Przejdź do głównej zawartości

One year

           Jeden rok... Właśnie tyle mi zostało...

           Albo raczej tyle miałam...

           Mam na imię Morrigan Hawthorne. To ostatni dzień mojego życia.

           Nigdy nie myślałam, że umrę w wieku dwudziestu jeden lat... Z resztą, kto by tak myślał? Poza tym... umrzeć we własne urodziny?? To już szczyt!
           A jednak. Umieram. Bardzo powolną i bolesną śmiercią.
           Zastanawiam się jak do tego doszło? Kiedy to się zaczęło? Kiedy przestałam mieć wpływ na własne przeznaczenie?  Naprawdę nie mam pojęcia...
           Ah! Ten ból! Gdybym tylko przestałą czuć! Czemu muszę umierać młodo? I to w dodatku w takich męczarniach?! To chyba jakaś cholerna kara. Tylko na razie nie wiem za co.
          -Morrigan?-słyszę głos. Nie mam ochoty otwierać oczu. I tak nic nie zobaczę. Straciłam wzrok kilka tygodni temu.-Morrigan?-natarczywy. Tak go mogę opisać. Dobrze, że przynajmniej słyszę!
          -Jeszcze nie umarłam-warczę. Nie! Chciałabym warknąć. Mówię szeptem. Ledwie dosłyszalnym. Ciężko mi się oddycha.
          -Przykro mi, Morrigan-brzmi to szczerze. Bardziej szczerze niżbym chciała.
          -Wal się, Alekos-mruczę. Niewiarygodne! Ten arogancki dupek jest miły! Cóż, może dlatego że umieram.
          -Mogę... zakończyć to-odzywa się cicho. Kaszlę. Nagle. Nie spodziewałam się tego. Wypluwam krew. Gdyby nie Alekos, pewnie udusiłabym się własną krwią. Lekko kładzie mnie z powrotem. Domyślam się jak muszę wyglądać: skołtunione włosy bez tego delikatnego blasku, biała, kredowa skóra, obciągnięta na szkielecie, który kiedyś był kobietą.... Wiem jak wyglądałam, zanim to się zaczęło. Byłam ładna. Nie piękna, nie brzydka. Ładna. Zwyczajnie ładna. A Alekos? Ah! O nim tego nie dało się powiedzieć! Właściwie jak można o jakimkolwiek mężczyźnie powiedzieć, że "jest ładny"? To absurd!
          -Oboje dobrze wiemy, że nie możesz. Muszę umrzeć...sama-kończę. Nie mogę pozwolić mu się zabić. Dokładnie o północy. Nie wiem, czy nagle się zestarzeję i rozpadnę w proch. A może moje serce zatrzyma się i tyle? Nie wiem. Ale do tego czasu będę cierpieć. To jedno mam jak w banku. Słyszę jego westchnienie. Jest niezadowolony. Ale zna treść klątwy. Muszę umrzeć naturalnie. Inaczej klątwa przejdzie na dalsze pokolenia mojej rodziny. Na moich braci, albo ich dzieci. Nie dopuszczę do tego. Nie mo...-AAA!-krzyczę, gdy fala bólu zalewa moje ciało. Cholera! Za jakie grzechy?! Nagle ból zelżał. Atak minął.
          -Do północy zostało parę godzin-informuje mnie Alekos. Super! To właśnie chciałam usłyszeć!
          -Najlepsza wiadomość jaką ostatnio usłyszałam-jestem wredna. Wiem o tym.
          -Jesteś niemożliwa. Umierasz, Morrigan. Czy ty tego nie rozumiesz?-kolejny głos. Oh nie! Felicity! Piękna, blond włosa bogini. Inaczej się jej opisać nie da. Felicity mnie nie lubiła. Nigdy. Jednak... zawsze współczuła mi losu... Skąd to wiem? Cóż... Moje moce, przez które muszę umrzeć... To ich wina.
          -Dzięki, Fee... Właśnie tego potrzebowałam-szepczę zgryźliwie.
          -Użyj magi, by złagodzić ból-słyszę rozkaz. Alekto, brat Alekosa. Bliźniak jakby tego było mało. Są identyczni jeśli chodzi o wygląda. Ale charaktery mają zupełnie różne. Alekto jest tym spokojniejszym, bardziej wyważonym, stanowczym i miłym. Alekos jest porywczy, arogancki i o niebo bardziej irytujący. Jednak obaj mają niepokojąco zielone  oczy. I niewiarygodnie delikatne, ciemne włosy. Każda kobieta dałaby się za takie pokroić. Ja nawet po użyciu miliona odżywek i szamponów miałam na głowie stóg siana w kolorze bliżej nieokreślonego brązu. Dołujące. Choć wszyscy władający magia (zwani czarodziejami... aczkolwiek to nieadekwatne do tego co robimy na prawdę) są piękni (wina magii) i idealni, to ja pozostałam nadal przeciętną, nijaką kobietą, gdy Alekto, Alekos i Felicity po mnie przyszli. Ciekawy był to dzień...
          -Ale to sprowadzi na nią agonię większą niż do tej pory-protestuje Felicity. Oh! Więc jednak się o mnie troszczy... Dziwne. Nigdy jakoś się nie lubiłyśmy i zawsze darłyśmy koty...
          -Wiem-mruczy ledwo dosłyszalnie Alekto. Smutek? Rezygnacja? A może wszystko na raz? I coś jeszcze... tylko trudno mi powiedzieć co... Za bardzo staram się ignorować ból i...uciec. Zwyczajnie uciec.
          -Alekto, Felicity sprawdźcie co tam na zewnątrz-zastrzygłam uszami. Na zewnątrz? Alekos wydający rozkazy? I POCZUŁAM  jak Alekto rzuca mu zirytowane spojrzenie, a potem cicho on i Fee wychodzą. Ciekawe... Zgodnie z radą Alekto używam magi. Ból znika. Przywracam sobie wzrok. Potem za to zapłacę. Ale teraz muszę wiedzieć. Otwieram oczy. Alekos gapi się na mnie zszokowany. Rozciągam usta w wrednym uśmiechu.
           -Cześć Alekos. Co się dzieje?-pytam bez ogródek. Skupienie. Tego wymaga magia. A ja muszę hamować ból, wyostrzyć wzrok i w dodatku zmusić się do mówienia. Trudna sztuka.
           -Odpoczywaj, Morrigan. Ty nam już nie możesz pomóc-mówi z lekceważeniem. Wkurzam się. Na chwilę tracę kontrolę, prze co wzrok się zamazuje. A potem Alekos ląduje na przeciwległej ścianie. Zeskakują z łóżka. Furia i gniew zawsze mnie wzmacniały. Jako jedna z nielicznych umiałam wykorzystaj negatywne uczucia, tak by być silniejszą. Podchodzę do nie. Łapię za koszulkę i stawiam na nogi.
           -Zapominasz z kim rozmawiasz-syczę. Czuję nagły ból w stawach dłoni. Niedobrze. Jednak szybko go uśmierzam. Nie wiem jak długo dam radę tak ciągnąć, jednak jestem ciekawa. Zbyt ciekawa.
           -Pamiętam o tym-warczy. Wie, że jestem silniejsza. A przynajmniej byłam. Kiedyś.-Jest jedna rzecz, o której ci nie powiedział Mistrz-marszczę brwi. Czego nie wiem? Alekos odpowiada na moje nieme pytanie.-Dziś umrzesz. Ale... z tego powodu Zakon będzie miał kłopoty. Aczkolwiek mniejsze niż, gdyby cię tu nie było... W każdym bądź razie, granica dzieląca nasz świat i inne światy zostaje poważnie zachwiana. Na zewnątrz otwiera się kolejna Brama. A twoja śmierć prawdopodobnie to wszystko uciszy. Jednak do północy...-kręci głowa. Nie musi kończyć Wiem co by powiedział. Atak. Potworów. Magów. I wszystkiego czego ludzie nie są w stanie pojąć.
           -Czemu nie walczysz?-pytam. Wzdycha. Wie, że nie powinnam zadać tego pytania.
           -Muszę cię pilnować-odpowiada w końcu.
           -Czemu?-naciskam. Alekos wywraca oczami. A ja znam odpowiedzieć, zanim on otwiera usta.
           -Przed tobą samą-wiedziałam!-Zabraliby cię, złożyli ofiarę z Przeklętej. Najprawdopodobniej stałabyś się nieśmiertelna. Jednak miałoby to swoją cenę...-wiedziałam, no wiedziałam, że coś jest nie tak!
           -Niech no zgadnę... Na zawsze zło?-pytam zirytowana. Alekos kiwa głową. Wzdycham.-A jeśli bym się nie zgodziła?
           -Ofiara-pada tylko jedno słowo. Świetnie. Zostałabym złożona w ofierze dawnym bogom. Owszem, byłabym nieśmiertelna. Jako ich sługa. Prostuję się i puszczam Alekosa. Używam magi, by odnaleźć swoją broń. Skoro za parę godzin i tak umrę mogę zrobić coś pożytecznego...
           -Zrobiłeś to celowo?-pytam. Oczywiście! Alekos był bardziej pragmatyczny niż Alekto. Skoro może mnie wykorzystać, to dlaczego nie?
           -Cóż... Myślałem, że wolisz zginąć walcząc, niż leżeć w łóżku i błagać o szybką śmierć-kiwam głową. Tak wolałam. Miał rację. Za dobrze mnie zna. Cholerny Alekos! Zawsze umiał mnie rozszyfrować.
           -Gdzie?-pytam. Biorę do ręki swój miecz. Przeznaczenie. Napis wygrawerowany wzdłuż ostrza. Obosieczny, półtora ręczny miecz ze szlachetnej stali. Lekko lśni. Magia, którą jest nasączony jak gąbka, prześwituje przez metal, nadając mu delikatny blask. Uwielbiam moją broń. Nigdy mnie nie zawiodła.
           -Dziedziniec.
           -Idziesz?
           -Nie chciałbym ominąć zabawy-mruczy z rozbawieniem. Sam posługuje się dwuręcznym mieczem. Wygląda jak wojownik z dawnych dni... Z resztą, magia odcisnęła na nim swoje piętno. Jak na każdym kto jej używa. Da się to wyczuć. W sposobie bycia. W słowach, barwie głosu... Wszystko co można zarejestrować szóstym zmysłem...
           -Czemu Fee nie chciała bym walczyła?
           -Jest zazdrosna. Chciała popisać się swoimi umiejętnościami-cała Felicity. Zamiast myśleć o Zakonie, ona woli sławę i chwałę. Z chęcią pokarzę jej co się tak naprawdę liczy. Będzie to czysta przyjemność.
           Gdy stajemy na dziedzińcu, widzę stwory wszelkiej maści. I wojowników z Zakonu. Otoczyli magią cały zamek, bym niczego nie wyczuła, a także by nie został uszkodzony podczas walki. Irytuję się tym, co sprawia, że zaczynam lekko jaśnieć. A to z kolei przyciąga uwagę. Zręcznie skaczę w dół. Schody są długie. Nie będę z nich przecież zbiegać! Za dużo by mi to zajęło czasu. Poza tym z rozpędu rozcinam coś co wygląda jak skrzyżowanie wilka z niedźwiedziem. Nie! To nie wilkołak! Wilkołaki to inna bajka. Są bardziej... ludzkie.
            -Co ty tu robisz?!-słyszę wściekły głos Fee. Uśmiecham się wrednie.
            -Uczę cię walczyć-odpowiadam, kręcąc młynka bronią. Felicity z cała furią przebija swojego przeciwnika. Ten patrzy na nią wielkimi oczami z przerażeniem. Wokół blondynki unosi się coś na kształt ognia. Jednak to tylko jej aura. Jej prawdziwe JA. Ogniste i nieokiełznane. Oznacza to, że Fee się wściekła, straciła kontrolę i wpadła w dziki szał. Teraz zabije wszystko co się rusza w zasięgu swojego wzroku.
            -Alekos!!!-słyszę wściekły krzyk Alekto. Dopada brata i potrząsa nim. Rozbawiona parskam śmiechem. Choć nie ma w tym nic zabawnego  Nasz największy wróg jeszcze się nie pokazał. Wywołam go. Mam taką zdolność. Staję w miejscu, a czas zwalnia. Otwieram oczy. Wszystko jest czarno białe i bardzo wyraźne. Cichym, ale przesiąkniętym magią, głosem mówię: Czyżbyś się mnie bał? Zakończmy to. Bardziej czuję, niż widzę mojego przeciwnika. Jest rozbawiony, ale się zgadza. Znów wracam. Walka nadal trwa. Cały dziedziniec jest pokryty krwią i ciałami. Nic przyjemnego. Niedobrze mi od smrodu krwi i śmierci. Jednak posługuję się magią i wyciszam tego typu odczucia. Oj tak, nim umrę, zapłacę za to.
           Wtedy się pojawia. Oddycham głęboko, ale jego widok zawsze budzi we mnie mieszane odczucia. O to mu chodzi. Jest złem, co wiem. Ale czuję też niewiarygodnie silne odurzenie jego emanującym seksapilem wyglądem. To tylko poza. Wiem to. Jednak... trudno mi zachować obiektywizm. Zwłaszcza, że on jest tak cudownie zniewalający... Jest demonem. A demony kłamią. Oszukują. Niszczą. TO ich jedyny cel. Ma na imię Astarot. Jeden z najważniejszych demonów, jakich w życiu spotkałam. I muszę go pokonać. Nie oznacza to, że umrze. Ale osłabię go na tyle, by nie wrócił przez jakiś czas. A tylko to jest ważne. Zniszczyć tę powłokę, którą przybrał. W końcu ducha nie zniszczę. Nie mam takiej mocy. Nikt nie ma.
           -Witaj, Przeklęta-Astarot uśmiecha się leniwie. Przeklęta. Czy myśli, że zapomniałam? Ależ skąd! Doskonale wie, że pamiętam.
           -Witaj, demonie-odpowiadam.
           -Dziś dzień twojej śmierci. Jakie to przykre...-mówi ze smutnym uśmiechem. Jaka szkoda, że nie może mnie oszukać...
           -Przykre? Nie. Wyzwolenie nie jest przykre-zaprzeczam. Astarot dobywa miecza. Oczywiście, czarnego. Nie wiem jaka stal mogłaby przybrać taką barwę. Przyjmuję postawę. Czekam. Choć wokół nas szaleje prawdziwa burza, my stoimy na przeciwko siebie. To będzie ostateczne starcie. Wimy o tym. Przynajmniej w tym stuleciu. W następnym ktoś inny przejmie tę rolę. Już nie będę to ja.
           Nagle następuje atak. Byłam rozkojarzona. Nie zauważyłam. Zapłaciłam za to raną na ramieniu. Cholera! Astarot wygląda jakby sprawiało mu to jakąś perwersyjną przyjemność. Mam ochotę strzelić go w ten przystojny pysk. Irytujący. Bardziej niż Alekos i Felicity razem wzięci. Biorę zamach. Nagły  ból oszałamia mnie. O nie, tylko nie to!
           -Więc Klątwa nie pozwala ci walczyć?-pyta, leniwie bawiąc się palcami i czekając na mój ruch. Jak doszło do tego, że zwijam się z bólu u stóp Pierwszego Księcia Piekielnego? Do diabła, nie wiem. To chyba kolejna okrutna drwina ze strony Boga.-A liczyłem, że słynna Morrigan, bogini wojny*, zaszczyci mnie cudownym i pełnym niespodzianek pojedynkiem!-drwi ze mnie. Udaje znudzonego, ale wie, że jak mnie zlekceważy, to odrobię mu głowę. Uspokajam oddech. Nie czas na pomstowanie, czy analizę. Czas na walkę. Nie czekam aż Atarot skupi się z powrotem na pojedynku. Atakuję znienacka. Magią. Niech wie, że ze mnie się nie drwi. Atarot zostaje zmuszony do powagi. Cieszy mnie to. Bardzo. Chwilowy tryumf napawa mnie zadowoleniem. I siłą. Atakuję ponownie. Jako mag, nie mam szans z demonem. Jako wojownik... marne szanse, aczkolwiek jakieś są. Wierzę w swoje Powołanie. Wierzę w Mistrza. Wierzę, że ten rok, ostatni rok mojego życia był na coś komuś potrzebny. Że jak umrę, to nie będzie to bezsensowna śmierć. Wierzę w to. Tylko tyle mi pozostało.
           -Chyba nie doceniasz siły wojowników, Astarocie-tym razem to ja kpię, zmuszając go do ofensywy.
           -Czasem zapominam, że jesteście jak wrzód na tyłku-i próbuje być zabawny! Jak uroczo! Biorę kolejny, potężny zamach. Czuję magię w każdej komórce ciała. Czuję, że świat jest nią wypełniony. Jeden zamach. Jeden cios. Astarot patrzy na miecz wystający z jego piersi. Uśmiecha się. Demonicznie. Nie ma w nic już nic pociągającego, czy pięknego.-Biedna bogini... Umrzesz wraz ze mną, mała Morrigan. Jednak nie powstrzymasz moich ludzi...-opada na kolana. Wyciągam miecz. Odwracam się i odchodzę. Po co prowadzić rozmowy z trupem? Jestem potrzebna gdzie indziej.
          I wtedy czuję ból przeszywający moje plecy. Wrzeszczę jak opętana. Całą magia ulatuje. Pozostaje tylko ból. Więc umrę przed północą? Tylko tyle zdołałam pomyśleć. Ostatni rok nie był złudzeniem. Naprawdę tu byłam. Naprawdę walczyłam. Żyłam... Nareszcie żyłam. I znalazłam swoje miejsce. Szkoda, że na tak krótko.  
         -Morrigan!-słyszę ostatni, błagalny krzyk. Felicity? Ah! Nie mogę myśleć. Ból jest zbyt wielki. Kiedy to się skończy?
         -Umiera-szept Alekto. Więc są tu.
         -Astarot-szepczę. Muszę wiedzieć.
         -Pokonany-mówią Alekos z Alekto jednocześnie. Dziwne... Nigdy nie byli jednomyślni...
         -Żegnaj, Morrigan-mówi Fee.-Cieszę się, że cię poznałam, choć byłaś koszmarnie upierdliwa-o mało się nie roześmiałam. To w stylu Felicity.
         -Żegnaj, mała-Alekto.
         -Taaa... Żegnaj i do zobaczenia. W tamtym świecie-Alekos. Mogłam spokojnie umrzeć. Już mogłam. Odetchnęłam po raz ostatni. Czy płakałam? Nie. To nie był przecież koniec.
       
         Umarłam. Ostatecznie i nieodwołalnie.
         

~*~
* w mitologi celtyckiej Morrigan jest boginią wojny. A Astarot nawiązuje do mitycznej wersji Morrigan. 
Tak a propos, sam Atarot należy do upadłych aniołów, a tytuł "Pierwszego Księcia Piekielnego" można znaleźć na wiki xd Cóż... Zanim do czego się zabieram, to odpowiednio się dokształcam xd

Hey!
Do diaska, mam iście wisielczy nastrój. Efekt pogody. Dobra, to tylko głupia wymówka. Ale pozostańmy przy niej. Niech nikt nie mam mi tego za złe, że prawdę zachowam dla siebie. 

Cóż, może teraz tak przyjemniej? 
Jak grzeczna dziewczyna zabieram się za pisanie "Czarownicy..." Przy czym zabieram jest tu słowem kluczowym xd
Poza tym zaczęłam sobie czytać Powołanie P.C. Cast. Całkiem, całkiem... Żałuję, że nie mam Przepowiedni, pierwszego tomu, ale tak to już bywa! 

Ave, moi mili!

K.L.

Komentarze

  1. Wisielczy nastrój? Witaj w klubie...
    Opowiadanie dobijające, ale pasuje do mojego humoru. Na samym początku myślałam, że to będzie realistyczne, a tu proszę, fantasy, mitologia, te rzeczy...
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Ja inaczej nie umiem ^^" Bez fantasy się nie da... Nawet jak bardzo chcę ^^"

      Dzięki za komcia

      Buziaki :*

      Usuń
    2. Heh, zauważyłam xD
      Zapraszam na nowy rozdział VN :)

      Usuń
  2. O widzę nowa notka jak tylko znajdę chwile czasu nadrobię ;p Na razie zapraszam na nowy rozdzialik w mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział VI "Whisper", zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  4. W związku z tym że nie mam "zacnych" dwóch wykładów postanowiłam nareszcie nadrobić zaległości xD

    Eee powiem tak po przeczytaniu tego nieźle się zdołowałam T.T No ale kocham takie klimaty więc opowiadanie strasznie mi się podoba Q.Q Po za tym po prostu kocham jak w jakiś opowiadaniach wplątane są jakieś motywy mityczne *-* Więc tym bardziej podbiłaś moje serce tą historią ;p Kurze o mało się nie popłakałam jak to czytałam Q.Q No ale dobra nieważne...

    Ech mam nadzieje że ten wisielczy nastrój ci miną ^ ^" No i mam nadziej że faktycznie zabrałaś się za "Czarownice..." :P

    Weny i jeszcze raz weny !

    Suzu

    P.S
    Dziękuje za kom pod rozdziałem III ;)
    No cóż Michael ma coś w sobie co przyciąga ^ ^"
    Hahahaha pan "X" jak go nazwałam faktycznie przypomina Rido xD Cóż ale czy to on to się przekonasz ;p
    Kurde noo kocham wątek Penelopy i jej duchów Q.Q Ech aż żałuje że przynajmniej jak na razie nie mogę go bardziej rozwinąć x_x'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że Ci się podobało ;)

      Minął, minął! Wyładowałam się... na opowiadaniu, potem werbalnie i już jest okey ^^"

      Cóż... Też mi było smutno...nie lubię uśmiercać głównych bohaterów swojej opowieści, ale z jakiegoś powodu najczęściej tak mi wychodzi ^^"

      Zabrałam się, ale szczerze mówiąc... Idzie mi to jak krew z nosa. Niby całkiem sporo napisałam, ale czegoś mi brakuje... ;|

      Nmzc :*
      Pan "X" xd Dobre xd Aj! Ja bym już chciała wiedzieć, czy to Rido, czy nie... Ale, oczywiście, zaczekam na ciąg dalszy! :D
      Ale rozwiniesz wątek z Penelopą?? Bo to całkiem ciekawa postać...
      Co do Michaela... Oby się jeszcze nie raz pojawił ^.^

      Dzięki i nawzajem: weny i jeszcze raz weny! ;)

      Usuń
  5. Nowy rozdział na tojikomerareta-tori, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Helena

                      Parys był przystojnym młodzieńcem, któremu zawsze sprzyjali bogowie. Widziała go na tym przyjęciu, widziała uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyznę. I tak bardzo go pragnęła! Ale niestety, jej mąż siedział obok, pilnując jej niczym jastrząb. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mogła sypiać z kim chciała, pod warunkiem, że zachowała dyskrecję. I nikt niczego nie mógł zauważyć. Zwłaszcza jej mąż! Życie było takie... nudne. A jej pan... Menelaos! Ten stary dureń! Jakże go nie znosiła! A jego brata? Agamemnon był mściwym, żądnym władzy sukinsynem!            Jak mogła się uwolnić od tego durnia? I jego strasznego brata? Parys, książę trojański, był idealnym kandydatem do tej misji! Znany ze swych podbojów miłosnych, zwodził kobiety z równą łatwością, z jaką syreny ściągały rybaków na skały! Helena nie miała złudzeń-lepszy byłby jego brat, Waleczny i dzielny Hektor o wiele lepiej pasował by do jej wyobrażeń... Ale Hektory był wierny żonie. Helena nie umiała