Przejdź do głównej zawartości

Seven Devils cz.7


Naamah

             Naamah z niepokojem obserwowała sytuację, która rozwinęła się po jej wizycie u Isztar. Nie chciała się wtrącać. Póki co nawet nie mogła! Angelo wymagał stałej opieki... Albo raczej-ochrony. Naamah miała pewność, że Isztar jej nie zdradzi-za bardzo była ciekawa rozwoju wypadków... Ale czy jej mentorka nie wiedziała o ostatnich poczytaniach Naamah? Czy w ogóle było możliwe by nie wiedziała? Nie, nie było. Więc to oznaczało, że sama Lilith chce się przekonać do czego zdolny będzie Angelo. 
             A co do samego chłopca... Nie było to zwyczajne dziecko. Nie płakało. Prawie zawsze był spokojny jak szemrzący strumyk. Jego niebieskie oczy zdradzały inteligencję, jakiej tak małe dzieci nie mają. Naamah chciała za wszelką cenę ochronić to niezwykłe dziecko. Ale czy mogła? Nie była jak Lilith. Nie miała jej potężnej mocy. Ani wiedzy Isztar... Ah! Jej biedna przyjaciółka! Jeśli ktokolwiek mógł mówić o przyjaźni między nieśmiertelnymi boginiami, to właśnie Naamah. Ukryła się wśród rasy ludzkiej, w Norwegii i obserwowała. Przegraną Bast i Sachmet. Śmierć Illiuma. Pojmanie Isztar. Zagryzała wargi za każdym razem, gdy musiała czekać. Lilith nie wydała jej żadnych poleceń. Nie skontaktowała się z nią ani z nikim innym. A jednak wiadome było, że pojawi się. Prędzej, czy później. 
              -Naamah? Nie powinnaś wrócić do dziecka?-zapytała jedna z jej sług. Bogini nie zawracała sobie głowy odpowiedzią. Obie wiedziały, że nie powinno jej tu być. Ale Naamah zlekceważyła ostrożność. Wiedziała, że na razie nic jej się nie stanie. No i miała kompetentnych pomocników.-Możesz być boginią, ale nie przewidzisz wszystkiego. Wracaj do Norwegii. W Oslo jesteś bezpieczniejsza niż tutaj. 
              -Nigdzie nie będę bezpieczna. Kali ostrzy sobie zęby na kolejny podbój. Hekate jest coraz bliżej odkrycia jak odbierać moc boginiom i demonom. Jak myślisz, ile potrwa zanim  zapanują nad światem?
              Naamah ze smutkiem pokręciła głową. Wszyscy zginął, a świat zmieni się w straszne miejsce, jeśli Kali i Hekate dojdą do władzy. A to wszystko wina bogiń, które nigdy sobie nie ufały. I które knuły przeciwko sobie od wieków. Westchnęła z rezygnacją. Jednak musiała wracać. Angelo znowu odkrył jakąś moc. To dziecko było urocze, słodkie i bardzo niebezpieczne. Naamah pojawiła się w swoim pałacu. Przeszła korytarze w poszukiwaniu Angelo. Znalazła go w zbrojowni. Jak to możliwe by dwulatka tak ciągnęło do broni? Naamah mimo setek lat życia nigdy z czymś takim się nie spotkała. Ale z drugiej strony- nigdy wcześniej nie narodził się nikt taki jak Angelo.  
             -Co ty tutaj robisz?-zapytała spokojnie. Angelo od razu zostawił nóż, który trzymał w ręce i podbiegł do niej, rzucając się na nią. Objął boginię krótkimi rękoma i odwrócił twarz w jej stronę. Naamah ilekroć patrzyła w jego przepastne, ciemne oczy, czuła strach, wiedząc, że któregoś dnia Angelo będzie w stanie ją zabić. I zapewne to zrobi. Ale teraz był dzieckiem. Niewinnym dzieckiem. Naamah wzięła go na ręce. Postanowiła postawić straż przy zbrojowni. Musiała na razie powstrzymać Angelo przed zabawą bronią. 
~*~
              

             Do dziś pozostaję dla wszystkich tajemnicą, jak Naamah dołączyła do Siódemki. Dla niej samej to niepojęte. Była wiejską dziewczyną, wychowaną w Jerozolimie. Jej ojciec był pasterzem. Matki nie znała. Całe dnie spędzała z podobnymi sobie dziećmi. Jednak na jej beztroskie życie padał cień. Naamah nie wyglądała jak Żydówka. Ludzie z wioski jej unikali. Była bladolica, jasnowłosa, jasnooka. Nie była Żydówką, nie pełnej krwi. A ponieważ nikt nie wiedział, kim jest jej matka, krążyły na temat Naamah różne opowieści. Między innymi, że jest córką demona. 
             Jednak jej to nie przeszkadzało. Starsi ludzie ją uwielbiali. Ojciec był z niej dumny i z jej zdolności w dziedzinie obecnie zwanej medycyną. Jako dziecko, uczyła się leczyć zwierzęta. A potem ludzi. Miała swojego mistrza. Malachiasz wydawał się nie zwracać uwagi na pogłoski dotyczące jego małej uczennicy. Gdy ojciec Naamah wyprawiał się do miasta, dziewczynka zostawała ze swoim mentorem. Nie narzekała z tego powodu. Lubiła spędzać czas z Malachiaszem i innymi jego uczniami. Niestety, na jej nieszczęście, była jedyną dziewczyną, którą Malachiasz zdecydował się uczyć. 
             Lata mijały, Naamah rosła, a jej rówieśnicy coraz bardziej jej nie lubili. Wprost proporcjonalnie do nienawiści osób młodych we wsi, rosła miłość osób starych, którym Naamah pomagała. Jednak wszystko się zmieniło. A było to pewnego niezwykle upalnego lata, gdy Naamah miała osiemnaście lat. Na Jerozolimę spadło widmo wojny. Coraz więcej mówiło się o tym, że kraj zostanie podbity przez sąsiadów. Jednak ludzie nie bardzo się tym przejmowali w wiosce. Uważali, że żadna armia nie zainteresuje się nimi- mała wieś, spory kawałek od miasta. Nic godnego uwagi. 
            -Mistrzu, czy i ty uważasz, że wojna nas nie dosięgnie?-zapytała Naamah pewnego, słonecznego dnia, gdy sporządzała wywar dla starszej pani, która miała problemy ze stawami. 
            -Tylko głupiec może sądzić, że wojna go ominie, zwłaszcza w tych niespokojnych czasach-mruknął Malachiasz. Kim był, zanim się sprowadził do wioski? Naamah podejrzewała, że filozofem, albo którymś z uczonych, o których czasem opowiadał. Może Grekiem?  Albo Rzymianinem? Jednak Malachiasz nie mówił nigdy o sobie. Opowiadał o krajach, językach, kulturach, tradycjach i religiach. Ale o sobie nie mówił wiele. W zasadzie Naamah nigdy nie miała pewności, czy "Malachiasz" to jego prawdziwe imię. 
             Właśnie tamtego dnia wszystko co Naamah znała, zostało zniszczone. Nim nastała noc, do wsi wpadł oddział żołnierzy. Panika jaka wówczas wybuchła, sprawiła, że ludzie uciekali w stronę miasta. Ale na to własnie żołnierze liczyli. Każdego, kto próbował uciec, złapano. A kto, ukrywał się w domu, wywleczono na ulicę. W ciągu godziny wszyscy ze wsi stali na głównej ulicy. Płacz, krzyki i zawodzenia otaczały Naamah. Jako jedna z nielicznych zachowała całkowity spokój. Otuchy dodawała jej myśl, że ojca we wsi nie było. 
             -Czemu atakujecie bezbronnych wieśniaków?-z tłumu wybił się jeden głos. Malachiasza. Jeden z żołnierzy uderzył go w twarz. Jednak starzec wyprostował się po chwili i spojrzał na tamtego z mocą, której nikt nie spodziewałby się po nim. Żołnierz cofnął się o krok i zaklął. 
             -Nie twoja rzecz. Nie jesteś stąd. Wyglądasz na Egipcjanina-powiedział jeden z żołnierzy. Przyjrzał się Malachiaszowi.-Czyżbyś był jednym z wędrownych mędrców?-zapytał. Najwyraźniej dowodził oddziałem. I był na tyle wykształcony, by rozpoznać uczonego. 
             -Tak. 
             -Szukamy kogoś. Kobiety-powiedział żołnierz spokojnie.-Wydajcie nam ją, a nikomu nie stanie się krzywda-dodał głośniej.-Ma około dwudziestu lat. Jasnowłosa-Naamah zatrzęsła się ze strachu. Była jedyną jasnowłosą w okolicy. I pewnie w całym kraju. 
             -Nie ma tu...-zaczął Malachiasz, ale wtedy ktoś wypchnął Naamah z tłumu. Dziewczyna upadła na kolana. Z ramion zsunął jej się kaptur, zasłaniający włosy. 
             -Nie ma?-żołnierz uniósł brew drwiąco. Złapał Naamah i postawił do pionu. Przyglądał jej się przez chwilę.
             -Panie! To córka szatana!-odezwała się któraś z kobiet.-Te włosy są przeklęte! Zabierz ją jeśli chcesz, na nas sprowadzi tylko nieszczęście!-poparło ją kilka głosów.
              -Co ty na to?-zapytał mężczyzna.-Właśni ludzi cię wydali-Naamah opuściła głowę. Została zdradzona, ale nie czuła gniewu, tylko pustkę. Kochała te wieś, pomagał ludziom jak tylko mogła, a oni ją wydali. Pewnie na śmierć. Albo coś gorszego. Trudno jej było orzec. 
             -Pójdziesz z nami dziewczyno i módl się do swojego boga, by miał cię w opiece. Tam gdzie trafisz, nie będziesz szczęśliwa-dodał mrocznym tonem.-Jeśli to cię jakoś pociesz, nienawidzę zdrajców-mruknął, a potem uśmiechnął się drapieżnie.-Zróbcie z nimi porządek-rzucił w stronę swoich ludzi. 
             -Nie!-Naamah domyśliła się, co miał na myśli.-Błagam...!-szepnęła przerażonym głosem. Wczepiła palce w koszulę mężczyzny, którego imienia nawet nie znała. Spojrzał na nią. 
             -Wybacz, pani, ale moi ludzie muszą się zabawić-posadził ją na grzbiet konia. Sam usadowił się za nią.-Oszczędźcie starca i dzieci!-krzyknął jeszcze, a potem odjechał wraz z Naamah. 
             -Dlaczego? Kim jesteś?-jasnowłosa zebrała się w końcu na odwagę.
             -Dostałem rozkaz, by cię odnaleźć-oznajmił i zamilkł. Nic więcej nie powiedział, aż dojechali do obozu. Naamah nie chciała myśleć o ludziach, których zostawiła za sobą. To było zbyt bolesne. Zdradzona, porzucona, porwana. I wtedy z wielkiego namiotu na środku obozu wyszła rudowłosa kobieta. Ubrana była w zbroję. Nosiła miecz. Z jakiegoś powodu wszyscy schodzili jej z drogi. Naamah z rozdziawionymi ustami wpatrywała się w nią. Była tak piękna, tak zjawiskowa... i szła prosto w jej kierunku! 
             -Oddaj mi dziewczynę-zażądała władczym głosem. Jej opiekun, o ile tak mogła nazwać swojego porywacza, spiął się i warknął coś przez zęby.
             -Mam rozkaz zaprowadzić ją do...
             -Twoje rozkazy mnie nie obchodzą. Ona idzie ze mną-oznajmiła. I mając  w poważaniu to czy ktoś jej posłucha, odwróciła się na pięcie i poszła w stronę swojego namiotu. Żołnierz zaklął pod nosem.
             -Biedna dziewczyno...-mruknął, a potem popchnął Naamah w kierunku nieznajomej. Jasnowłosa nie wiedziała, co się dzieje, ale posłusznie poszła za wojowniczką. Nie miała z resztą wyboru. Była tutaj nikim. Kobietą. W dodatku w niewoli. 
             -Rozgość się-nawet na nią nie spojrzała. Usiadła na stołku.-Zupełnie nie rozumiem, czemu uważają cię za przeklętą-powiedziała, biorąc do ręki złoty puchar. Musiała być kimś ważnym, skoro piła ze złota, a namiot wyglądał wewnątrz jak bogato urządzona komnata. 
             -To przez mój wygląd-zupełnie nie spodziewała się, że to powie, albo, że w ogóle odpowie, ale przy wojowniczce jej język się rozwiązał. Uśmiech zagościł na pełnych ustach kobiety.
             -A jak  sądzisz, co o mnie mówię?-zapytała, obracając w dłoniach puchar.
             -Pewnie, że jesteś córką demona-powiedziała cicho Naamah. Rudowłosa wybuchła śmiechem. Nieoczekiwany dźwięk wypełnił namiot.
             -Prawie trafne-chichotała.-Naamah, mam nadzieję, że nasza współpraca ułoży się dobrze-powiedziała zagadkowym tonem, zagadkowymi słowami, nie do końca rozumianymi przez samą Naamah.-Jeśli to będzie jakaś pociecha, żołnierze nie zabili wszystkich. Kilkoro ocalało. Malachiasz i jego uczniowie, oraz dzieci i twój ojciec-powiedziała.
              -Skąd wiesz?-zmarszczyła brwi Naamah. A potem ją olśniło.-Skąd znasz moje imię? Nie przedstawiłam się nikomu-pisnęła. Wojowniczka zaczynała ją przerażać. 
              -Wiem wiele rzeczy-powiedziała wyniosłym tonem.-Ty też możesz wiedzieć. Możesz stać się kimś... innym. Potężnym-popatrzyła na Naamah. W jej oczach palił się ogień jakiego dziewczyna nie widziała u nikogo. Coś mrocznego, potężnego i...kuszącego. 
              -Jak...? Kim?-zapytała Naamah, kuszona wizją potęgi i władzy. Rudowłosa zaśmiała się.
              -Musisz iść ze mną. I zapomnieć o tym kim byłaś, o ludziach, których znałaś. O miłości, rodzinie, marzeniach. Porzucić to wszystko, a ja dam ci coś ważniejszego. Dam co Moc i Władzę. 
              -Czy i imię muszę porzucić?-myśl, że nawet imię musiałaby zmienić, przerażała ją.
              -"Naamah" to imię demona, moja droga. Nie zmieniaj go. Jest dobre. Zwłaszcza do roli, którą wyznaczyło ci Przeznaczenie-powiedziała, wstając.-Podjęłaś już decyzję, czy potrzebujesz chwili namysłu?
              Naamah była rozdarta. Z jednej strony czuła podniecenia na myśl o nowym, nieznanym. Z drugiej-bała się tych uczuć. Jednak decyzja zapadła w momencie, w którym poszła za wojowniczką. 
              -Chcę...-powiedziała cicho.-Chcę być tak jak ty-powtórzyła głośniej. 
              -Doskonale.
              Naamah wtedy tego nie wiedziała, ale spotkała Lilith. Sama Lilith nie podała jej swojego imienia przez dłuższy czas. Pewnego dnia zabrała ją do Świątyni Przeklętych Dusz i wprowadziła do Siódemki. W tamtym czasie zasiadało w niej sześć osób. W tym przywódczyni, Lilith. Naamah, najmłodsza, nie bardzo wiedziała co się wokół niej dzieje, ale jakimś sposobem Lilith zawsze nad nią czuwała. Nawet wtedy, gdy Naamah wątpiła w swoje Przeznaczenie. 
~*~
              Potrząsnęła głową, by odegnać wspomnienia. Nigdy nie żałowała podjętej decyzji, mimo iż często łamała dawne przykazania, które jej wpojono. Ale czy tęskniła za dawnym życiem? Kiedyś chciała mieć dzieci, męża i wieść spokojne życie. Ale była boginią, demonem, rządziła swoją częścią świata oraz miała władzę nad Czasem. A przynajmniej chciałaby mieć. Bo tej jednej jedynej władzy nie miał nikt. Ale teraz, ona, Naamah, miała zadanie do wykonania. Może po to właśnie żyła? Może jej przeznaczeniem było odnaleźć, ochronić i wychować Angelo? Teraz tego nie wiedziała. Ale kiedyś się przekona, czy ma rację. Nie dziś, nie jutro. Może za sto, może za tysiąc lat. 
             -Naamah?-usłyszała dobrze znany jej głos. Asmodeusz odwiedzał ją od czasu do czasu. Był jednym z nielicznych upadłych, którzy stawali przed obliczem Siódemki. W zasadzie, nie tyle Siódemki, co przed Lilith, bądź Naamah. Gdyby Kali lub Hekate wiedziały, że upadli mają czynny udział w życiu ludzi lub, że wpływają czasem na zdanie Lilith, to by się dwa razy zastanowiły, czy chcą wszczynać z przywódczynią wojnę. Albo by się lepiej przygotowały. Nikt, kto ma poparcie upadłych aniołów, nie może przegrać wojny. Ale z drugiej strony-Lilith była potężniejsza niż oni. W końcu między nią a Lucyferem panowała równowaga sił, która zmuszała dawnych kochanków do współpracy. Choć nierzadko robili sobie na złość. 
             -Jest jakiś konkretny powód, dla którego mnie odwiedzasz?-zapytała spokojnie.
             -Może lubię twoje towarzystwo?-zapytał z przebiegłym uśmiechem. Naamah jednak dobrze znała ważniejszych upadłych. Nie wolno im było ufać. Nawet gdy z nimi sypiała, miała nóż w zasięgu ręki. Asmodeusz wytrwale się do niej zalecał. I mimo iż mieli już romans, demon nadal do niej wpadał na pogawędki. 
             -A może interesują cię plotki z wojny?-zapytała.
             -Nie umiesz się bawić-burknął.-Zmieniasz się w tę rudą sukę-dodał.
             -Więc? Czego chcesz?-puściła obraźliwy komentarz mimo uszu. Asmodeusz opadł na najbliższy fotel. Stukał palcami w stolik. Był przystojny. Idealny. Ale zło musiało być piękne. Inaczej nikogo by nie skusiło.       
             -Kali cię szuka-powiedział ponurym tonem.
             -I?
             -Wbrew pozorom, lubię cię. Ty w przeciwieństwie do reszty tej zgrai, którą górnolotnie nazwano boginiami, masz...iskrę. Bast, złamana po swoim królowaniu w Egipcie. Sachmet oddające się rozpuście. Tchórzliwa Kali, żądna władzy. Mroczna, obrzydliwa Hekate. Nudna Isztar. Arogancka i wkurwiająca Lilith... Ale ty? Nie pasujesz do nich. I o tym wiesz. A jednak! Trwasz jako bogini. I całkiem nieźle idzie ci rządzenie.
             -Cóż, jeśli to wszystko, to czy możesz opuścić mój dom?
             -Mogę, nie chcę-powiedział, a oczy błysnęły mu w ten sposób, który sprawiał, że serce Naamah wariowało. Nienawidziła Asmodeusza za to. Ale nic nie mogła poradzić na to, że pragnęła go bardziej niż kogokolwiek innego. Niech cię szlag! pomyślała. 
             -Naamah-wyciągnął rękę i złapał kosmyk jej włosów.-Nie możesz mi się oprzeć-dodał z uśmieszkiem. Oboje wiedzieli, że to prawda. 
             -Nienawidzę cię, Asmodeuszu-powiedziała poważnym tonem, jednak demon nic sobie z tego nie robił. I tak ich rozmowa zakończy się w jej sypialni. I tak rozstaną się za parę godzin, po wyczerpującej, namiętnej nocy. Asmodeusz będzie chciał wyciągnąć z niej informacje. A Naamah odprawi go i zostanie sama. Tak było już od stu lat. Od momentu, gdy Asmodeusz zwrócił na nią uwagę. I chyba tylko Lilith dostrzegała ich kipiący erotyzmem związek. 
~*~
               Naamah stała w pokoju oświetlonym blaskiem księżyca. Owinięta w pościel, wpatrywała się w krajobraz za oknem. Asmodeusz wyszedł. Wezwał go jego "szef". Nareszcie miała trochę spokoju. Choć czasem tęskniła za swoim kochankiem, wolała jednak być sama. Mężczyźnie nie byli jej potrzebni do szczęścia. 
               -Naamah?-usłyszała dziecięcy głosik. Odwróciła się. Angelo stał w drzwiach jej sypialni. Zarumieniła się, gdy uprzytomniła sobie, że zupełnie o nim zapomniała.
               -Tak?
               -Asmodeusz jest zły-powiedział poważnym tonem. Naamah nie wiedziała co ją bardziej zaskoczyło. Jednak musiała przyznać małemu rację.
               -Wiem, wiem-mruknęła, machając ręką jednocześnie.-Czemu się nim martwisz?-zapytała. Angelo sprawiał czasem wrażenie, jakby był starszy od niej. 
               -Nie lubię go-oczy mu błysnęły. Naamah zdecydowanie nie spodobał się ten błysk. Westchnęła. Za parę lat ten smyk będzie mężczyzną. Jeśli by wpadł w takim wypadku do jej sypialni, z pewnością mógłby mieć taki wzrok. Ale teraz? To było jeszcze dziecko! 
               Nagle drgnęła, tchnięta jakimś przeczuciem. Angelo nie był dzieckiem. Nie był zwykłym dzieckiem. Zadrżała, przerażona. Chłopiec mógł być kimś starszym niż jej się wydawało. Kimś uwięzionym w ciele dziecka. Czy przed tym ostrzegała ją Isztar? Nie. Angelo miał stać się zabójcą nieśmiertelnych. Naamah energicznie potrząsnęła głową. 
              -Naamah?-zapytał Angelo. Wciąż wpatrywał się w nią, aż bogini zrobiło się nieswojo. 
              -Nie powinno cię tu być-szepnęła. Odniosła wrażenie, że Angelo od wczorajszego dnia urósł. Wtem chłopiec podszedł do niej i dotknął jej ręki. Uśmiechnął się do niej. Naamah mogła tylko na niego patrzeć, ponieważ teraz wiedziała. Wiedziała, że to dziecko, gdy dorośnie albo ją zabije, albo wyzwoli.
***

                 Witam!
            
                Jak już się pojawiam, to od razu pisze na dwa blogi xD Na Czarownicy i Bestii pojawił się rozdział ostatnio. Teraz dodaję tu kolejną część Seven Devils. Następna być może będzie ostatnią (jeszcze nie podjęłam co do tego decyzji). Wakacje służą moim opowiadaniom ;) A także filmy (oj Boże, ile ja ich obejrzałam!) oraz książki (odwiedzam biblioteki i nadrabiam xD). 
               
                 Dedyk dla tych wszystkich, którzy mają do mnie cierpliwość i wciąż tu zaglądają ;*
               
                Pozdro! 
               
                 K.L. 

Komentarze

  1. Najpierw myślałam, że mam omamy wzrokowe. Ale nie! Naprawdę napisałaś rozdział! :D

    Powiem... Wow. Kurczę, Ty to umiesz rozkręcać historię! Nie mogę się już doczekać następnej części!
    Angelo jest niesamowity! Jestem ciekawa do czego będzie zdolny, gdy dorośnie... Dwulatek w zbrojowni pasuje mi jak pięść do nosa, ale z tym nożem musiał wyglądać nieprzeciętnie uroczo! <3
    Naamah od początku nie pasowała mi do Siódemki. Dlaczego Lilith ją wybrała? Dręczyło mnie to cholernie. Może faktycznie jej zadaniem jest wychowanie tego chłopca?
    Asmodeusz jest mega, mega, mega obezwładniający! Kurczę, uwielbiam gościa!
    A Angelo powoli zaczyna mnie przerażać... Oj, zapowiada się ciekawie!

    Pozdrawiam i życzę weny- Andzik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz!

      Heh, mi też dziecko z bronią się kłóci, ale to w końcu... niezwykłe dziecko xD

      Lilith postępuje tak jak jej się podoba...
      Wiem, że jest xD Miał być :D Jednak nie zapominaj, że jest jeszcze troche demonów, w tym Lucyfer ;P

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Zastanawiałam się właśnie, czy to aby na pewno jest dziecko...
      Właśnie zauważyłam. Tak jak już kiedyś wspomniałaś, mówi jedno, robi drugie, a na myśli ma trzecie. Jest nieprzewidywalna, a to w bohaterah bardzo cenię!
      Lucyfer? Brzmi obiecująco! A znając moją słabość do demonów... Ach, nie mogę się doczekać! Będę się za Ciebie modliła do Weny, żebym nie musiała długo czekać na następny rozdział! <3

      Usuń
    4. Na razie jest :D
      Hahaha xD Ja też mam słabość do demonów ;) Dlatego tak często piszę o nich ^^ (albo inaczej-często pisze, nie zawsze publikuję)
      Ja mam nadzieję, że szybko wpadnę na "świetny pomysł" i napiszę kolejny rozdział :)
      Dzięki, modlitwa się przyda :*

      Usuń
    5. Tak w ogóle-przypominam o rozdziale na Czarownicy i Bestii ;) Dodałam (cud, wiem xD)

      Usuń
  2. Wybacz, że wpadłam dopiero dzisiaj, ale w sumie dziś wróciłam z wakacji i nie miałam do teraz czasu by przeczytać. :)
    To chyba moja jedna z ulubionych części z SD. Naamah ma ciekawą historię i charakter. Ten upadły ma rację mówiąc iż ta bogini ma w sobie iskrę. No i białe włosy i blada skóra... uwielbiam takie postacie :D
    Coś czułam, że tą rudą wojowniczką była Lilith. Jakoś tak idealnie pasowała. :D
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, Karo :D Nic się nie dzieje-masz wakacje, to się baw ;)
    Cóż, w końcu gdzieś kiedyś wspominałam, że to Lilith zwerbowała Naamah :D
    Cieszę się, że Ci się spodobało :D Mam wrażenie, że Naamah to ulubienica czytających ;)
    Pozdro! :* I dzięki za komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz, ale na działce rzadko kiedy udawało mi się połączyć z internetem :/

    Angelo jest uroczy i przerażający jednocześnie. Ciekawa jestem, na kogo wyroście (i czy faktycznie jest "dzieckiem" czy też zupełnie kimś innym).
    Naamah niby rzeczywiście "nie pasuje" do reszty, ale z drugiej strony... O to chodzi, by każdy był raczej inny, tak mi się wydaje. Lilith musiała mieć w zwerbowaniu jej jakiś cel. Czy to wychowanie Angelo, czy też coś zupełnie innego - to się okaże!
    No nic, przepraszam, że tak krótko, ale czas iść spać, bo jutro część dalsza sprzątania po trzech tygodniach nieprzebywania w domu x_x Rozdział na Czarownicy oczywiście też nadrobię, tylko nie wiem kiedy :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie dzieje-wakacje, jak już wspominała, to czas zabaw :D
      Dzięki za komentarz :*
      Aa Angelo to faktycznie dziwne dziecko, a rola Naamah... Hm... Czyli zakładasz, że Lilith przewidziała przyjście na świat Angelo i dlatego wybrała Naamah? Cóż, to się okaże :P

      Usuń
    2. Nie, nie zakładam, to jedna z możliwych opcji. Nie mnie wnikać w plany Lilith xD

      Usuń
    3. Nie wiem czy ktokolwiek powinien wnikać w jej plany... Choć robią to zapewne samobójcy xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Helena

                      Parys był przystojnym młodzieńcem, któremu zawsze sprzyjali bogowie. Widziała go na tym przyjęciu, widziała uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyznę. I tak bardzo go pragnęła! Ale niestety, jej mąż siedział obok, pilnując jej niczym jastrząb. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mogła sypiać z kim chciała, pod warunkiem, że zachowała dyskrecję. I nikt niczego nie mógł zauważyć. Zwłaszcza jej mąż! Życie było takie... nudne. A jej pan... Menelaos! Ten stary dureń! Jakże go nie znosiła! A jego brata? Agamemnon był mściwym, żądnym władzy sukinsynem!            Jak mogła się uwolnić od tego durnia? I jego strasznego brata? Parys, książę trojański, był idealnym kandydatem do tej misji! Znany ze swych podbojów miłosnych, zwodził kobiety z równą łatwością, z jaką syreny ściągały rybaków na skały! Helena nie miała złudzeń-lepszy byłby jego brat, Waleczny i dzielny Hektor o wiele lepiej pasował by do jej wyobrażeń... Ale Hektory był wierny żonie. Helena nie umiała