Przejdź do głównej zawartości

Księżna

           


             Księżniczka Rycheza była zbyt wysoka jak na kobietę i zdecydowanie zbyt dumna z tego powodu. Nosiła się z godnością niepasującą do czwartego dziecka króla, mimo iż była jego ukochaną córeczką. Była też solą w oku wszystkich możnych Królestwa Środkowego. Rozpuszczona jak dziadowski bicz, robiła co chciała i jak chciała. Dzięki ojcu mogła być kim tylko zapragnęła. Trzy starsze siostry już dawno wyszły za mąż. Niestety, ojciec nie miał syna, więc problem sukcesji był wciąż nierozstrzygnięty. Oczywiście, dla Rychezy nie miało to większego znaczenia! Ona nigdy nie zostanie królową. Kobieta nie mogła dziedziczyć. I nawet wola ojca nie zmieni dawno utartego prawa...
               Jednak Rycheza nie pragnęła niczego bardziej, niż by jej ojciec był szczęśliwy... Królowa matka umarła wiele lat temu, gdy Rycheza była dzieckiem. Jej najstarsza siostra wyszła za mąż za księcia z sąsiedniego królestwa, który dziedziczył tron, więc Maria zostanie kiedyś królową... Jej dwie pozostałe siostry, również mężatki, nie miały takiego szczęścia jak Maria. Druga córka, Anna, została żoną pomniejszego księcia z Północy, a trzecia, Katrina, barona z Południa. Tylko Rycheza, mimo swojego dojrzałego wieku, wciąż pozostawała niezamężna. Król ojciec nie chciał rozstawać się z najmłodszym dzieckiem. Rycheza wiedziała o tym i korzystała z tego. Jeździła z ojcem na polowania, uczestniczyła w sądach i naradach, na co krzywili się dworzanie. A gdy ojciec zabrał ją na wojnę, którą toczył ze Wschodem, doradcy króla dostali piany. Jednak żaden nie śmiał się poskarżyć głośno. W końcu to ich król, a Rycheza to księżniczka! Jej małżeństwo może zapewnić spokój w królestwie.
               -Księżniczko! Księżniczko!- Rycheza siedziała w parku otaczającym zamek. Głos jej dwórki niósł się między drzewami. Rycheza wyszła ze swojej kryjówki, nie chciała by ktoś odkrył jej sekretne miejsce.
               -Tutaj-powiedziała z uśmiechem do dziewczyny o złotych włosach, których Rycheza zazdrościła jej z całego serca. Sama posiadała włosy prawie białe, jak jej ojciec. To sprawiało, że wyróżniała się z tłumu nie tylko wzrostem. Denerwowało ją to za każdym razem, gdy ludzie gapili się na nią. Ale te włosy były dowodem na to, że Rycheza to córka króla. Żadna z jej sióstr nie mogła poszczycić się tak jasnymi włosami. Wszystkie miały podobne, złote włosy jak ich matka, której Rycheza nie pamiętała zbyt dobrze. Wolałaby wyglądać jak matka. Wtedy wszystko byłoby prostsze.-Co się stało? Czemu tak goniłaś?
              -Słyszałam od brata, a wiesz, że braciszek mój jest jednym z rycerzy króla-zaczęła swą opowieść Julia-że chcą cię wydać w tym roku za mąż! Ale nie uradzili za kogo! Choć jaśnie pan, król, się sprzeciwiał i odwlekał to, jednak decyzja zapadła! Wydadzą cię za mąż!
              -Spokojnie! Jeszcze nie wiedzą nawet za kogo!-Rycheza roześmiała się serdecznie. Przecież to niedorzeczne! Mogą próbować, nie po raz pierwszy z resztą, pomyślała. Postawi warunki i oni skapitulują wobec jej argumentów. Jak zawsze. Ojciec ją poprze i wszystko będzie dobrze.
              -Masz już prawie dwadzieścia lat, księżniczko!-pisnęła Julia.-Musisz wyjść za mąż!
              -Nie przesadzaj. Nie muszę. Poza tym, nie sądzę, by znaleźli mi odpowiedniego kandydata.-parsknęła lekceważąco.
              -Oj księżniczko, nie lekceważ panów z rady... Oni chcą już od lat wydać cię za jakiegoś możnego władcę. Tylko na razie nie znaleźli odpowiedniego kandydata...
              -Cóż, chyba mam pomysł jak to rozwiązać!-Rycheza z uciechą zatarła ręce. Poszła wprost do ojca i jego Rady. Oczywiście, wpuszczono ją dopiero, gdy skończyli naradzać się w sprawie wojny. Rycheza jednak przełknęła tę zniewagę (w końcu podsunęła im dobry plan, by wygrać, ale została zignorowana, co skończyło się kilkoma krwawymi klęskami i w końcu panowie musieli przyznać młodej księżniczce rację w pewnych sprawach) i stanęła przed starym, szacownym gronem, które miało decydować o jej przyszłości. Wymieniła zdawkowe uprzejmości, pokłoniła się ojcu i czekała aż oznajmią jej, że ma wyjść za mąż. Stłumiła ziewnięcie, gdy zaproponowano jej księcia zza wschodniej granicy. Nie lubiła tego kmiotka. Spotkali się raz, kilka lat temu, a ona go znienawidziła od pierwszego spojrzenia! Książę był od niej o cztery lata starszy. Owdowiał w zeszłym roku. Rycheza podejrzewała, że naciskali na niego, by znalazł sobie żonę. I wybór padł na Rychezę, dziedziczkę bogatego, małego królestwa, z którym graniczyli. Wiadomym było iż król Richard nie chciał żądnego ze swych dotychczasowych zięciów uczynić swym spadkobiercą, co więcej podejrzewano, że to właśnie Rycheza dostanie w posagu całe królestwo! Ktokolwiek się z nią nie ożeni, zostanie możnym władcą.
                -Zgodzę się na małżeństwo-zaczęła Rycheza, a widząc zadowolenie malujące się na twarzach doradców jej ojca, zacisnęła dłonie w pięści.-Ale mam warunki-dodała z uśmiechem.
                -Księżniczko Rychezo, gdybyś nie miała żadnych warunków, bylibyśmy zaskoczeni-stwierdził z dobrodusznym uśmiechem jeden ze starszych rangą dworzan ojca, Eric. On lubił Rychezę, jako jeden z nielicznych. Ponadto zawsze jej sprzyjał. Był dziadkiem Julii, jej damy dworu.
               -Chciałabym by turniej wylosował mi męża-powiedziała, na co nawet Eric uniósł w zdumieniu brwi.-Niech książęta stawią się na zamku, wyprawmy wielką ucztę, której ukoronowaniem będzie mój ślub.
               -Doskonały pomysł!-zawołał król Richard.-Tak, tak zrobimy!
               -I jeszcze coś-powiedziała po chwili Rycheza.-Chciałabym podczas turnieju udawać damę niskiego rodu-i wtedy Rada jak jeden mąż wstała. Gapili się na Rychezę z mieszanymi uczuciami.-Chciałabym ponadto stoczyć ostatnią walkę ze zwycięzcą turnieju...-wtedy panowie przerwali jej i nie dali dojść do słowa. Dopiero Richard położył kres krzykom.
               -Dokończ, Rychezo.
               -Chciałabym walczyć w turnieju. Tylko mężczyzna mogący wytrącić mi broń z ręki dostanie mnie za żonę.
               -Nikt się na to nie zgodzi!-zawołał oburzony Fabian.
               -Z całym szacunkiem księżniczko, to niemożliwe-dodał jego kuzyn, Baptiste.
               -Nikt się nie dowie, jeśli nie podam swojego imienia, ani nie pokażę swojej twarzy. Wystarczy, że ogłosicie, że zwycięzca turnieju zmierzy się z rycerzem księżniczki.
               -To niemożliwe...
               -Zgoda-powiedział król, przerywając wszelkie dyskusje.-Ale ten kto cię pokona, zostanie twoim mężem, czy ci się to będzie podobało, czy nie, Rychezo-powiedział twardo. Księżniczka skłoniła się.
               -Rozumiem i zgadzam się. Zgodzę się na każdego, kto mnie pokona-oznajmiła, będąc pewną, że porażka się jej nie ima. Wyszła z sali obrad z radością. Oczywiście, nikt nie dowiedział się o tym, co planowano. Nikt, poza Radą nie wiedział o ostatnim warunku Rychezy.
***
                Ostatni tydzień wolności Rychezy nadszedł nadspodziewanie szybko. W małym państewku Środka, w jego stolicy, zabrzmiała pieśń. Zjechali się wszyscy znaczni rycerze z całego świata (przynajmniej z całego cywilizowanego świata!). Rycheza jak zapowiedziała, przebrała się za damę niskiego, nic nieznaczącego rodu. Włosy ukryła pod czepkiem. Dzięki Bogu, brwi i rzęsy miała ciemne, a oczy niebieskie, jak wiele osób na dworze. To dawało jej możliwość przyjrzeć się potencjalnym kandydatom do jej ręki. Byli tu rycerze wszelkiego wieku, starzy, młodzi, wolni, wdowcy, a także tacy, którzy walczyli dla swoich panów o rękę księżniczki. Rycheza jednak zaznaczyła, że jej przyszły mąż musi osobiście stanąć do turnieju. Przez pierwsze dwa dni pito i ucztowano. Kolejne dwa dni przyniosły walki turniejowe, które toczyła pomniejsza szlachta. Rycheza, udając chorobę, nie pokazywała się przez cztery dni. Ostatnie dwa dni, przed niedzielą, walki toczyli ci, którzy starali się o rękę królewny. Rycheza obserwowała możnych panów, władców, z bliska, udając dwórkę. Nie zwracała na siebie zanadto uwagi, dzięki czemu dowiedziała się, że jednym z faworytów turnieju jest kuzyn jej szwagra z Południa. Jednak jednym z jego konkurentów był książę zza morza, a także, ku zgrozie Rychezy, znienawidzony książę ze wschodu! Podejrzewano, że ostateczna rozgrywka rozegra się między tą trójką. Rycheza zaciskała ze złości pięści. Jeśli będzie musiała walczyć z... Nagle ktoś na nią wpadł, o mało nie strącając czepka, ukrywającego zdradzieckie włosy. Złapał ją za ramię i przytrzymał. Rycheza dostrzegła zielone oczy, a potem złote włosy. O mało nie zaklęła. Książę ze wschodu, Alain! Szybko wyrwała się i ukłoniła, ukrywając twarz. 
               -Nic ci nie jest, panienko?-zapytał uprzejmie. Ostatnim razem, gdy się wdzieli, Alain złośliwe nadepną jej na  nogę w tańcu, choć ona wcześniej docięła mu przy rycerzach, więc wtedy tylko się na niej odegrał... Ale Rycheza to sobie zapamiętała. To było wtedy, gdy po raz pierwszy chciano wydać ją za Alaina. Miała czternaście lat. Uparła się, że chce poznać przyszłego męża. I doprowadziła wtedy do katastrofy i zerwania zaręczyn. Co prawda, Alain nie był bez winy! Arogancki, denerwujący, pyskaty...
               -Nie, książę. Racz mi wybaczyć-dygnęła i czym prędzej uciekła do swojej komnaty. Przebrała się w koszulę nocną. Jak mogła spotkać właśnie jego? Wolałaby wyjść za mąż za kuzyna szwagra! Z tego co wiedziała, był uprzejmy i miły oraz przystojny! Choć z tym ostatnim nie bardzo się zgadzała... to jednak był lepszy niż Alain! 
               Nazajutrz księżniczka przebrała się w zbroję rycerską. Co prawda, krzywiono się nadal na jej pomysł, ale obstawała twardo przy swoim. Nie chciała pozwolić by przypadek zdecydował o jej przyszłości! Ponadto nie miała swojego rycerza, choć z pewnością znalazłaby kogoś, gdyby tylko poprosiła... Tyle, że ona nie zamierzała prosić. Ojciec król zadbał, by Rycheza nauczyła się walki mieczem. Podobnie jak jej starsze siostry. Ten przywilej zawdzięczała upartej matce, swojej imienniczce. Królowa pochodziła z kraju, w którym królewny uczono walki, taktyki i prowadzenia gospodarki, tak jak w tym kraju dziewczęta uczyły się haftować, malować, grać na instrumentach i prowadzić ciekawe rozmowy. Rychezę poddano gruntownej edukacji w każdej z tych dziedzin. Toteż wywijała mieczem równie sprawnie jak igłą, strzelała z łuku celnie, jak malowała śliczne obrazy. Jej siostry grały i śpiewały, chwaląc się typowo kobiecymi talentami. Konwersowały, posługując się często wyszukanym językiem, cytując poezję, a także czasem szczebiocząc wesoło. Rycheza też tak umiała, ale nudziło ją to. Od kwiecistych przemów, wolała płonące ogniem przemowy wojenne. Od śpiewania, świst strzał i dźwięk zderzającej się stali. Doradcy ojca załamywali już ręce nad dziwacznym obyczajami ich królewny.
              I właśnie dlatego Rycheza , przebrana za mężczyznę, wychodziła na arenę, szykując się do walki. Nie wiedziała kto jest jej przeciwnikiem, to by niczego nie zmieniło. Jej zbroja była lekka, specjalnie dla niej zrobiona na potrzeby tego turnieju. Na wojnę z ojcem zakładała inną, cięższą i nie nadającą się do walki. Miecz tylko wyglądał na ciężki, w rzeczywistości ważył mniej niż oręż, którym walczyli mężczyźni. Rycheza pokłoniła się ojcu, a potem stanęła przodem do swojego przeciwnika. Bez barw swojego kraju, mogła tylko zgadywać z kim się mierzy.
             Na znak króla, zaczęło się. Rycheza nawet nie czekała, natarła pierwsza. Starała się nie krzyczeć przy tym, głos mógłby ją zdradzić. Rycerz zgrabnie sparował jej cios. Zamierzył się i uderzył, wykorzystując swój wzrost. Rycheza jednak nauczyła się unikać takich ciosów. Powinna dać zmęczyć się przeciwnikowi, ale szybko chciała wygrać. Być może to ją zaślepiło... Cokolwiek by to nie było, Rycheza walczyła z zajadłością, jakiej nikt by się nie mógł spodziewać. Wtem, zupełnie niespodziewania, mieczy wyleciał jej z ręki i poszybował pięknym łukiem daleko, poza zasięg jej rąk. Czubek stali dotknął jej klatki piersiowej. Tłum zaryczał, choć do tej pory było cicho. Rycheza gapiła się na swojego przeciwnika, który zgrabnym ruchem ściągnął hełm i wrzasnął do publiczności, tryumfując. Królewna gapiła się na złotowłosego Alaina. Los chyba sobie z niej kpił...
            Ostatkiem swojej woli, uniosła dumnie głową, nie ściągając hełmu i odwróciła się na pięcie, by odejść. Zatrzymał ją jednak Alain, nie wiedząc, że to ze swoją przyszłą żoną walczył. Wyszczerzył proste, białe zęby w durnym uśmiechu.
             -Napijmy się, panie rycerzu!-powiedział.-Musimy uczcić zwycięstwo i przyszłe małżeństwo!
             -Dziękuję, ale nie-powiedziała, obniżonym głosem.
             -Oho! Chłopiec z ciebie! Czemu stanąłeś do walki, młodzieńcze?-zapytał ciekawie Alain. Rycheza wyrwała się i nie odpowiadając, odeszła.
            -Może przynajmniej byś pokazał swoją twarz!-rzucił Alain, ale Rycheza szybko zniknęła z pola widzenia zebranych. Upokorzona na własne życzenie, co tu ukrywać, ściągała zbroję i zakładała strój dwórki. Wymknęła się do komnaty i rzuciła z płaczem na łóżko. Przegrała! Jak mogła przegrać?
            -Córko-usłyszała cichy szept ojca, który wszedł bezszelestnie do jej pokoju. Rycheza usiadł, szybko ocierając twarz z łez.-Pamiętasz swoją obietnicę?
            -Tak, ojcze.
            -Przyjdź na dzisiejszy bal. Książę Alain będzie cię oczekiwał.
            -Do diabła z nim!-rzuciła zupełnie nie po królewsku.-Zapewne Rada jest w siódmym niebie-parsknęła ze złością.
            -Nie zaprzeczę, że im to na rękę-potaknął Richard.-Damy dworu pomogą ci się ubrać-oznajmił wstając. Rycheza również się podniosła, a potem dumnie ukłoniła. Zaczekała aż Julia, Elena, Mała Sara i Antonia, pojawią się z jej suknią. Najpierw się wykąpała, potem natarto jej ciało pachnącymi olejkami, by na koniec wetrzeć je we włosy. Białe pukle rozczesano i pięknie związano. Na głowie miała diadem książęcy. Suknia z niebieskiego, ciężkiego atłasu, z wieloma warstwami pod spodem, wyszywana srebrnymi nićmi i z naszytymi perłami przy staniku, prezentowała się wspaniale na jej smukłej sylwetce. Uszy ozdobiono jej kolczykami z pereł, a na szyi zawieszono odpowiedni wisior z niebieskim kamieniem wielkości dziecięcej pięści. Rycheza widziała ten naszyjnik wiele razy. Naszyjnik jej matki. Nigdy go nie zakładała, a żadna z sióstr nie odważyła się go nosić. Dano go Rychezie, choć Anna czasem utyskiwała, że najpiękniejszy klejnot Królestwa Środka dostał się najmłodszemu dziecku króla. Tak wystrojona, Rycheza wyszła ze swojego pokoju. Wiedziała, że zrobi wrażenie na gościach. W końcu o jej urodzie krążyły różne plotki, podsycane przez jej nieobecność na turnieju i ucztach. Gdy weszła do sali balowej, zapanowało poruszenie. Wszyscy się skłonili królewnie w atłasach, a damy dworu nie opuszczały jej nawet na krok. Rycheza ukłoniła się ojcu z gracją, a potem księciu Alainowi, który gapił się na nią z nie mniejszym zdumieniem niż inni. Dziewczyna stłumiła zirytowane westchnienie i usiadła po lewej stronie ojca. Król władczym gestem nakazał powrócić wszystkim do dalszych zabaw. Stoły ustawiono w podkowę, by w środku była wolna przestrzeń dla minstreli. Grano i śpiewano, z pewnością później rozpoczną się tańce. A służba będzie zmuszona z gracją omijać wstawionych arystokratów i donosić wina, piwa i nowych przysmaków. Rycheza uniosła kielich z winem do ust. Poczuła cierpki smak trunku. Idealny. Alain rozmawiał z jej ojcem, co przyjęła z ulgą. Nie miała ochoty teraz rozmawiać i udawać, że się cieszy. Alain był faworytem Rady Królewskiej. To, że wygrał turniej i pokonał ją, znaczyło, że Rada wygrała i pozbyła się kłopotliwej księżniczki. Z pewnością jej siostry będą zachwycone takim obrotem spraw... Z niewesołych myśli wyrwał ją głos śpiewającego minstrela. Zapatrzyła się na młodzika z harfą. Pieśń opowiadała o wielkiej miłości, co wcale nie zdziwiło Rychezy.  W końcu dziś są jej zaręczyny! Mogłaby się cieszyć ucztą i balem, rzadko mieli tylu gości... Ale nie. Wolała z dumnie uniesioną głową mierzyć srogim spojrzeniem wszystkich, którzy się jej nawinęli. Wyjątkowo złośliwa, sprawiła tylko, że cały wieczór jej unikano. Na szczęście, Rycheza nie zwracała na to najmniejszej uwagi. W końcu dostrzegła swoją szansę i szybko wymknęła się na taras. Odetchnęła chłodnym powietrzem. Chyba będzie padać...
            -Pani - usłyszała za plecami głos, którego w żadnym razie nie chciała słyszeć. Ale niestety, wymogi dworskiej etykiety zmusiły ją do odwrócenia się i dygnięcia.
            -Panie - zapadła niezręczna cisza. Co dwoje obcych sobie ludzi powinni sobie powiedzieć? Alain wyglądał na równie zagubionego jak ona. Rycheza uznała, że to nawet zabawne... Chyba na początek powinna mu pogratulować... -Gratuluję, panie, wygranej - nie udało jej się ukryć niezadowolenia. Alain obrzucił ją taksującym spojrzeniem.
            -Dziękuję-mruknął z roztargnieniem. Wpatrywał się w nią, aż jego oczy błysnęły, jakby rozwiązał jakiś skomplikowany problem.-To ty! Dwórka przemykająca po cichu i szpiegująca rycerzy! - powiedział w końcu. Rycheza mimowolnie oblała się rumieńcem. Jak mógł ją poznać? Widział ją raz!-No proszę, nie spodziewałem się, że moja przyszła żona lubi bawić się w szpiega...
             -Nie drwij ze mnie, książę-warknęła. Alain wyglądał na szczerze ubawionego.
             -Mogłabyś przestać robić taką minę, jakbyś zjadła co najmniej dziesięć cytryn! Cały wieczór wyglądałaś, jakbyś chciała kogoś zabić.
             -Hm...-no i niby co miała powiedzieć?
             -Skoro zostaniemy małżeństwem, to przynajmniej możemy spróbować się dogadać, Rychezo-drgnęła. Jakim prawem mówił jej po imieniu?!
             -Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem-syknęła.
             -Fakt, jeszcze tylko kilka godzin... A potem wesele.
             -Wiesz jak czuje się skazaniec?-zapytała nagle. Alain potrząsnął blond głową.-A powinieneś. W końcu oboje nas wkopano w to małżeństwo-Księże parsknął śmiechem.
             -Ty musiałaś wyjść za mąż, ja potrzebowałem żony. To tylko układ-stwierdził chłodno.
             -Jaka była twoja poprzednia żona?-zapytała nagle. Książę rzucił jej szybkie spojrzenie. Rycheza sklęła w myślach swój niewyparzony język. -Przepraszam, zapomnij, że pytałam-dodała szybko.
             -To żadna tajemnica-zaczął powoli.-Ale też nie temat do rozmów na balu.
             -Przepraszam-powtórzyła, rozpaczliwie pragnąc uciec stąd jak najdalej. Albo zapaść się pod ziemię! Tak, to by ją wybawiło od wszelkich kłopotów.
             -Kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, nie potrafiłaś przepraszać-wytknął jej, co spowodowało tylko, że Rycheza zapragnęła umrzeć. I nawet zaczęła planować swoje samobójstwo, byleby uciec od Alaina!-Choć wtedy byłaś dzieckiem...-dodał w zamyśleniu.
              -Skończysz te wspominki, książę? Co było, to było.
              -Ale czemu? Przecież to było nasze pierwsze spotkanie!-otwarcie z niej drwił!
              -Alain!-warknęła w końcu, nie wytrzymując. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Niestety, marnie wyszło, gdyż książę był od niej wyższy. Mogła tylko patrzeć na niego spode łba.
              -O proszę! A więc jest gdzieś tu tamta rozpuszczona Rycheza!-stuknął ja palcem w ramię. Na co księżniczka uderzyła go w dłoń. Alain w końcu się roześmiał.-Już dobrze, dobrze! Nie będę cię dzisiaj więcej nękał!
              -To świetnie. Za twoim pozwoleniem, panie-dygnęła.
              -A co zrobisz, jak nie pozwolę ci odejść?
              -Książę, bardzo starałam się być uprzejma, ale czy mógłbyś nie próbować tak usilnie wyprowadzić mnie z równowagi?
              -Ależ ty robisz taką zabawną minę jak się złościsz! Czy pozbawisz swojego przyszłego męża tej przyjemności? -zamrugał niewinnie oczami. Rycheza zacisnęła dłonie w pięści, a potem z całej siły nadepnęła mu na stopę.-Auu!-Alain odchrząknął i oparł się o balustradę.
             -Księżniczko!-usłyszała karcący głos Julii. Przymknęła oczy. Tylko nie to...-Książę, nic ci nie jest? Księżniczka nie czuła się ostatnio najlepiej-posłała Rychezie ponure spojrzenie.
             -Nic mi nie jest, panienko-uśmiechnął się promiennie.-Poza tym to moja wina. Nie powinienem wystawiać na próbę cierpliwości mojej przyszłej małżonki. W końcu powinienem pamiętać jak skończyło się to ostatnim razem-dodał z kpiną. Przez ostatnie kilka lat swojego życia, Rycheza nigdy się tak nie wstydziła swojej impulsywności. Nigdy.
             -Dobrej nocy-powiedziała w powietrze, a potem odeszła, zostawiając Julię i Alaina. Szybkim krokiem zmierzała w kierunku swoich komnat. Jednak nie dane było jej spokojnie dotrzeć do sypialni. Nie spodziewała się, że Alain będzie aż tak uparty!
             -Mówiłem poważnie-powiedział, gdy tylko się zatrzymała. Musiał za nią biec.-Powinniśmy się dogadać. Inaczej nasze małżeństwo będzie porażką.
             -Jako mąż i żona będziemy mogli się unikać-stwierdziła chłodno.
             -A nie szkoda by ci było marnować życia na ciągłe kłótnie?-zapytał. Rycheza przyznała mu rację.
             -Co proponujesz?-zapytała. Zielone oczy błysnęły.
             -Na początek może zaczniemy od próby zaprzyjaźnienia się?
             -To znaczy...?-zmarszczyła brwi.
             -Alain-skłonił się jej uprzejmie.
             -Rycheza-uśmiechnęła się mimo woli.
             -To dla mnie zaszczyt. Co było, to było-zacytował ją.-Od jutra... od teraz spróbujmy się dogadać. Czy możesz obiecać mi szczerość, Rychezo?
             -Szczerość?-zapytała zdumiona.-Czemu akurat szczerość?
             -Sądzę, że powinniśmy się szanować i być ze sobą szczerzy. Słyszałem, że obecnie pomagasz ojcu rządzić-zmienił temat.
             -Owszem-potaknęła ostrożnie.
             -I pewnie jako żona nie zmienisz swoim obyczajów.
             -Nie mam zamiaru.
             -Dobrze. Co jeszcze powinienem o tobie wiedzieć i czego się spodziewać?
             -Książę, porozmawiamy jutro. To będzie naprawdę długa rozmowa-dodała.
             -Mów mi po imieniu-mruknął. Rycheza skinęła głową. Pożegnali się pod drzwiami jej sypialni.

***

               Naprawdę trudno jej było uwierzyć w to, że wychodzi za mąż. Że wyjedzie z zamku, który był przez tyle lat jej domem. No i, że teraz będzie musiała zrezygnować z części jej dotychczasowych zajęć, takich jak walka, czy branie udziału w naradach. Podejrzewała, że Alain nie zgodzi się, by robiła to samo, co na dworze ojca. Ku jej bezbrzeżnemu zdumieniu, Alain został z nią w zamku. Oznajmij, że na razie nie spieszy mu się wracać do domu i chętnie pozna lepiej swojego teścia. Rycheza zaskoczona takim obrotem spraw, nawet nie zapytała, dlaczego to robił. Z radością przyjęła decyzję księcia męża. Ponadto w ich noc poślubną nic się nie wydarzyło! Alain wtedy tylko westchnął, pokiwał do siebie głową i oznajmił, że nie tknie jej, dopóki sama do niego nie przyjdzie. Tym zdaniem sprawił tylko, że Rycheza prawie przewróciła się ze zdumienia. Gdzie się podział ten dzieciak, który deptał jej stopy? Zdaniem Julii najwyraźniej dorósł. A może wyniósł sporo nauk z poprzedniego małżeństwa? Nie ważne co, ważne były efekty! 
                Codziennie jeździli na polowania i pikniki, zwiedzając małe królestwo Richarda. Czasem Rycheza zabierała Alaina na długie wycieczki, opowiadając z zapałem o rolnictwie, miastach i handlu. Książę słuchał cierpliwie, nie zdradzając się ze swoimi myślami. 
                 -Ty się naprawdę na tym znasz-powiedział, gdy pewnego dnia stali nad brzegiem stawu rybnego, a Rycheza rozmawiała z rybakiem. Odwróciła się do męża zdumiona.
                 -Trochę tak-potaknęła.
                 -Trochę?-zdumiał się Alain.-Chyba powinienem mianować cię ministrem, jak wrócimy do domu! I zwolnić swoich doradców! Na co mi oni, gdy mam taką mądrą żonę?
                 -Przesadzasz, panie-zarumieniła się na ten niespodziewany komplement. 
                 -Poza tym oni cię uwielbiają-wskazał palcem na poddanych Richarda. Rycheza popatrzyła na rybaków, kłaniających się jej w pas i pozdrawiających ją. Odpowiadała na pozdrowienia uprzejmie, ale bez zbytniej atencji. Szanowała tych ludzi, którzy ciężko pracowali na swoje utrzymanie. Tego nauczył ją ojciec. 
                 -Tak, chyba masz rację-potaknęła zdumiona. 
                 -Nie żartowałem. Zrobię z ciebie ministra!-dodał. Rycheza mimowolnie parsknęła śmiechem. Przyzwyczajała się do prostolinijnego Alaina i jego żartów. -Nie żartowałem - powtórzył. 
                 -Książę, kobieta nie może rządzić ani doradzać! To przecież nie wypada!-uśmiechnęła się przekornie.
                 -A od kiedy ty się przejmujesz zdaniem innych ludzi? W końcu turniej był twoim pomysłem-rzucił jej spojrzenie z ukosa.-Rychezo, naprawdę sądziłaś, że się nie dowiem?-zapytał pobłażliwie.-Chciałaś zagrać na nosie Radzie Richarda, a ostatecznie to tobie zagrali. Zostaliśmy tu, a ludzie plotkuję-dodał. 
                 -Od dawna wiesz?-zapytała słabo.
                 -Prawie od początku-potaknął.-Choć nie powiem, dobrze walczysz.
                 -Dworujesz sobie ze mnie, panie! 
                 -Ależ skąd. Ze skromnością ci nie do twarzy-dodał.-Nigdy nie podejrzewałem, że kobiety mogą walczyć.
                 -Powinieneś odwiedzić kraje za morzem, na Północy. Tam wszystkie kobiety umieją walczyć. Jak moja matka-oznajmiła z dumą.
                 -To wyjaśnia czemu ojciec na tyle ci pozwalał.
                 -Tak, to wpływ Północy. Kobiety mogą dziedziczyć koronę. W niektórych krajach za morzem władza przechodzi tylko w ręce kobiet. 
                 -Hm... Innowacyjny pomysł.
                 -Nie bardzo. Tam jest tak od wieków. I jakoś sobie radzą. Rządzą, zwyciężają w wojnach i mnożą bogactwa.
                 -Chciałabyś być jedną z tych królowych-stwierdził. Wracali do zamku. Rycheza nie wiedziała, czy powinna brnąć dalej w ten temat. Ale co jej zależało? 
                 -Tak. Wtedy odziedziczyłabym tron ojca.
                 -I nie musiałabyś się spieszyć z małżeństwem-dokończył. Rycheza przytaknęła. Nie było sensu kłamać.
                 -Nie powiem, że mi przykro, gdyż byłoby to kłamstwo... Ale cieszę się. Gdyby to była Północ, nie zostałabyś moją żoną - spojrzał na nią niespodziewanie czule. Rycheza spłonęła rumieńcem, jak to się często zdarzało ostatnio w towarzystwie księcia. - Wracamy? - zapytał, odwracając się w kierunku zamku.
                 -Tak... Tak! Wracajmy. Tata się pewnie niepokoi - mruknęła. Spięła konia i pogalopowała w stronę zamku. A u jej boku jechał jej mąż, książę, którego do niedawna nie znosiła.

 ***

                 -Chciałabym dzisiaj wyglądać... pięknie - oznajmiła Rycheza swoim służkom. Dziewczęta popatrzyły na nią i wymieniły porozumiewawcze uśmiechy. Przyniesiono jej muślinową, bladoróżową suknię i pasującą wstążkę. Na szyi zawiesiły jej sznur pereł. Rycheza stała przed lustrem oglądając się z każdej możliwej strony i poprawiając jasne włosy. Denerwowała się, gdy schodziła na kolację. Ona chciała zrobić wrażenie. Na Alainie. Może za bardzo się wystroiła? Już prawie zawróciła, ale Julia, która szła za nią, popchnęła ją do przodu.
                 -Nie denerwuj się, Wasza Wysokość. Z pewnością książę zaniemówi z wrażenia - zachichotała, czym zarobiła na kuksańca od księżnej. Julia skrzywiła się, ale nic więcej nie powiedziała. Rycheza weszła do komnaty. Spuściła wzrok na stopy. A potem pewnie podniosła głowę. Co ona wyprawiała? Uśmiechnęła się do ojca, a następnie do męża. Obaj wyglądali na zaskoczonych. Może jednak przesadziła z tą suknią? Może różowy to nie jej kolor? Szła do stołu, z mocno bijącym sercem. Gdy usiadła, Alain pochylił się w jej stronę.
                -Wyglądasz przepięknie - szepnął jej na ucho, a Rycheza spłonęła rumieńcem. Uśmiechnęła się nieśmiało w odpowiedzi na ten zaskakujący komplement. Kolacja minęła im w spokojnej, ale wesołej atmosferze. Rycheza i Alain rozmawiali z ożywieniem, a król wpatrywał się w swoją córkę i zięcia z zadowoleniem. Gdy prawie wszyscy opuścili salę, książęca para nawet tego nie zauważyła. Służba zaczęła sprzątać, a w tym czasie nowożeńcy przenieśli się do saloniku, wciąż dyskutując.
                 -Doprawdy Rychezo! Nie sądzisz, że lepiej by było zmodernizować administrację by lepiej działała?
                 -Ależ ona działa doskonale! Sądzę, że wojsku przydałyby się zmiany. Od dawna niczego tam nie zmieniano. Może jakaś nowa taktyka...? - zamyśliła się. Alain wybuchnął śmiechem.
                 -Nie ma wojny, by obmyślać taktykę-uścisnął jej dłoń.
                 -"Kto chce pokoju, szykuje się na wojnę!" -zacytowała z rozbawieniem.-Ale wracając do tematu...
                 -Może już dość o polityce? Powinnaś już iść spać, zamiast wykłócać się ze swoim mężem! - rzucił, patrząc znacząco na drzwi jej komnaty. Rycheza zawahała się. Popatrzyła spod rzęs na złotowłosego księcia. Chwilę tak stali w zupełnej ciszy, aż w końcu Alain pochylił się nad nią i ich usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Księżna zadrżała z przejęcia. Co prawda, już raz się całowali, podczas ślubu, ale teraz to było coś innego. Teraz tego chciała. Oderwali się od siebie. Popatrzyła na męża. -Idź do siebie, zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować-powiedział cicho, niskim głosem, który wstrząsnął nią. Przygryzła wargi.
                -Ale jesteś moim mężem-rzuciła, zbierając się na odwagę. Alain popatrzył na nią, zdumiony tą śmiałością. A co tam! Raz się żyje! pomyślała Rycheza. Otworzyła drzwi i popatrzyła na niego wymownie. Zobaczyła jak chwilę walczy sam ze sobą, aż w końcu z westchnieniem kapituluje.
                -Wygrałaś, moja pani - powiedział cicho i przeszył ją gorącym spojrzeniem. Rycheza po raz nie wiadomo który tego dnia, uśmiechnęła się z zadowoleniem.
         

~*~

             Ajajaj! No proszę, wyszło prawie soft porno! Niewiele brakowało - nie umiem pisać dobrych scen erotycznych. Możliwe, że jestem na to zbyt... pruderyjna. Albo zwyczajnie brak mi talentu.
             Albo jestem hipokrytką, skoro przeczytałam 50 twarzy Greya. Cóż, ale chyba czytać, to nie to samo co pisać... Hm... Okey, dosyć tych rozważań!
            Prezent na Dzień Dziecka, najlepszego  moi mili! :*

             Pozdro,
             K.L.

              

Komentarze

  1. Hahah, Rycheza i Alain mnie rozwalili, są tacy słodcy! <3
    Dobre zakończenie, nie chciałabym, żebyś opisywała wiadomo czego, tak jest ładnie. <3
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej! Co ja widzę?!
    Księżniczka machająca mieczem? Stawiająca warunki? Doradzająca w rządach? Krótko: lubię to!
    Rychezę polubiłam od razu - pewna siebie, znająca swoją wartość, sprytna, co tu dużo mówić, takie postaci kobiece mają w sobie to "coś". Są dużo ciekawsze od tych niedoceniających się, egzaltowanych panienek.
    Alain, tak... No... Czy ja muszę coś mówić? xD
    A gdzie tam znowu soft porno! Nic z tych rzeczy! Zakończone subtelnie i z klasą. Czasem lepiej jest pewne kwestie zostawić niedomówione, tak jest ciekawiej. Scena erotyczna tylko zepsułaby klimat tego opowiadania i byłoby, no cóż, po prostu wulgarne. Nie wiem czy to przez pruderyjność, czy coś innego, ale cokolwiek to było, cieszę się bardzo, że nie pozwoliło zepsuć tej sceny. A sztuką jest nie zepsuć zakończenia!
    Poza tym, pod względem technicznym było to cholernie dobrze napisane opowiadanie! Nie wiem jak to robisz, ale warsztat masz coraz lepszy, tak że gratuluję i podziwiam!

    Pozdrawiam - Andzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim miłe, to szczere! Zawsze mówię szczerze. Chyba że rozmawiam z idiotami. Wtedy im wkręcam na potęgę. xD
      Ale to bardzo dobrze! Tu na przykład łamiemy stereotyp typowej księżniczki bez charakteru, mdlejącej na turniejach, myślącej tylko o wyszywaniu obrusów i krzywiącej się na widok broni. Rycheza śmieje się w twarzy wszystkim tym głupstwom, łapie za miecz i sama idzie walczyć z kandydatem na męża! No czapki z głów!
      O, nie czytałam tego jeszcze, ale skoro polecasz... Swoją drogą, ostatnio przeczytałam "Post-Polonię" Wolskiego. I było mi przykro.
      Właśnie ze scenką na końcu nie wyszłoby dobrze. xD Czasem lepiej zostawić coś wyobraźni czytelnika.
      Jak wszystko inne. Pisanie to też kwestia praktyki i nauki na własnych błędach. Życzę powodzenia w dalszym rozwijaniu warsztatu!

      Usuń
    2. I bardzo dobrze. Nonkonformizm zawsze spoko! :D
      Żebyś wiedziała, że się udało! Chociaż, bądźmy szczere, gdyby nie przychylność ojca, to i jej charakter nic by nie zdziałał.
      Trzeba przyznać, to była zabawnie i ironicznie napisana książka, więc powinnam być zachwycona. A jednak ta gorycz wybijająca się spod humoru dawała do myślenia. I dlatego było mi przykro.
      Ja poproszę! :D <3

      Usuń
  3. Nawiązania do mitologii skandynawskiej widzą oczy nasze... ;)

    Tak trzymaj, świetny tekst!

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  4. Rycheza trochę skojarzyła mi się z Valerią. Obie silne kobiety, które nie pozwolą by ktoś rządził ich przyszłością. Rycheza dzielnie walczyła, ale to było do przewidzenia że przegra i hajtnie się z Alainem, który z kolei kojarzy mi się z Alexem xDD Ty masz chyba jakąś słabość do blondynów co? :D W sumie ja ubóstwiam blondynów. Szczególnie takich uroczych.
    Byłam ciekawa czy kiedykolwiek Rycheza przekona się do męża, ale na szczeście to się udało. Uwielbiam takie historie. I kiedy poprosiła służki aby ubrały ją ładnie już wiedziałam dla kogo to było. Yhhyhyhyhyyh. :>
    Idealne zakończenie! Uważam, ze scena erotyczna by popsuła trochę tą niewinność. I to było bardziej urocze i wgle xD
    Btw, też nie umiem scen erotycznych pisać xDD Nie jesteś sama. Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Helena

                      Parys był przystojnym młodzieńcem, któremu zawsze sprzyjali bogowie. Widziała go na tym przyjęciu, widziała uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyznę. I tak bardzo go pragnęła! Ale niestety, jej mąż siedział obok, pilnując jej niczym jastrząb. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mogła sypiać z kim chciała, pod warunkiem, że zachowała dyskrecję. I nikt niczego nie mógł zauważyć. Zwłaszcza jej mąż! Życie było takie... nudne. A jej pan... Menelaos! Ten stary dureń! Jakże go nie znosiła! A jego brata? Agamemnon był mściwym, żądnym władzy sukinsynem!            Jak mogła się uwolnić od tego durnia? I jego strasznego brata? Parys, książę trojański, był idealnym kandydatem do tej misji! Znany ze swych podbojów miłosnych, zwodził kobiety z równą łatwością, z jaką syreny ściągały rybaków na skały! Helena nie miała złudzeń-lepszy byłby jego brat, Waleczny i dzielny Hektor o wiele lepiej pasował by do jej wyobrażeń... Ale Hektory był wierny żonie. Helena nie umiała