Hey!
Kiran czyta. Nie to co powinna. Ale to chyba żadna nowość, co? Jest czas przedsesyjny. Potem będzie sesja. A potem po sesji praktyki. Czas dla siebie? Może kiedyś, po studiach... Hahahaha xD Jasne! Pomarzyć zawsze można!
Więc czytam. Czytam Kobietę dość doskonałą Sylwii Kubryńskiej. Jestem w trakcie, ale już mam jakieś przemyślenia. Ale to też nic dziwnego *śmiech*.
Wszystko zaczyna się, gdy narratorka (podejrzewam, że sama autorka) jest dzieckiem. Opowiada o swoim dzieciństwie. O rodzinie. O wymaganiach stawianych dziewczynkom. O różnicach w wychowaniu dziewcząt i chłopców. Obraz kompleksów, które można by rzec, są nam, kobietom, wpajane od dzieciństwa. Bo dziewczynka ma być śliczna. Bo ma mieć same piątki (a obecnie szóstki), bo ma gonić za jakimś niedoścignionym ideałem... I wiele innych rzeczy. Mamy kompleksy. Mamy polskie realia. Polską, zwyczajną rodzinę. Rodzinę nieidealną. I to podkreślam. Jak to jest, gdy ktoś wsadza Cię na siłę w jakieś ramy, ograniczające Twój świat? Autorka nie oszczędza w słowach. Potrafi zakląć, kiedy trzeba. Potrafi przedstawić sytuację nastolatki tak wiarygodnie, że widzę taką smarkulę, farbującą włosy i strojącą się na pierwszą randkę! Widzę tego zakompleksionego dzieciaka.
Im dalej w las, tym więcej drzew, jak to się mówi. Teraz już niemalże jestem pewna, że to autorka pisze o swoim życiu. Czy to biografia? Nie. Raczej nie. To coś na kształt przemyśleń. Obserwacji. Opis doświadczeń. Szczerze mówiąc, z każdą stroną czuję tylko większe przygnębienie. I coraz mniej podoba mi się świat, jaki się maluje przed moimi oczami.
Kolejna spostrzeżenie: nie mogę oceniać Matek Polek, w ogóle matek, babć, czy żon. Nie jestem matką, ani tym bardziej babcią! Nie mam faceta, więc nie wiem zbyt wiele o stałych związkach (poza moimi obserwacjami parek, narzeczonych i małżeństw, wśród znajomych), a jednak mogę dostrzec pewien wzorzec, w jaki wpisują się kobiety.
Mogłabym powiedzieć, że trafia do mnie ta książka, bo mam coś w sobie z tej osoby, opisanej w książce. Podejrzewam, że mam bardzo dużo, choć dorastałam w innej rodzinie, z innymi realiami. A jednak! Mnie też próbowano wsadzić w ramy. I udało się. Stałam się konformistką. Robiłam to czego ode mnie wymagano. Byłam taka, jak oczekiwano. A jednocześnie nie byłam. Nie byłam dosyć idealna. Dosyć ładna. Po prostu dosyć. Jak własna rodzina może wpędzić w kompleksy? Jak można wmawiać dziecku, że nie jest dość ... wstaw sobie cokolwiek Ci odpowiada. Można. Rodzice chcą mieć idealne dzieci. Mieć idealne życie. Ba! Nie tylko rodzice! Wszyscy tak chcą. Patrzą na celebrytów, którym udało się osiągnąć sukces, mają zajebiste życie. Robią sto rzecz na raz i im się udaje. Patrzymy na ten świat i co? I zastanawiamy się czemu my tak nie umiemy. Czemu nie jeździmy na narty w Tatry, nie śpiewamy, tańczymy gramy, nie mówimy biegle sześcioma językami, nie wyglądamy idealnie, nie... No nie. Nie jesteśmy robotami. A celebryci mają sztab ludzi odpowiedzialnych za wizerunek i marketing, a o tym się jakiś nie mówi.
Tak naprawdę nic w życiu nie jest proste. I wzruszanie ramionami nad każdym sukcesem i pędem po jakąś następną nagrodę, na wyimaginowanym podium jest... cóż, głupie. "Raz na górze, raz na dole, ale zawsze bujany" -> jak to gdzieś, dawno temu, wyczytałam. Fajnie brzmi-cieszmy się sukcesami, a z porażek wyciągajmy wnioski. Szkoda, że nie jest to takie proste.
Żeby nie było, że autorka tylko się żali. Że ma pretensje do całego świata. Nie ma. Nie tędy droga, by mieć. Nie. Myślę, że autorka po prostu opowiada o tym co było, dając tym samym pomysł na to jak mogło być. I choć często, gdy czytałam tę książkę miałam ochotę wyć, wrzeszczeć, płakać i się śmiać, to jednak pozostawi ona coś na kształt nadziei. Że nie wszystko stracone, że można wszystko zmienić. Że można zniszczyć ramy i wyjść poza nie. Można? Nawet trzeba. Bo ja to jestem ciekawa jaki świat kryje się dalej. Poza horyzontem.
Cóż, jak już mówiłam, mnie ta książka przygnębiła. Ale i zmusiła do refleksji i zrobienia rzetelnego rachunku sumienia. I z całą pewnością powiem, że mi się nie spodobało, to co ujrzałam. A skoro tak, to chcę popracować nad sobą. I nad pewnością siebie.
Pozdro,
K.L.
Kiran czyta. Nie to co powinna. Ale to chyba żadna nowość, co? Jest czas przedsesyjny. Potem będzie sesja. A potem po sesji praktyki. Czas dla siebie? Może kiedyś, po studiach... Hahahaha xD Jasne! Pomarzyć zawsze można!
Więc czytam. Czytam Kobietę dość doskonałą Sylwii Kubryńskiej. Jestem w trakcie, ale już mam jakieś przemyślenia. Ale to też nic dziwnego *śmiech*.
Wszystko zaczyna się, gdy narratorka (podejrzewam, że sama autorka) jest dzieckiem. Opowiada o swoim dzieciństwie. O rodzinie. O wymaganiach stawianych dziewczynkom. O różnicach w wychowaniu dziewcząt i chłopców. Obraz kompleksów, które można by rzec, są nam, kobietom, wpajane od dzieciństwa. Bo dziewczynka ma być śliczna. Bo ma mieć same piątki (a obecnie szóstki), bo ma gonić za jakimś niedoścignionym ideałem... I wiele innych rzeczy. Mamy kompleksy. Mamy polskie realia. Polską, zwyczajną rodzinę. Rodzinę nieidealną. I to podkreślam. Jak to jest, gdy ktoś wsadza Cię na siłę w jakieś ramy, ograniczające Twój świat? Autorka nie oszczędza w słowach. Potrafi zakląć, kiedy trzeba. Potrafi przedstawić sytuację nastolatki tak wiarygodnie, że widzę taką smarkulę, farbującą włosy i strojącą się na pierwszą randkę! Widzę tego zakompleksionego dzieciaka.
Im dalej w las, tym więcej drzew, jak to się mówi. Teraz już niemalże jestem pewna, że to autorka pisze o swoim życiu. Czy to biografia? Nie. Raczej nie. To coś na kształt przemyśleń. Obserwacji. Opis doświadczeń. Szczerze mówiąc, z każdą stroną czuję tylko większe przygnębienie. I coraz mniej podoba mi się świat, jaki się maluje przed moimi oczami.
Kolejna spostrzeżenie: nie mogę oceniać Matek Polek, w ogóle matek, babć, czy żon. Nie jestem matką, ani tym bardziej babcią! Nie mam faceta, więc nie wiem zbyt wiele o stałych związkach (poza moimi obserwacjami parek, narzeczonych i małżeństw, wśród znajomych), a jednak mogę dostrzec pewien wzorzec, w jaki wpisują się kobiety.
Mogłabym powiedzieć, że trafia do mnie ta książka, bo mam coś w sobie z tej osoby, opisanej w książce. Podejrzewam, że mam bardzo dużo, choć dorastałam w innej rodzinie, z innymi realiami. A jednak! Mnie też próbowano wsadzić w ramy. I udało się. Stałam się konformistką. Robiłam to czego ode mnie wymagano. Byłam taka, jak oczekiwano. A jednocześnie nie byłam. Nie byłam dosyć idealna. Dosyć ładna. Po prostu dosyć. Jak własna rodzina może wpędzić w kompleksy? Jak można wmawiać dziecku, że nie jest dość ... wstaw sobie cokolwiek Ci odpowiada. Można. Rodzice chcą mieć idealne dzieci. Mieć idealne życie. Ba! Nie tylko rodzice! Wszyscy tak chcą. Patrzą na celebrytów, którym udało się osiągnąć sukces, mają zajebiste życie. Robią sto rzecz na raz i im się udaje. Patrzymy na ten świat i co? I zastanawiamy się czemu my tak nie umiemy. Czemu nie jeździmy na narty w Tatry, nie śpiewamy, tańczymy gramy, nie mówimy biegle sześcioma językami, nie wyglądamy idealnie, nie... No nie. Nie jesteśmy robotami. A celebryci mają sztab ludzi odpowiedzialnych za wizerunek i marketing, a o tym się jakiś nie mówi.
Tak naprawdę nic w życiu nie jest proste. I wzruszanie ramionami nad każdym sukcesem i pędem po jakąś następną nagrodę, na wyimaginowanym podium jest... cóż, głupie. "Raz na górze, raz na dole, ale zawsze bujany" -> jak to gdzieś, dawno temu, wyczytałam. Fajnie brzmi-cieszmy się sukcesami, a z porażek wyciągajmy wnioski. Szkoda, że nie jest to takie proste.
Żeby nie było, że autorka tylko się żali. Że ma pretensje do całego świata. Nie ma. Nie tędy droga, by mieć. Nie. Myślę, że autorka po prostu opowiada o tym co było, dając tym samym pomysł na to jak mogło być. I choć często, gdy czytałam tę książkę miałam ochotę wyć, wrzeszczeć, płakać i się śmiać, to jednak pozostawi ona coś na kształt nadziei. Że nie wszystko stracone, że można wszystko zmienić. Że można zniszczyć ramy i wyjść poza nie. Można? Nawet trzeba. Bo ja to jestem ciekawa jaki świat kryje się dalej. Poza horyzontem.
Cóż, jak już mówiłam, mnie ta książka przygnębiła. Ale i zmusiła do refleksji i zrobienia rzetelnego rachunku sumienia. I z całą pewnością powiem, że mi się nie spodobało, to co ujrzałam. A skoro tak, to chcę popracować nad sobą. I nad pewnością siebie.
Pozdro,
K.L.
Jestem wdzięczna moim rodzicom, że nie próbowali mnie na siłę zmieniać, że nie wymagali ode mnie zbyt wiele. Szczerze mówiąc, to ja stawiam sobie wymagania, czasem okropnie głupie. Znaczy... już z tego wyrosłam (albo prawie), ale w przeszłości bywało ciężko. Wiedziałam, że nie wpasowuję się w te wszystkie ramy i źle się z tym czułam... ale teraz się cieszę, bo grunt to być sobą!
OdpowiedzUsuńTak jest niestety często :< Ale co zrobisz. Moi rodzice chcieli abym była taka jak mój starszy brat - sportowcem, ale jednocześnie jeszcze lepsza bo się dobrze uczyłam. Ale cóż... Choroba mnie pokonała i branie hormonów nie sprzyjało bieganiu. Rodzice wtedy zrozumieli, że nie mogę być dobrym sportowcem, więc abym się chociaż dobrze uczyła, ale zrozumieli to za późno i ani tego i tego nie chciało mi się robić. xDDD Poczytałabym tą książke, ale skoro ciebie przygnębiła mnie też by mogla. A jak chce być przygnębiona to wystarczy że pomyślę o czasach gimnazjum. xDD
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod ostatnim zdaniem Ayi :D
Możliwe że dlatego.
UsuńAah, nie wiedziałam. Niestety ja z historii jestem słaba. Mam podstawową wiedzę. :D Zwale na tą nową podstawę programową. ;)
A za komentarze nie ma za co. Chciałam się pochwalić, że jeszcze żyję :D
No nie wiem. Ja na przykład cieszę się, że rodzice ode mnie wymagali. Gdyby nie to, pewnie dziś nie byłabym tam, gdzie jestem i nie umiałabym tego, co umiem. Nauczyli mnie, że mogę osiągnąć wszystko, jeśli tylko tego zapragnę i włożę w to wysiłek. I taka jest prawda. Nie mam przez to kompleksów i nigdy nie miałam. Śmiem twierdzić, że jest odwrotnie! Bo kto da radę, jak nie ja? :D
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą, to zapraszam na rozdział! Tak, dokonało się! xD
Pozdrawiam - Andzik