Hejt, hejt, hejt... o niczym się nie mówi ostatnio, jak o hejtach, hejtowaniu i hejterach. A ja się pytam: o kij Wam ludziska chodzi?
Tak więc zacznę od pewnej historyjki:
Już jakiś czas temu jechałam PKSem do domu. I niestety, padła mi bateria w telefonie. Więc ze słuchania muzyki nici. Siedzę sobie, siedzę, gapię się w okno... I nagle słyszę jak jakieś smarki na siebie się drą. Odwracam się-dwóch chłopaków, jedna laska. Hm... Jakoś mnie to nie zaskoczyło... Ten co siedział koło dziewczyny prosił by kolega się uspokoił. Mówił dość cicho, więc nie słyszałam co... Ale jego "kumpel" w końcu zaczął się drzeć "Wyrzucę cie ze znajomych na fejsbuku! Zhejtuje ci zdjęcia!" I jakieś jeszcze chrzanienie tego typu. A ja co? A ja zaczęłam się śmiać. I to tak, że młodzież zwróciła na mnie uwagę i na chwilę się zamknęli. Dzięki Bogu, za 5 minut wysiadałam... I zaczęłam się zastanawiać, idąc sobie te 10 minut do domu-czy najgorsza rzecz na świecie, jaka może przydarzyć się dzisiejszym nastolatkom to wykopanie ze znajomych na fejsie? No i zhejtowanie fotek-w realu nikt ci nic nie powie, ale w necie to wszyscy kozacy...
Nigdy nie byłam obiektem hejterów (jestem zbyt nudna xD), ale moja przyjaciółka była. Żeby uciąć hejty na nią, wmieszałam się w dyskusję pod pewną fotką i przekształciłam to tak, że stałam się czarną owcą/ kozłem ofiarnym - do wyboru, do koloru. Hejt ustał po jednym dniu. Ale na żywo nikt mi słowa nie powiedział (a dodam, że to MOJA KLASA była odpowiedzialna za tego hejta, a prowodyrka bimbała na szkołę i rzadko w niej bywała, więc nie miałam okazji utrzeć jej nosa w realu). Po mnie spłynęło to jak po kaczce. Szczerze? Gwizdałam na tych ludzi. Gardzili mną... od początku, więc miałam gdzieś czy na dokładkę mnie znienawidzą. Ale, co było sporym szokiem, nie padło pod moim adresem żadne złe słowo! Nadal czepiali się mojej przyjaciółki (i później jej chłopaka). Ale do mnie nie powiedzieli ani słowa... Przynajmniej przez rok miałam spokój. Potem to się odwróciło. Do grona znienawidzonych i ja trafiłam, ale to już inna historia i nie powiązana z hejtem.
A wracając do jednego zdjęcia, jednego komentarza z podtekstem i wybuchu pandemonium na sławetnej Naszej Klasie- dlaczego ludzie są cwaniakami w necie, a w realu szarymi myszkami, chowającymi się po kątach? Ja mam teorię taką, że zawiść to choroba naszych czasów. Choć może nie tyle naszych, co ogólnie ludzi. Jak coś się komuś nie podoba, musi się wyładować, albo sąsiad ma fajne auto-to wyżywa się w sieci na bogu ducha winnych ludzi. Albo nawet tego biednego sąsiada, co mu się fartnęło fajne auto... Żeby czasem nie był szczęśliwy, to wbijmy mu szpilę! I to celnie!
Hm... I czy to ma sens? Po co wylewać pomyje na kogoś kogo się nie zna? Po co upubliczniać swoją nienawiść? Jak Ci się coś nie podoba, to powiedz "Nie podoba mi się to. Wkurza mnie to". I wszyscy zrozumieją. A jeździć po kimś, by podnieść sobie samoocenę i wciągnąć w to cały internetowy świat? Oj słabe, bardzo słabe... A paradoksalnie wyrządza niewiarygodne szkody... Hm... Czy tylko ja uważam, że z naszym światem jest coś nie tak? Pamiętam co raz powiedziałam w szkole do chłopaka, który był taki cwaniakiem. "Jak masz coś do mnie, to chodź za szkołę. Załatwimy to inaczej." Spokojnie, bez stresu. Bez agresji. Nic nie powiedział. A potem dowiedziałam się, że szukał kumpli, którzy mi dokopią. Wyśmiali go, bo chce iść na jedną panienkę z zgrają facetów. I w dodatku bo panienka mu napyskowała. (heh, chyba się przechwalam ^^")
Ale wracając do tematu: dołączam się do akcji "Nie hejtuję!"
Na dzisiaj koniec. Pozdrawiam wszystkich odwiedzających :)
K.L.
PS. jeśli ktoś uzna, że mówię "nie" krytyce, to muszę to sprostować. Krytyka jak najbardziej, ale konstruktywna ;)
PPS. pozdrowienia dla hejterów-całuję mocno, gdyż, jak to powiedział Kanye West, "Pokochaj swoich hejterów. Oni są twoimi największymi fanami".
Tak więc zacznę od pewnej historyjki:
Już jakiś czas temu jechałam PKSem do domu. I niestety, padła mi bateria w telefonie. Więc ze słuchania muzyki nici. Siedzę sobie, siedzę, gapię się w okno... I nagle słyszę jak jakieś smarki na siebie się drą. Odwracam się-dwóch chłopaków, jedna laska. Hm... Jakoś mnie to nie zaskoczyło... Ten co siedział koło dziewczyny prosił by kolega się uspokoił. Mówił dość cicho, więc nie słyszałam co... Ale jego "kumpel" w końcu zaczął się drzeć "Wyrzucę cie ze znajomych na fejsbuku! Zhejtuje ci zdjęcia!" I jakieś jeszcze chrzanienie tego typu. A ja co? A ja zaczęłam się śmiać. I to tak, że młodzież zwróciła na mnie uwagę i na chwilę się zamknęli. Dzięki Bogu, za 5 minut wysiadałam... I zaczęłam się zastanawiać, idąc sobie te 10 minut do domu-czy najgorsza rzecz na świecie, jaka może przydarzyć się dzisiejszym nastolatkom to wykopanie ze znajomych na fejsie? No i zhejtowanie fotek-w realu nikt ci nic nie powie, ale w necie to wszyscy kozacy...
Nigdy nie byłam obiektem hejterów (jestem zbyt nudna xD), ale moja przyjaciółka była. Żeby uciąć hejty na nią, wmieszałam się w dyskusję pod pewną fotką i przekształciłam to tak, że stałam się czarną owcą/ kozłem ofiarnym - do wyboru, do koloru. Hejt ustał po jednym dniu. Ale na żywo nikt mi słowa nie powiedział (a dodam, że to MOJA KLASA była odpowiedzialna za tego hejta, a prowodyrka bimbała na szkołę i rzadko w niej bywała, więc nie miałam okazji utrzeć jej nosa w realu). Po mnie spłynęło to jak po kaczce. Szczerze? Gwizdałam na tych ludzi. Gardzili mną... od początku, więc miałam gdzieś czy na dokładkę mnie znienawidzą. Ale, co było sporym szokiem, nie padło pod moim adresem żadne złe słowo! Nadal czepiali się mojej przyjaciółki (i później jej chłopaka). Ale do mnie nie powiedzieli ani słowa... Przynajmniej przez rok miałam spokój. Potem to się odwróciło. Do grona znienawidzonych i ja trafiłam, ale to już inna historia i nie powiązana z hejtem.
A wracając do jednego zdjęcia, jednego komentarza z podtekstem i wybuchu pandemonium na sławetnej Naszej Klasie- dlaczego ludzie są cwaniakami w necie, a w realu szarymi myszkami, chowającymi się po kątach? Ja mam teorię taką, że zawiść to choroba naszych czasów. Choć może nie tyle naszych, co ogólnie ludzi. Jak coś się komuś nie podoba, musi się wyładować, albo sąsiad ma fajne auto-to wyżywa się w sieci na bogu ducha winnych ludzi. Albo nawet tego biednego sąsiada, co mu się fartnęło fajne auto... Żeby czasem nie był szczęśliwy, to wbijmy mu szpilę! I to celnie!
Hm... I czy to ma sens? Po co wylewać pomyje na kogoś kogo się nie zna? Po co upubliczniać swoją nienawiść? Jak Ci się coś nie podoba, to powiedz "Nie podoba mi się to. Wkurza mnie to". I wszyscy zrozumieją. A jeździć po kimś, by podnieść sobie samoocenę i wciągnąć w to cały internetowy świat? Oj słabe, bardzo słabe... A paradoksalnie wyrządza niewiarygodne szkody... Hm... Czy tylko ja uważam, że z naszym światem jest coś nie tak? Pamiętam co raz powiedziałam w szkole do chłopaka, który był taki cwaniakiem. "Jak masz coś do mnie, to chodź za szkołę. Załatwimy to inaczej." Spokojnie, bez stresu. Bez agresji. Nic nie powiedział. A potem dowiedziałam się, że szukał kumpli, którzy mi dokopią. Wyśmiali go, bo chce iść na jedną panienkę z zgrają facetów. I w dodatku bo panienka mu napyskowała. (heh, chyba się przechwalam ^^")
Ale wracając do tematu: dołączam się do akcji "Nie hejtuję!"
Polubcie na facebooku ;) Nie hejtuję!
Na dzisiaj koniec. Pozdrawiam wszystkich odwiedzających :)
K.L.
PS. jeśli ktoś uzna, że mówię "nie" krytyce, to muszę to sprostować. Krytyka jak najbardziej, ale konstruktywna ;)
PPS. pozdrowienia dla hejterów-całuję mocno, gdyż, jak to powiedział Kanye West, "Pokochaj swoich hejterów. Oni są twoimi największymi fanami".
Tia...hejt. Szczerze mówiąc, to mnie zawsze denerwowało to, że ktoś mi może nawrzucać w internecie, ale w oczy mi tego nie powie. Ja, na moje nieszczęście, jestem bardzo szczera. Jak mam coś do kogoś, to mu to mówię prosto w twarz, a nie lecę na fejsa, żeby go zhejtować (co, swoją drogą, jest dość... żałosne).
OdpowiedzUsuńA wykopanie ze znajomych na fejsie? Największy szantaż XXI wieku! Czasami naprawdę dołuje mnie to, w jakich czasach przyszło nam żyć... x_x Chociaż momentami to jest strasznie zabawne! Ktoś mi mówi, że mnie usunie ze znajomych i myśli, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie! Śmiechu warte! xD
Pozdrawiam- Andzik
Ps. U mnie rozdział, zapraszam ;D
Och, zgadzam się zupełnie z tym, co napisałaś. Momentami nie wiem, czy się śmiać, czy płakać z powodu głupoty dzisiejszych ludzi, głównie nastolatków, ale nie tylko. Osobiście nie byłam "ofiarą hejtów" (wiecznie cichociemna :D), ale trochę się nasłuchałam/naczytałam o takich sytuacjach. Jejku, czy ludzie naprawdę są takimi idiotami, by myśleć, że dokopią komuś wyrzuceniem go ze znajomych? Już samo dodawanie każdej możliwej osoby do tego grona jest głupie, ale to już swoją drogą. A zawiść... Była, jest i będzie, ale właśnie jeśli coś się do kogoś ma, to powinno się to załatwiać na spokojnie w realu, a nie wyżywać się na kimś w internecie. Ogólnie internet, hejterzy, Facebook i tak dalej, i tak dalej to temat rzeka, więc nie będę się tu zagłębiać, ale... W skrócie: boję się, do czego ten świat zmierza. Serio :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj nie ty jedna, Aya... Przyznaję, że jako 13-latka też miałam jazde na "kolekcjonowanie" znajomych... Ale to inna bajka-chodziło o chłopaków i pisanie z nimi xD
UsuńAle wracając do hejtu i świata- cóż, pokolenie, które nam rośnie będzie... pokoleniem straconym coś czuję... ;/
Dzięki za komentarz :*
Ja takiej jazdy nie miałam, ale byłam głupia, akceptując zaproszenia na NK od ludzi, których znałam tylko z widzenia, bo byłam jeszcze wtedy człowiekiem typu "Nie chcę nikogo zasmucić, odrzucając jego zaproszenie" (idiotyzm, jakby to komuś robiło! Ale to już inna historia xD).
UsuńObawiam się tego samego. Naturalnie mam świadomość, że są też normalne osoby, ale chyba niestety są w mniejszości :/
Nie ma za co :*
Cóż, ja to przeżywałam na FB w czasie studiów xD
UsuńDokładnie! Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś o hejterach. Ludzie są śmieszni i wkurzający. Ale takie uroki internetu.
OdpowiedzUsuńNajbardziej smutne jest to, że większość żyje fejsbukiem i jeśli chcesz komuś pokazać jak bardzo kogoś się nie lubi to usuwasz tą osobe ze znajomych. Wtedy wiadomo, że nie ma zartów... I w tym momencie zaczęłam się do siebie śmiać.
Powiem ci, że powinnaś być z siebie dumna, że napyskowałaś tak chłopakowi, że chciał na ciebie jedną brać kolegów. Takich ludzi jak ten koleś... ach, szkoda na nich czasu. Jak tylko o czymś takim pomyslę to się wkurzam. xD
Szkoda, ze ludzie nie potrafią rozróżnić uzasadnionej krytyki i własnej, prywatnej oceny od hejtów. :c
Ciekawy temat. :D
Pozdrawiam. :3
Ha... Dzięki ^^" Cóż, nie miałam wtedy instynktu samozachowawczego, co zaowocowało późniejszymi problemami xD Na szczęście wracam znowu do gry :D
OdpowiedzUsuńPrawda! Krytyka i hejt to dwie różne rzeczy. Zaczynam sądzić, że ludziom nie chce się myśleć... i zastanawiać nad takimi różnicami.
Ano, natykałam się na tematu hejtu na różnych blogach, stronach, a nawet w gazetach! Więc chyba warto coś napomknąć na ten temat ;)