By nie zakłócać Świąt, publikuję ten post później, choć miała ochotę zrobić to już dawno temu... No ale! Zacznijmy od początku.
Pamiętacie Chytrą Babę z Radomia? I wszystkie demoty, które powstały z jej udziałem? A w ogóle, ktoś z Was przeglądał demoty w Święta, albo przed? No, jak nikt, to trudno. Nie jest to jakoś bardzo istotne, gdyż mi zależało na opisaniu pewnych zachowań, jaki udało mi się zaobserwować wśród ludzi przed Świętami.
Przykład 1. Mamy piątek, dzień przed Wigilią. U nas w pracy tłumy ludzi. Kolejki, jak za komuny. Dosłownie! My (z koleżanką) czekamy na dostawę towaru, a ludzie się niecierpliwią. No wiecie, jeszcze się spóźnią do pracy/na zakupy/ gdzieś tam. Oki, przeskakujemy w czasie i co się dzieje? Babka z facetem się o miejsce w kolejce kłócą! Serio, myślałam, że zaraz sobie do gardeł skoczą! Wiecie, ona była bardziej zajadła od gościa. Niemalże czekałam aż podwinie rękawy kurtki i rzuci się na faceta. Choć podejrzewam, że w wojnie o pierogi zwyciężyłaby ostatecznie (wiecie, opinia publiczna zawsze jest po stronie kobiet), musiała gościa puścić w kolejce, gdyż ostatecznie wciągnęli mnie w ten konflikt. Hm... Co było nieroztropne, gdyż ja się bawić w sędziego nie miałam zamiaru. Ale! Przynajmniej do rękoczynów nie doszło. Brawa dla Kiran, mistrza dyplomacji! xD
Przykład 2. Tydzień do Wigilii. W Carefourze rzucono karpia za 8 zł. Czyli taniej niż na wszystkich rynkach (15 zł). Więc możecie sobie wyobrazić co się w sklepie działo! A ja wpadłam tam tylko bodajże po jakiś sok! W kolejkach stało się od 8 rano, a dobić się nie było w stanie! Cóż, jak karpie się skończyły (swoją drogą, żal mi tych ryb...) to zapanowała zbiorowa histeria, a baby zaczęły lamentować, co one biedne na Wigilię przyrządzą, i tak liczyły na karpia!
Przykład 3. Cały Grudzień. Czyli co mi się powtarzało niemalże od początku miesiąca, to pytanie o uszka. Czy garmażerka będzie je miała, kiedy i po ile? Cóż, nie było uszek. A moje ulubione hasła to: "Nie ma uszek?! To skandal!!!" (babeczka powrzeszczała jeszcze i poszła, szczęka mi opadła). "Jak to nie ma uszek??? To co ja na Wigilię podam?!?!" (kolejna prawie się popłakała). "Nie ma uszek? Zawiedli mnie państwo!" (foch). Takich perełek znalazłabym jeszcze kilka, w końcu do 23.12 było dużo czasu, a ja w większości spędziłam go w pracy.
Akurat w tym momencie nie potrafię przypomnieć sobie niczego więcej. Ale morał z podanych historii jest taki: najlepiej do Świąt zacząć przygotowywać się wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. Wtedy nie ma aż tylu stresów. Oczywiście, jak się spędza cały czas poza domem, to się nie ma jak przygotować. Rozumiem to, gdyż ja w Wigilię przyjechałam do domu na gotowe (zła kobieta ze mnie). Ale moja Matka też jakoś pracuje i radę dała, Podejrzewam, że to kwestia organizacji, w czym ona jest akurat mistrzem.
Oj, no i ostatnia rzecz: zapomniałam dodać, że każdy, kto ma jakieś pretensje do bogu ducha winnych sprzedawców, powinien sobie uzmysłowić, że wiele rzeczy nie zależy od nich. Wszystko jest zależne od szefostwa, kierownictwa, czy jakby to nie nazwać. Poza tym są te całe wewnętrzne regulaminy sklepów, etc. Więc co Ci, dobry człowieku, taki sprzedawca ma poradzić, gdy się karpie skończyły?? Albo uszka? No nic. Trudno się mówi. Przecież każdy chce mieć Święta. Nawet pani na kuchni, która dziennie lepi kilkadziesiąt kilo pierogów (Boże, aż nie umiem sobie tego wyobrazić!).
Nie wiem jak u Was, ale na Podkarpaciu pogoda wyjątkowo dopisała. Był śnieg (ślicznie padało przez całą noc), było zimno i tak bardzo świątecznie! Od dawna w Wigilię nie padał śnieg, tak jak w tym roku. Bardzo mnie to ucieszyło. Choć moje koty miały inne zdanie na ten temat xD
Pamiętacie Chytrą Babę z Radomia? I wszystkie demoty, które powstały z jej udziałem? A w ogóle, ktoś z Was przeglądał demoty w Święta, albo przed? No, jak nikt, to trudno. Nie jest to jakoś bardzo istotne, gdyż mi zależało na opisaniu pewnych zachowań, jaki udało mi się zaobserwować wśród ludzi przed Świętami.
Przykład 1. Mamy piątek, dzień przed Wigilią. U nas w pracy tłumy ludzi. Kolejki, jak za komuny. Dosłownie! My (z koleżanką) czekamy na dostawę towaru, a ludzie się niecierpliwią. No wiecie, jeszcze się spóźnią do pracy/na zakupy/ gdzieś tam. Oki, przeskakujemy w czasie i co się dzieje? Babka z facetem się o miejsce w kolejce kłócą! Serio, myślałam, że zaraz sobie do gardeł skoczą! Wiecie, ona była bardziej zajadła od gościa. Niemalże czekałam aż podwinie rękawy kurtki i rzuci się na faceta. Choć podejrzewam, że w wojnie o pierogi zwyciężyłaby ostatecznie (wiecie, opinia publiczna zawsze jest po stronie kobiet), musiała gościa puścić w kolejce, gdyż ostatecznie wciągnęli mnie w ten konflikt. Hm... Co było nieroztropne, gdyż ja się bawić w sędziego nie miałam zamiaru. Ale! Przynajmniej do rękoczynów nie doszło. Brawa dla Kiran, mistrza dyplomacji! xD
Przykład 2. Tydzień do Wigilii. W Carefourze rzucono karpia za 8 zł. Czyli taniej niż na wszystkich rynkach (15 zł). Więc możecie sobie wyobrazić co się w sklepie działo! A ja wpadłam tam tylko bodajże po jakiś sok! W kolejkach stało się od 8 rano, a dobić się nie było w stanie! Cóż, jak karpie się skończyły (swoją drogą, żal mi tych ryb...) to zapanowała zbiorowa histeria, a baby zaczęły lamentować, co one biedne na Wigilię przyrządzą, i tak liczyły na karpia!
Przykład 3. Cały Grudzień. Czyli co mi się powtarzało niemalże od początku miesiąca, to pytanie o uszka. Czy garmażerka będzie je miała, kiedy i po ile? Cóż, nie było uszek. A moje ulubione hasła to: "Nie ma uszek?! To skandal!!!" (babeczka powrzeszczała jeszcze i poszła, szczęka mi opadła). "Jak to nie ma uszek??? To co ja na Wigilię podam?!?!" (kolejna prawie się popłakała). "Nie ma uszek? Zawiedli mnie państwo!" (foch). Takich perełek znalazłabym jeszcze kilka, w końcu do 23.12 było dużo czasu, a ja w większości spędziłam go w pracy.
Akurat w tym momencie nie potrafię przypomnieć sobie niczego więcej. Ale morał z podanych historii jest taki: najlepiej do Świąt zacząć przygotowywać się wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. Wtedy nie ma aż tylu stresów. Oczywiście, jak się spędza cały czas poza domem, to się nie ma jak przygotować. Rozumiem to, gdyż ja w Wigilię przyjechałam do domu na gotowe (zła kobieta ze mnie). Ale moja Matka też jakoś pracuje i radę dała, Podejrzewam, że to kwestia organizacji, w czym ona jest akurat mistrzem.
Oj, no i ostatnia rzecz: zapomniałam dodać, że każdy, kto ma jakieś pretensje do bogu ducha winnych sprzedawców, powinien sobie uzmysłowić, że wiele rzeczy nie zależy od nich. Wszystko jest zależne od szefostwa, kierownictwa, czy jakby to nie nazwać. Poza tym są te całe wewnętrzne regulaminy sklepów, etc. Więc co Ci, dobry człowieku, taki sprzedawca ma poradzić, gdy się karpie skończyły?? Albo uszka? No nic. Trudno się mówi. Przecież każdy chce mieć Święta. Nawet pani na kuchni, która dziennie lepi kilkadziesiąt kilo pierogów (Boże, aż nie umiem sobie tego wyobrazić!).
Nie wiem jak u Was, ale na Podkarpaciu pogoda wyjątkowo dopisała. Był śnieg (ślicznie padało przez całą noc), było zimno i tak bardzo świątecznie! Od dawna w Wigilię nie padał śnieg, tak jak w tym roku. Bardzo mnie to ucieszyło. Choć moje koty miały inne zdanie na ten temat xD
A więc żegnam i życzę udanego wypoczynku! W końcu wciąż (w większości) mamy wolne! ^^
Pozdro,
K.L.
Po raz kolejny uderzyła mnie różnica między Polską a Japonią. Wiesz, jak jest tutaj? Wszyscy zawsze grzecznie czekają w kolejce, nikt nie marudzi, większość ludzi miło uśmiechnięta, czasem ktoś do kogoś zagada, wszystko ładnie, pięknie i bez stresu. Nie mam na myśli świąt, tylko tak ogólnie. Polacy wciąż się o coś wykłócają i na okrągło jęczą, a Japończycy na zewnątrz są oazami spokoju (co się dzieje w ich wnętrzu, to już nie moja sprawa). Jeny, jak ja bym chciała taki stan przenieść do Polski... Kiedy wrócę, przeżyję szok kulturowy i depresję. -.-
OdpowiedzUsuńZazdroszczę białych świąt... :( I ogółem świąt, bo tego, co było u mnie, świętami nazwać się nie da.