystanek autobusowy. Akurat zdążyli na swój. Wsiedli i zajęli ostatnie miejsca. Wszyscy się na nich gapili i wykręcali głowy, by zerknąć na tajemniczą dwójkę, tak odstającą od reszty. Constance popatrzyła na nich i posłała im piorunujące spojrzenie. Jakieś dziecko zapłakało. Dziewczyna uśmiechnęła się.
             -Constance-westchnął Cain. Jego siostra zachowywała się zbyt dziecinnie, by od czasu do czasu nie zmyć jej głowy.
             -Już przestaję-przytuliła się do jego ramienia, ułożyła wygodnie głowę i zasnęła. Cain oparł głowę na ręce i zapatrzył się w okno. Gdy ich moce ujawniły się po raz pierwszy, byli ledwie dziećmi. Cain od zawsze widział duchy, ale moment, w którym zaczął z nimi rozmawiać... był chyba najbardziej przerażającym w jego życiu. Do dzisiaj nie umiał zapomnieć tego uczucia, choć przywykł do niego. Musiał. Jako nekromanta nie miał za dużego wyboru. Moce Constance były o wiele bardziej niszczycielskie. Pierwsze użycie wiatru zmiotło drzewo z ich podwórka. Ogień spalił część ich domu, woda zalała okolicę, a ziemia... Cóż, stała się na jakiś czas nieurodzajna. Constance była za młoda, by panować nad takimi mocami. Cóż, minęło prawie jedenaście lat, a to jedno się wcale nie zmieniło. Jego siostra pozostała dzieckiem w ciele nastolatki. Możliwe, że to była jego wina. Rozpuścił siostrę, ratując ją z tarapatów.
              Gdy autobus się zatrzymał na ostatnim przystanku, Cain obudził Constance. Przetarła zaspane oczy, rozmazując perfekcyjne kreski na powiekach. Cain uśmiechnął się. Urocza!
              -Już?-zapytała, ziewając.
              -Chodź. Wujek nie będzie zachwycony-dodał Cain z grymasem na ustach. Niedbałym gestem zmierzwił sobie włosy. Ruszyli powoli do posiadłości wuja Aldena Heela, brata ich ojca. Cóż, Alden był władcą żywiołów, podobnie jak Constance. Stary kawaler, nigdy się nie ożenił. Nigdy nawet nie wyrażał takich chęci. Możliwe, że gdzieś na świecie była jakaś kobieta... Cain prychnął. Constance posłała mu pytające spojrzenie. -Wiesz czemu wuj nigdy się nie ożenił?-zapytał.
              -Nie mam pojęcia-Constance wzruszyła ramionami. Pchnęła kutą, żelazną bramę. I nagle znaleźli się w zupełnie innym świecie. Dom Heelów stał na totalnym wygwizdowie. Ale co to była za okolica! Żywcem wyjęta z horroru! Baśniowego horroru. Constance szła żwirową alejką, uważając na buty. Zaklęła pod nosem, gdy się zachwiała. Asfalt byłby lepszy dla jej szpilek! Mijała ozdobne, nieco zapuszczone krzewy, wysokie, stare drzewa, skrzypiące przy każdym poruszeniu wiatrem. Cain szedł za siostrą, ignorując baśniowy urok ich miejsca zamieszkania. Od dwóch lat tu przebywali, ale z  jakiegoś powodu, nie umiał przywyknąć. Może dlatego, że Alden był totalnym introwertykiem i rzadko spędzał z nimi czas? Czasem tylko pomagał Constance zapanować nad żywiołami, ale przeważnie siedział w bibliotece nad jakimiś eksperymentami. Cain nigdy nie wnikał, nad czym pracuje. Dzisiaj jednak wuj Alden postanowił powitać ich już w progu domu. A właściwie wielkiej, wiktoriańskiej posiadłości. Gdyby któreś z uczniów ich szkoły zobaczyło to miejsce, uciekłoby  z krzykiem. Posępny dom wprost wyrastał z lasu, a trawnik, wołający o przycięcie, potęgował tylko efekt zapuszczenia tego miejsca. Bliźnięta jednak wiedziały, że to tylko zmyłka dla nieproszonych gości. Każdy kto byłby na tyle głupi, by wpaść w odwiedziny do domu Heelów, miał zastać taki widok. W rzeczywistości, całość była doskonale utrzymana, choć nieco przerażająca. Zwłaszcza gargulce, gapiące się na przybyszów, gdy ci wchodzili po schodkach na werandę. Alden stał w swoim dziwacznym garniturze, z eleganckim szalem na szyi i zegarkiem kieszonkowym w ręce. Zatrzasnął go na widok bratanicy i bratanka, obrzucił uważnym spojrzeniem i warknął coś na dzień dobry.
             -Witaj, wujku-mruknął Cain, a Constance powtórzyła jego powitanie.
             -Znowu narozrabialiście-zaczął na wstępie Alden, a potem odsunął się i ich przepuścił. W środku, dom był sprawiał wrażenie równie wiekowego jak fasada. Stare meble, odrestaurowane by nadawały się do użytku, obrazy mistrzów sprzed wieków i zabytkowe żyrandole z kryształów. Constance i Cain mieszkali we wspaniałym miejscu, gdzie historia przeplatała się z teraźniejszością. I czasem trudno było jedną od drugiej oddzielić. -Ile ja mam wam powtarzać? Nie zwracajcie na siebie uwagi!-w drugiej ręce trzymał laskę z ozdobną, srebrną główką. Postukiwał nią w drewniany parkiet, podkreślając każde słowo i swoją irytację. -W tej szkole nie brakuje obdarzonych, ale wy jako jedyni non stop wpadacie w kłopoty!
              -To była prowokacja!-krzyknęła Constance, a jej oczy zalśniły płomieniem. Cain położył jej rękę na ramieniu w uspokajającym geście. Alden zauważył to i jego oczy też rozbłysły płomieniem.
              -Mogła być, ale ty, droga Constance, nie powinnaś dać się nikomu sprowokować. Któregoś dnia zostaniesz władczynią żywiołów, a to oznacza odpowiedzialność, czy to jasne?
              -Nie możesz zabronić mi korzystać z mocy!-krzyknęła, a stolik do gry w karty rozjarzył się ogniem. Alder spojrzał na to widowisko i pstryknięciem palców ugasił płomienie.
              -Mogę. Wasi rodzice nie żyją i ja jestem waszym prawnym opiekunem. Oboje pójdziecie teraz do siebie. Przebierzcie się, zjemy obiad, a potem czas na trening-Alder odwrócił się na pięcie i zniknął na schodach. Constance zaciskała dłonie w pięści. Fukała cicho, jak rozjuszona kotka.
              -Constance, dość tego. Wuj chce dobrze-powiedział łagodnie Cain. Siostra obrzuciła go zirytowanym spojrzeniem.
              -Przestań-warknęła.-Nie obchodzi mnie to! Należało im się! -ze złością postukując obcasami, poszła do siebie. Cain westchnął. Czeka ich ciężka przeprawa. Dzisiaj Constance została sprowokowana przez chłopaków z klasy. Wygwizdali ją i jej styl. Pewnie by się tym nie przejęła, ale gdy zaczęli naskakiwać na Caina, wybuchła. Dzięki Bogu, Cain zareagował w ostatniej chwili, odciągając siostrę. Te przygłupy nazwały ją wiedźmą i kazali wezwać egzorcystę. Cain gotował się z wściekłości, ale nic nie zrobił, by nie pogarszać ich sytuacji. Constance i tak poparzyła im twarze. Tłumaczenie, że to tylko ogień z zapalniczki, nie pomogło. Zostali odesłani do Dyrektora. I rozdzieleni. Cain bał się tego, co się może dziać, gdy jego nie będzie przy Constance. Tylko on nad nią panował. A teraz? Stracił tą możliwość.
               Constance rzuciła się na łóżko w swoim pokoju. Zatrzasnęła drzwi, zamknąwszy je wcześniej na klucz. Nie życzyła sobie towarzystwa. Ani teraz, ani w ogóle. A najlepiej by wszyscy się wynieśli! Jak ona nienawidziła szkoły, Dyrektora i wuja Aldena! Oni zawsze nią dyrygowali! Nawet Cain nie miał takich problemów! Na myśl o bliźniaku, jej gniew nieco stopniał. Przekręciła się na plecy i wpatrywała w sufit. Jej pokój był równie zabałaganiony jak jej nastoletni umysł. Constance nie znosiła sprzątać. I nienawidziła tapety w kwiatki. Zdarła ją i zastąpiła mrocznymi obrazkami swojego autorstwa. Cały pokój pomalowała na kolory żywiołów. Teraz wpatrywała się w niebieską ścianę, z obrazkami, które rysowała pod wpływem wody. Możliwe, że Dyrektor miał rację. Klasa artystyczna będzie dla niej dobra. Constance była utalentowana, ale nigdy nie starała się tego pokazać. Ani nie dała namówić się na żaden konkurs. Ot, była mroczną nastolatką z paranormalnymi zdolnościami. Nic wielkiego.
                Cain wpatrywał się w okno. Kolejny raz musiał kombinować, jak pomóc buntowniczej siostrze. Z Constance zawsze było dużo problemów. Od dziecka umiała postawić na swoim, obrażała się, gdy czegoś nie dostawała, albo zaczynała używać swoich mocy. Cain musiał ostrożnie z nią postępować. Podobnie jak ich rodzice. Cain wczuł się w rolę opiekuna Constance i tak już pozostało. Nie zapowiadało się też, by role kiedykolwiek miały się odwrócić. Jego siostra, z natury niestabilna emocjonalnie, miała problemy z utrzymaniem furii i gniewu na wodzy, zwłaszcza gdy w sprawę wtrącały się jej moce. Cóż, Alden nie radził sobie z nią zbyt dobrze. Właściwie nikt nie radził poza ich matką, która nie żyła od dwóch lat.
                Dwa lata temu ich rodzice zginęli w wypadku. Przynajmniej według oficjalnej wersji. Cain w to nie wierzył.Może i był wtedy dzieckiem, ale nie oznaczało to, że był ślepy. Samochody nie zapalają się od tak! Gdyby państwo Heel byli normalnymi ludźmi, a nie obdarzonymi, możliwe, że to byłby wypadek. Ale oni byli inni. Byli obdarzeni. Mieli MOC, a to sprawiało, że mogli mieć wrogów w miejscach jakich żadne z ich dzieci by się nie spodziewało.
                I może to był prawdziwy powód dla którego wuj Alden pozostawał kawalerem. Związać się z kimś, wiedząc, że ta osoba będzie wystawiona na ciągłe ryzyko... Nie. Nikt by  się na coś takiego nie zdecydował.
                -Constance! Caine! Obiad! - krzyk wuja obudziłby umarłego! Kruczowłosy Cain by się roześmiał z dowcipu, gdyby nie widywał tak często duchów!
                Na przykład w tym momencie z sufitu zaczęła zwisać ta sama kobieta, która podążała za dziewczyną w różowej sukience! Cain zerwał się z łóżka.
                -Wiedziałam, że mnie widzisz! - powiedziała z tryumfem. - Pomóż mi! -jęknęła błagalnie.
                -Cain! Wuj nas woła! - do pokoju wpadła jak małe tornado Constance. Zatrzymała się i rozejrzała niespokojnie. -Co jest? - burknęła.
                -Cóż, mam gościa - wskazał na sufit. Constance popatrzyła tam, a na jej twarzy początkowo malowało się niezrozumienie, powoli zastąpione przez namysł, by przejść w całkowite zaskoczenie.
                 -Kto to i czego chce?-wytężyła wzrok, wpatrując się mniej więcej w punkt, w którym był duch.
                 -Ona mnie nie widzi?-zapytała kobieta.
                 -Jak się postara, to zobaczy-mruknął Cain, pocierając skronie.
                 -Nie rozmawiajcie przy mnie!-tupnęła ze złością nogą Constance. Zmrużyła oczy. Nastąpiła chwila całkowitej ciszy, aż panna Heel wciągnęła głęboko powietrze w płuca.-Oj, kiepsko wyglądasz-rzuciła do ducha. Kobieta sfrunęła. Stanęła naprzeciwko Caina.
                 -Musisz mi pomóc! Proszę! - wyciągnęła rękę i złapała nią Caina za ramię. Chłopak wzdrygnął się. Nie lubił, jak duchy go dotykały.
                 -Wolnego, paniusiu!-Constance odepchnęła brata i stanęła naprzeciwko ducha.-Nie ruszaj mojego brata!-zawołała wojowniczo.
                 -Chcę tylko byście mi pomogli-duch zaszlochał.-Mam tylko córkę, a grozi jej niebezpieczeństwo! Proszę!
                 -No bez jaj-fuknęła Constance, całkowicie obojętna na łzy. Co prawda, duchy nie mogły płakać, nie tak naprawdę. Łzy były widmowe, podobnie jak całe ich postacie. Cain westchnął ciężko.
                 -Zaczekaj tutaj. Musimy porozmawiać z naszym wujkiem. Wrócimy po obiedzie -obiecał Cain.
                 -Nie!!!-wrzasnął duch, a żarówka w suficie nagle zamigotała, a potem trzasnęła.
                 -Uspokój się, albo cię wyegzorcyzmujemy!-warknęła Constance. -Jestem Constance Heel, a to mój brat, Cain Heel. Jeśli Cain zechce ci pomóc, na mnie też możesz liczyć. Ale jeśli nie zechce, to z chęcią wyślę cię do pieprzonego piekła!
                  -Dość tego, Constance! Pomogę jej. Niech pani tu zostanie. Zaraz wrócimy. I proszę się uspokoić i przemyśleć sprawę-dodał. Dwoje obdarzonych wyszło z pokoju. Constance fukała jak rozjuszona kotka, patrząc spode łba na brata. Cain wydawał się zbyt zamyślony, by przejmować się fochami siostry.
                  -Chyba oszalałeś!-krzyknęła w końcu Constance.-Wiesz, że duchy z definicji są niebezpieczne! A ona przylazła tu i żąda pomoc!-wymachiwała rękoma, mocno gestykulując przy każdym słowie. Cain zbył milczeniem uwagę siostry.-Cain!
                   -Poprosiła o pomoc, Constance, a ty zagroziłaś jej egzorcyzmem. To dusza z niedokończonymi sprawami. Jeśli będę mógł, to jej pomogę. A teraz cicho bądź i ani słowa wujkowi.
                   Weszli razem do jadalni. Constance była obrażona i z niezadowoloną miną zajęła swoje miejsce. Cain z kolei wyglądał tak jak zawsze, czyli "mam wszystko gdzieś". Rodzeństwo Heel zignorowało tyradę wujka Aldena na temat ich zachowania, niepunktualności i ogólnie nieposłuszeństwa. Mieli teraz ważniejsze sprawy na głowie.
                    Jak na przykład zbłąkany duch w pokoju Caina, oczekujący na ich pomoc.

~*~

                    Witam! 
                    Prawdę mówiąc nie przewiduję kontynuacji, ot kiedyś mi się namaił pomysł i powstało rodzeństwo Heel. Podobnie jak w przypadku Magicznej Borówki. Oba opowiadania były wynikiem nudy w pracy. I sprawdzenia samej siebie w pisaniu czegoś podobnego. Dlatego rodzeństwo Heel ma dopiero 17 lat, a Jules ma depresję i w żadnym razie nie jest typową bohaterką moich opowieści. No, przynajmniej taką mam nadzieję ;)
                    Pozdro,
                    K.L.
                      

Komentarze

  1. Oo, widzę, że opowiadanko zainspirowane rodzeństwem Heel ze "Skip beat". :D Wygląd, nazwisko i imię Caina. xD Aż mi się zachciało do tego wrócić!
    Fajne opo, przeczytałabym kontynuację. Kto wie, może jednak Cię na nią najdzie? ;) W razie czego proszę o powiadomienie. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, to trzymaj się tam, kochana!

    Daj spokój, myślałam, że mnie coś trafi. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy... na przykład jutro. W nocy ma być -1/-2, po prostu straszne! *sarkazm* Niech tylko nie potraktują sobie tego jako wymówki, by urządzić sobie wolne.

    Bez komentarza. -.- Co za człowiek...

    Dzięki i nawzajem! Sesja niestety jeszcze mi się nie skończyła, ale za tydzień będę wolnym człowiekiem, uff.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, to niezdrowe. Ale czasem ciężko mieć inne podejście...

    Nie, będę wolna od najbliższej soboty. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Helena

                      Parys był przystojnym młodzieńcem, któremu zawsze sprzyjali bogowie. Widziała go na tym przyjęciu, widziała uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyznę. I tak bardzo go pragnęła! Ale niestety, jej mąż siedział obok, pilnując jej niczym jastrząb. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mogła sypiać z kim chciała, pod warunkiem, że zachowała dyskrecję. I nikt niczego nie mógł zauważyć. Zwłaszcza jej mąż! Życie było takie... nudne. A jej pan... Menelaos! Ten stary dureń! Jakże go nie znosiła! A jego brata? Agamemnon był mściwym, żądnym władzy sukinsynem!            Jak mogła się uwolnić od tego durnia? I jego strasznego brata? Parys, książę trojański, był idealnym kandydatem do tej misji! Znany ze swych podbojów miłosnych, zwodził kobiety z równą łatwością, z jaką syreny ściągały rybaków na skały! Helena nie miała złudzeń-lepszy byłby jego brat, Waleczny i dzielny Hektor o wiele lepiej pasował by do jej wyobrażeń... Ale Hektory był wierny żonie. Helena nie umiała