Przejdź do głównej zawartości

Była sobie dziewczyna...

       





         Była sobie dziewczyna. Powiedzmy, że na imię miała Wiktoria. Wiktoria, bogini zwycięstwa. Zawsze dostawała to czego chciała. Była ładna, a przynajmniej na tyle, by się nią zachwycać, ale nie na tyle by powodowała wypadki na przejściach dla pieszych.
        Wiki miała talent. Dobrze pisała. Właściwie dobrze wychodziło jej wszystko. Ale w niczym nie była najlepsza. To jednak Wiki wystarczało. Jako nastolatka pisała dużo. Całe stosy opowiadań walały się po jej pokoju. Niedokończonych, zakończonych, świstków papierów, chusteczek z zapisanymi pomysłami... Nawet na paragonach potrafiła w kilku słowach ująć rodzący się pomysł.
         Tak więc Wiki pisała. Dużo pisała. Co prawda, była introwertyczką. Nie miała wielu przyjaciół, ale nigdy jej to nie przeszkadzało. Miała swojego psa. A pies, jak wiadomo, jest najlepszym przyjacielem człowieka. Więc jej pies, powiedzmy Reksio, chadzali sobie na spacerki razem, rozmawiali i bawili się.
          I tak toczyło się sielankowe życie Wiktorii. Nastolatki święcie przekonanej, że życie przed nią i wszystko będzie mogła osiągnąć. Wystarczy, że spróbuje.  Ale nie udawało jej się. A im starsza była, tym czuła większą presję. Chciała być perfekcyjna, choć wiedziała, że perfekcji nie ma. Ale się starała. Przestała pisać. Nie mogła nic wymyślić, a strach paraliżował ją na każdym kroku. Czy dobrze pisze? Czy to nie zbyt infantylne? Czy się spodoba? Czy dobrze oddała głównego bohatera i rządzące nim emocje? Czy się nie powtarza? Czy...? 
           Presja. Coś, co nie powinno towarzyszyć początkującemu pisarzowi. Większość początkujących pisarzy jest tak zadowolona ze swojej pracy, że gotowa pędzić do pierwszego wydawnictwa i walczyć o wydrukowanie swoich wypocin! Ale nie Wiki. Dla Wiki każdy tekst, który napisała nie był wystarczająco dobry.
           W tych zmaganiach zawsze towarzyszył jej wierny Reksio. Co Wiki zrobiłaby bez swojego psa? Ciężko powiedzieć. W każdym bądź razie Wiki dorastała. Skończyła liceum z przekonaniem, że teraz zacznie nowe życie. Zaczęła studia i... i przestała pisać. Siadała przed otwartym dokumentem w Wordzie i gapiła się na białą stronę. Od czego zacząć? Jak zacząć? Jak to dalej pociągnąć? 
          Za dużo myślisz, Wiki. Taka rada: nie myśl, baw się tym co robisz.
          Ale ona już nie umiała. Gdzieś po drodze do te swojej perfekcji utraciła umiejętność cieszenia się każdym napisanym zdaniem, bez analizowania. Bez niepotrzebnego krytycyzmu. Wiki wyprowadziła się z domu. Wciąż sama, bez swojego pupilka, nie miałaby czasu się nim zajmować. W wirze przygotowań do napisania pracy zaliczeniowej, egzaminów, które nie zawsze udaje się zdać i zaliczeń. W końcu życie studenta nie jest proste... Pisanie, które kiedyś dla Wiki było najważniejsze, obecnie zeszło na drugi plan. A nawet na trzeci. Jeśli nie na czwarty. Strach przed porażką też zrobił swoje. I Wiki przestała pisać. To ją dobijało. Kiedyś ważna część jej życia, a obecnie...
         Cóż, ta historia się nie kończy. W końcu Wiki wciąż żyje, wciąż próbuje coś osiągnąć i wciąż odnosi porażki. Tak sobie myślę, że lepiej próbować i odnieść porażkę, niż nie spróbować. Wtedy nie dowiedziałabym się co poprawić. Albo co dodać. Co wyciąć. Etc.
         No i trzeba walczyć do końca. A Wiki pewnie tak właśnie postąpi. W końcu jest perfekcjonistką. A perfekcjoniści (często ambitne jednostki) nie poddają się tak łatwo.
         Powodzenia Wiktorio.

~*~

          Tak wczoraj na to wpadła. Na historię Wiktorii. Choć to byłby początek, albo środek nawet. Czułam, że chcę i muszę to zapisać. 


          Okey, dość już o tym! Nie pisałam, gdyż akurat mam sesję. I jeden egzamin... się oblało ;/ Trochę to denerwujące, no ale! Zdawalność była jak w 1 z 10. Dosłownie ;/ Więc nie powinnam się przejmować. Ale się przejmują. Jak to ja. Cóż, kolejne podejście szykuje się w środę. Nie żebym wcale nie miała wtedy praktyk! Chol*** <zrezygnowana>.  Dobrze, że przynajmniej weekend wolny. To się pouczę. Przynajmniej-postaram się pouczyć! 

          Tak więc do zobaczenia/usłyszenia, moi kochani!

           K.L.

Komentarze

  1. Cholernie życiowe. Właśnie tak jest, piszesz, piszesz, piszesz... aż w końcu to przestaje dawać ci satysfakcję. Bo za dziecinne, bo za bardzo schematyczne, bo to, bo tamto i jeszcze milion innych "bo". Bo się nie spodoba. A problem jest w tym, że w pewnym momencie przestaje się to robić dla siebie. I tak jest ze wszystkim.
    Dobiło mnie to trochę, choć, nie przeczę, było dobre. Przede wszystkim, dlatego że było prawdziwe. I takie jest zadanie pisarza. Obserwować i spisywać. Ludzie, mimo że widzą na co dzień pewne zjawiska, nie zdają sobie z nich sprawy. Dopiero kiedy ktoś spisze tę myśl, przeanalizuje ją, wtedy "zwykły śmiertelnik" myśli sobie: "Kurczę, faktycznie". Ogólnie spoko, lubię takie historie. ;)

    Taak, życie studentów.... chciałoby się zapytać: "jakie życie?!", ale nic nie poradzisz. Powodzenia życzę! We wszystkim!

    A teraz odnośnie do komentarza u mnie (przepraszam, że dopiero teraz!):
    Co Ty Ayi proponujesz?! Przecież to grzeczne i ułożone dziewczę, gdzie ona w swej wrażliwości będzie ręce do kogoś wyciągać?! Zwłaszcza do lubego! xD
    Nie ma Hiroshiego, przeszkadzałby mi w pastwieniu się nad Ayą. :3
    E, spoko, mnie też jej nie żal. ^^ Irytuje? Hm... może przez to, że jest takim, biednym, naiwnym dziewczątkiem - czyli przeciwieństwem typu silnej bohaterki, który, jak już nie raz mieliśmy okazję zauważyć, preferujesz. Mnie Jennifer bardziej bawi. Ale to może tylko przez moje sadystyczne skłonności.
    Nic nowego. Wszyscy teraz mają sklerozę. Poza tymi osiemdziesięcioletnimi babciami, które pamiętają nawet kiedy ich wnuki (a mają ich czasem dwanaścioro i więcej) mają urodziny i imienin. A ja się muszę dobrze zastanowić co (i czy w ogóle) jadłam na śniadanie. ^^"

    Pozdrawiam - Andzik

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho. Niemalże jakbym czytała o sobie. ^^''

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z przedmówcami. Mam dokładnie to samo. Raczej w sumie zawsze krytykuje siebie. W sumie dawno nie pisałam i nie wiem czy jeszcze umiem to robić :D
    Uuu. szkoda tego egzaminu ale co poradzić.
    Na pocieszenie powiem że już piąty tydzień siedzę w gównie po pachy i to dosłownie! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Helena

                      Parys był przystojnym młodzieńcem, któremu zawsze sprzyjali bogowie. Widziała go na tym przyjęciu, widziała uśmiechniętego, ciemnowłosego mężczyznę. I tak bardzo go pragnęła! Ale niestety, jej mąż siedział obok, pilnując jej niczym jastrząb. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mogła sypiać z kim chciała, pod warunkiem, że zachowała dyskrecję. I nikt niczego nie mógł zauważyć. Zwłaszcza jej mąż! Życie było takie... nudne. A jej pan... Menelaos! Ten stary dureń! Jakże go nie znosiła! A jego brata? Agamemnon był mściwym, żądnym władzy sukinsynem!            Jak mogła się uwolnić od tego durnia? I jego strasznego brata? Parys, książę trojański, był idealnym kandydatem do tej misji! Znany ze swych podbojów miłosnych, zwodził kobiety z równą łatwością, z jaką syreny ściągały rybaków na skały! Helena nie miała złudzeń-lepszy byłby jego brat, Waleczny i dzielny Hektor o wiele lepiej pasował by do jej wyobrażeń... Ale Hektory był wierny żonie. Helena nie umiała