Przejdź do głównej zawartości

Seven Devils cz.5.


Kali


            Otaczał ją wspaniały ogród. Mieszanka wspaniałych roślin pochodzących z różnych zakamarków Azji. Jednak ona nie zwracała na nie większej uwagi. Podeszła do posągu, stojącego nieopodał i zamaszystym ruchem zrzuciła go z piedestału. Posąg roztrzaskał się u jej stóp. Brązowowłosa kobieta tupnęła wściekle. Podeszła do kolejnego posągu i przewróciła go. Dlaczego to musiało się dziać?! Przeklęta niech będzie Lilith i wszyscy, którzy jej służą! Przeklęta suka jak zawsze się wywinęła od jej propozycji. I jak zawsze MUSIAŁA zrobić jej na złość. Wysłała cholerną Bast do Ameryki. I to na czyją prośbę? Isztar! Oczywiście. Przeklęta bogini-filozof powinna w końcu zniknąć. Jej wiedza była nikomu niepotrzebna. Najlepiej by bliotekę-pałac Isztar zburzyć, a ją samą pozbawić tytułu bogini...
             Ale Isztar nie była jak którakolwiek z nich. Ani Naamah. Obie doprowadzały ją do szału. Prawie tak bardzo jak egipska kurwa-Sachmet. Gdyby nie Sachmet, Kali zapewne rządziłaby większą częścią świata, niż rządzi teraz... 
             -Pani?-zza drzew wyłoniła się czarnowłosa służąca, Piya, ubrana w zdobne sari. Kali rzuciła jej zirytowane spojrzenie.
             -Czego?-warknęła. Piya skłoniła się nisko. 
             -Hirithiki przybył, jak kazałaś-Piya trwała w ukłoni. Kali po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się. 
             -Przyprowadź go, głupia dziewucho-powiedziała. Hirithiki był jednym z licznych szpiegów Kali. Ale był jednym z nielicznych zaufanych ludzi, których bogini ceniła... Piya niezwłocznie wykonała rozkaz. Po  chwili Hirithiki staną przed brązowowłosą. Kali nadal się uśmiechała, gdy odprawiała władczym gestem Piyę. Przystojny, ciemnooki, o złocistej skórze... Hiritiki robił wrażenie, gdziekolwiek by się nie pojawił... A Kali kochała wręcz takich mężczyzn. Zawsze otaczała się tym co piękne. To była jedyna cecha, która łączyła ją z resztą Siódemki. 
              -Mam wieści-oznajmił bez wstępów. Arogancko, ale Kali pozwalała mu na to. Dopóki Hirithiki będzie urzyteczny, dopóty będzie żył. 
              -Z Ameryki?-zapytała Kali od niechcenia. Mężczyzna zerknął na pobojowisko, które bogini za sobą zostawiła. Uniósł jedną, ciemną brew. 
              -Bast osiadła w Rio de Janeiro.  W Copacabanie. Piękna dzielnica... i dobrze strzeżona. Co druga osoba tam to ktoś powiązany z nieśmiertelnymi. A co za tym idzie? Mają mnóstwo strażników.
              -To żaden problem, prawda?-machnęła ręką z lekceważeniem Kali. W końcu ona i Hirithiki doszli do kamiennego stołu ofiarnego. Kali zapatrzyła się na zawiłe wzory wyryte na nim przed wiekami. Na chwilę powróciła wspomnieniami do tamtego dnia...
              -Żaden. Oczywiście, zinwigilowałem już miasto-skłonił się Kali. Bogini zerknęła na niego.
              -Więc przystąp do realizacji planu-rzuciła zgryźliwym tonem. 
              -Wedle rozkazu-ukłonił się ponownie i odszedł. Kali została w tym samym miejscu. Tamten dzień był najkrwawszym w długiej historii jej życia. Może dlatego, że zabiła wtedy najwyższą kapłankę? I wszystkich kapłanów służących jej matce? 
               Stało się to tysiące lat teamu. Na długo przed historią feralnej miłości Bast, ale też po przejęciu przez nią włądzy w Egipcie. Kali była śmiertelniczką. Córką najwyższej kapłanki Kali, bogini śmierci. I sama została kapłanką, gdy skończyła szestnaście lat. Ale dla nie to było za mało. Łaknęła władzy nad wszystkimi kapłanami. A jedynie mogła osiągnąć to, stając sie potężniejszą od matki. Jak pokonać najwyższą kapłankę? Jak zdobyć jej moc? Kali nigdy nie była zbyt sentymentalna. Szybko skąpała we krwi cała świątynię. A potem odnalazła swoją matkę. Strach w oczach matki sprawił jej dziką satysfakcję. Strach i oburzenie. Jak córka mogła podnieść rękę na matkę? Jak mogła zabić tyle osób? Ale by pozyskać siłe i moc, Kali nie cofnęła się przed niczym. Kamienny stół... Ołtarz. Na nim złożono ostateczną ofiarę. A Kali za życie tych ludzi zyskała nieśmiertelność. I życie matki. Najwyższe poświęcenie. Przyjęła imię bogini, która nigdy nie istniała... I stała się Kali, boginią śmierci. Zawsze była ciekawa jak pozostała Siódemka stała się nieśmiertelna... Nie wierzyła, by którakolwiek z bogiń od urodzenia była tym czym była. Kali długo szukała na to pytanie odpowiedzi... Aż poznała historię życia wszystkich, poza Lilith i Naamah. Sachmet i Bast były kuzynkami w swoim śmiertelnym życiu. Moc zyskały dzięki swoim matkom-czarownicom. Isztar-miłośniczka wiedzy, zyskała nieśmiertelność, odkrywając tak zwany "kamień filozoficzny". Jako śmiertelniczka należała do niewielkiego grona osób, które poznały tę tajemnicę. I była jedyną, która wykorzystała nabytą wiedzę. No i Hekate... Rozkochana w mroku, oddała się w jego władanie. Nagięła do swojej woli Naturę i zyskała nieśmiertelność. I moc. A wszystko to działo się w ciągu jednego tysiącelecia. I gdy wszystkie one pojawiły się na świecie, Lilith ich odnalazła i sprowadziła. Zrobiła z nich władczynie świata, podzieliła kulę ziemską na części i oddała każdą z nich którejś bogini. 
             Kali nigdy nie potrafiła zrozumieć tej decyzji. Lilith miała świat dla siebie. Boginie rządziły w swoich rodzinnych krajach... A Lilith mogła rządzić nimi... Ale oddała władzę. Kali nigdy by tego nie zrobiła. Prędzej wszystkich by pozabijała. Oczywiście, Kali i Sachmet szybko zaczęły toczyć swoje małe wojenki... Lilith jednak się nie wtrąciła do ich sporu. Łaskawie po przegranej Kali, pozwoliła jej zostać wśród Siódemki. Powstrzymała Sachmet przed zniszczeniem Kali i zesłała ją do Indii. Dała jej tą część świata i zabroniła wstępu na teren Sachmet. By uniknąć "niepotrzebnych nieporozumień". Kali prychnęła. Cóż za uogólnienie! Arogancka i zadufana w sobie Lilith musiała się wtrącić w nieswoje sprawy! Kali była niemalże pewna, że Sachmet przegrałaby tę wojnę. W końcu Kali była niezwyciężona... Ale wszystko da się naprawić. Wszystko. Nawet takie małe błędy z przeszłości... 
           Hirithiki właśnie teraz odcina Bast od świata. Głupiutka, egipska bogini musiała zniknąć na jakiś czas... Niech zajmie się swoją częścią świata... Hirithiki postara się, by miała zajęcie... Na samą tę myśl, Kali rozciągnęła usta w uśmiechu, który nie dodawał jej urody... nie ocieplał rysów twarzy... Nie, to był okrutny uśmiech prawdziwego potwora. 
           -Pani?-Kali oparła się o kolumnę świątynną. Zerknęła na służącą. 
           -Przygotuj ucztę i zaproś wszsystkie liczące się osoby-powiedziała. Służka ukłoniła się i nie dała po sobie poznać jakichkolwiek uczuć. Kali miała plan. A żeby ten plan zadziałał, musiała udawać grzeczną. Na razie.
~*~
            Hekate zerknęła na zaproszenie wypisane atramentem w kolorze krwi. Spaliła je jedną myślą. Nie miała zamiaru wtrącać się w idiotyczne gierki Kali. Mimo iż się przyjaźniły, albo raczej- współpracowały- Hekate uważała dziecinną wojenkę Kali z Sachmet za głupotę. Był wyższe i ważniejsze cele do osiągnięcia niż niszczenie tej egipskiej dziwki. Chociażby zniszczenie Naamah... Albo Lilith. Hekate nigdy nie przepadała za żadną z nich. A gdyby pozbawić Siódemkę najpotężniejszych, to kto wie, co by się stało...
~*~
            Kali przebrała się w czerwone sari wyszywane złotą nicią. Ubrała biżuterię ze złota, ozdobiła włosy, szyję i nadgarstki. Na dłoniach i stopach miała tatuaże z henny. Uśmiechnęła się, schodząc po schodach. Powitała ciepłymi i miłymi słowami przybyłych nieśmiertelnych. Rozejrzała się dookoła. O tak, byli wszyscy, których chciała tu zobaczyć... Wszysctkie podrzędne, a jednoczesnie w miarę ważne demony... Liczyła, że zjawi się Hekate, ale... Mrocznej bogini nigdzie nie było. Jednakże jej to nie zaskoczyło- Hekate odrzucała jej zaproszenie regularnie. Jeśli chciała się zjawić, to się zjawiała. Kali szydziła z niej, że parodiuje Lilith i Isztar- obie miały zwyczaj zjawiać się w najmniej potrzebnych momentach.
             -Bogini wojny-usłyszała głos za sobą. Przykleiła na twarz uśmiech i obróciła się na pięcie. Stanęła oko w oko z Parwati- jedna z trzech sióstr-bogiń. Tridewi-tak je nazywano. Składało się ono z Parwati, Saraswati i Lakszmi. Wszystkie podlegały Kali. 
             -Parwati... Miała nadzieję, że zjawisz się z siostrzami...
             -Słyszałam o ostatniej ofierze-Prawiati, jak to miała w zwyczaju, zignorowała słowa przełożonej. Mięśnie na twarzy Kali nawet nie drgnęły, ale Parwati zapłaci za tę arogancję. 
             -Tak, Lillith przyjęła ofiarę-odaparła enigmatycznie. 
             -Dziwne... Myślałam, że Lilith już dawno wycofała się z życia...-Kali złapała ją za nadgarstek. Parwati syknęła, czując ból w tym miejscu. Kali przypaliła jej skórę.
             -Myślę, że powinnaś odnaleźć siostry... I na przyszłość... Mniej myśl-puściła ją z łagodnym uśmiechem. Parawati ulotniła się nim Kali zdążyła mrugnąć. 
             -Czy są już wszyscy?-zapytała Kali jedną ze służących. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się.-Więc... Show czas zacząć-wtedy właśnie wkroczyła prywatna armia Kali do pałacu. Zamknięto bramy. Nałożono odpowiednie zaklęcia. I wybito wszystkiech, ktrórzy byli w sali. A Kali stała na środku i czerpała energię, która będzie jej potrzebna w nadchodzącej wojnie. 
~*~
              Kali odpoczywała w ogrodzie. Dzisiejsza noc z pewnością nie pozostanie niezauważona... Na pewno ktoś już doniósł Lilith, że Kali złożyła ogromną ofiarę. Na pewno Lilith podejmie wszelkie środki ostrożności... A może nie? Lilith był tak pewna siebie, że niespecjalnie przejmowała się kimkolwiek. 
             -Pani?-Hirithiki zjawił się w tym samym momencie, w którym Kali o nim pomyślała.
             -Mam nadzieję, że masz dobre wieści.
             -Z bólem serca donoszę, że pani Bast została pokonana przez miejscowe bóstwa-powiedział z uśmiechem. 
             -Doskonale-Kali wastała z fotela.-Więc czas przystąpić do kolejnej częsci planu.  
             -Wszystko gotowe, wystarczy, że wydasz rozkaz-Hirithiki skłonił się. 
             -Więc zaatakujcie i zniszczcie Tadż Mahal. Nie muszę chyba mówić, że...byłoby miło,gdyby nikt nie przetrwał tej masakry...
             -Oczywiście. Tadż Mahal zostanie zrównane z ziemią.
             Kali roześmiała się. Dzień zemst nadszedł. 
~*~
              Nikt nie zdążył zareagować. Nikt nie spodziewał się ataku. Ale o to właśnie chodziło. Kali z daleka obserowawał płonącą Świątynię Miłości. Jedyne czego żałowała, to zniszczenie budynku... Tadż Mahal stanowiłby perełkę należącą do niej... Ale to nic. Ludzie znów wzniosą jakiś piękny budynek na miejscu starego. Może nawet piękniejszy... Ale mnie magiczny. Stara magia odeszła z tego świata wieki temu. 
              Nagle Kali zobaczyła, że Hirithiki wraz z kilkoma jej żołnierzami podąża w jej stronę. Gdy dostrzegła kogo pojmali, roześmiała się w głos.
              -Wiedziałam!-krzyknęła Sachmet.-Ty podstępna suko!-Hirithiki uderzył boginię. Kali dała mu wystarczająco mocy, by był w stanie ją pojmać. Ale zabić chciała ją osobiście.
              -Sachmet... Gdybyś nie była tak upierdliwa... Gdybyś poddała się w czasie naszej ostatniej wojny... Może zachowałabyś głowę... I godność.
              -Zapłacisz za to-warknęła Sachmet, ani na chwilę nie tracąc swojej dumy.-Zapłacisz. Bast ci nie daruje!
              -Bast ma swoje zmarwtenie-machnęła z lekceważeniem rękę.-Wiesz, w Ameryce były inne bóstwa, chcące włądzy. Twoja kuzyneczka musi się nimi zająć. Inaczej straci głowę. 
              -Ty...kurwo... Przysięgam...Przysięgam, że odpowiesz za to!-wrzasnęła Sachmet. 
              -Kiedy ty stałaś się taka nudna?-zapytała z zaciekawieniem Kali.-Panowi, czyńcie honory. Każdy kto ma na to ochotę, może ją wziąć-powiedziała z łaskawością. Zanim zabije Sachmet, chciała ją upokorzyć w każdy możliwy sposób. Niech zabawi się z nią jej wojsko. Może straci nieco dumy dzięki temu...
              -A! I zapomniałabym. Hirithiki, potem przyprowadź ją do mnie. I załóż jej to-rzuciła słudze wisiorek.-Sprawi, że Sach straci moc-dodała. Hirithiki skłonił się Kali i odszedł wraz z więźniem. 
              -Pani?-Piya stała z boku.
              -Wracamy do domu. Trzeba przygotować się na kolejną walkę-dodała pod nosem.
~*~
              Kali zabijała przez następną dobę. Wyrżnęła całe miasta w pień, gromadząc moc. Nikt jej nie powstrzymał. Żadna z Siódemki nie zjawiła się, by interweniować. Jednak Kali spodziewała się ataku. I była na niego przygotowana. Ale najpierw złożyła wizytę "przyjaciółce".
              -Jesteś idiotką-powiedziała na dzień dobry Hekate.-Bast ci nie daruje. A zrobiła się mściwa ostatnimi czasy. 
              -Nie boję jej się. Wręcz czekam na to-zatarła ręce.
              -Więc jesteś głupia. W dodatku jeśli Lilith poczuje zagrożenie, polecą głowy. Wiele głów.
              -Bez przesady! Kiedy zabiję te egipskie kurwy, dobiorę się do skóry Isztar. Mając moc trzech najwyższych bogiń, dodając moją moc, myślisz, że Lilith będzie w stanie mi zagrozić?
              -Myślę, że jej niedoceniasz-Kali westchnęła.
              -Więc mi pomóż. Ty i ja. Władczynie świata-po raz pierwszy od przybycia do mrocznego królestwa Hekate, bogini na nią zerknęła. Mrok zgęstniał wokół niej. Rozważała propozycję. 
              -Jak byśmy się podzieliły ziemiami zdobytymi?-zapytała.
              -Pół na pół.
              -To rozsądne... Ale skąd mam mieć pewność, że nie zagrozisz mi, zabijająć Lilith?
              -Przysięga krwi. To chyba wystarczy?-zapytała Kali.
              -Wystarczy. Poza tym, sojusznicy będą ci potrzebni. Bo Naamah stanie po stronie swojej mentorki.
              -Więc dobiłyśmy targu?
              -Owszem-Hekate przecieła skórę we wnętrzu dłoni. Kali zrobiła to samo. Uścisnęły ręce. Przymierze zostało zawarte.
***
              Ojejku, jejku! To się porobiło... Więc kolejny rozdział! Miałam ambinty plan zakończyć serię "Seven Devils" do końca tego roku, ale chyba nie wyjdzie... 
              Poza tym-wybaczcie długie przerwy! Momentami mam takie... zawiechy (idiotyczne słowow, wiem) i nie mogę nic pisać, bo gubię wątek... Eh... ;(
             
              Pozdro i mam nadzieję, że lektóra przypadła Wam do gustu :)

              K.L.

Komentarze

  1. Och, mam co nieco do nadrobienia ^^' W wolnym czasie przeczytam, a tymczasem zapraszam na nowy rozdział VN :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, przypadła do gustu. Robi się coraz ciekawiej. :D Musze przyznać, że mylą mi się trochę wszystkie boginie prócz Lilith xD No, mniejsza. Nie mogę się doczekać następnej części. w sumie to każda bogini ma mieć swoją część?
    Powiem, że czekam na Lilith, ale ona pewnie będzie na końcu. Pewnie już mówiłam, ale ją lubię :D
    No nic, pozostaje czekać.
    pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hey! :D
      Tak, każda ma swoją ;) I wcale się nie dziwię! Sama mylę czasem niektóre z bogiń i muszę sobie potem odświeżać pamięć ponowną lektórą ;)

      Usuń
  3. Kamienny stół... rodem z Narni moja droga ;) Podoba mi się ;) Świetny jest ten rozdział. Ciekaw jestem co dalej - szykuje się hekatomba. Boginie, wszystkie tak na prawdę są takie same, i hm, ta wojna dlatego może być długotrwała. Tak mi się wydaje.. Okiem strategicznym patrząc zaś - boginie tak samo stawiają na element zaskoczenia, i wygląda na to że nikt nikogo nie zaskoczy i zarazem nie będzie z tego powodu zaskoczony :D Ale szczerze - stawiam na Lilith i Bastet, niech dokopią Kali i Hekate. Woja na dwa fonty nigdy się nie sprawdza, i należy im się nauczka. Szkoda mi Sachmet...

    Pozdrawiam
    Evan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, na wojnie wszytkie chwyty dozwolone... I bez ofiar się nie obejdzie, niestety...
      Ano... Zapomniałam, że w Narni był kamienny stół...A był xD
      Dzięki za komentarz :D
      Pozdro!
      K.L.

      Usuń
  4. O rety, ale się działo o.o No cóż, z Kali jest niezły potwór... Czekam na ciąg dalszy :) A tak swoją drogą, niedawno dodałam notkę na tojikomerareta-tori, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Helena

                      Parys był przystojnym młodzieńcem, któremu zawsze sprzyjali bogowie. Widziała go na tym przyjęciu, widziała uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyznę. I tak bardzo go pragnęła! Ale niestety, jej mąż siedział obok, pilnując jej niczym jastrząb. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mogła sypiać z kim chciała, pod warunkiem, że zachowała dyskrecję. I nikt niczego nie mógł zauważyć. Zwłaszcza jej mąż! Życie było takie... nudne. A jej pan... Menelaos! Ten stary dureń! Jakże go nie znosiła! A jego brata? Agamemnon był mściwym, żądnym władzy sukinsynem!            Jak mogła się uwolnić od tego durnia? I jego strasznego brata? Parys, książę trojański, był idealnym kandydatem do tej misji! Znany ze swych podbojów miłosnych, zwodził kobiety z równą łatwością, z jaką syreny ściągały rybaków na skały! Helena nie miała złudzeń-lepszy byłby jego brat, Waleczny i dzielny Hektor o wiele lepiej pasował by do jej wyobrażeń... Ale Hektory był wierny żonie. Helena nie umiała