Przejdź do głównej zawartości

Specjaliści od wszystkiego i od niczego

                 Znacie takich ludzi. Umieją wszystko zrobić, nauczyć się wszystkiego, wszystko przychodzi im od tak, o! *pstryka palcami*. Takie osoby wydają się...wszechwiedzące. Na żaden temat ich nie zagniesz. Polityka? No problem! Zaraz wyskoczy z jakąś ciekawostką. Filmy? Książki? Oczywiście, że się orientuje! Metafizyka? Astrologia? Astronomia? I chu* wie co jeszcze! No po prostu chodzące omnibusy!
                 Tyle, że to mit. Nie można wiedzieć wszystkiego. Kiedy wdają się w poważną dyskusję, nagle okazuje się, że ich wiedza jest bardzo powierzchowna. Owszem, mają coś do powiedzenia na każdy temat, ale... po głębszej analizie okazuje się, że... w sumie to miło się rozmawia, ale... No właśnie: "ale!". Zawsze gdzieś się musi pojawić.

Źródło: Boo -FB

                 Cóż, ja się też zaliczam do tych "wszystkowiedzących/niewiedzących". Chyba. Ostatecznie nie ma dla mnie tematów, na które nie mogłabym CZEGOŚ powiedzieć. A że lubię dowiadywać się nowych rzeczy... To i miło mi się rozmawia z każdym!
                 Ale jak mówiłam: specjaliści od niczego. Ostatecznie, nie znam się dobrze na niczym. Liznęłam trochę wszystkiego, ale nie na tyle, by wiedzieć... By móc rozmawiać z ludźmi, którzy naprawdę wiele wiedzą w jakimś temacie! Może to dlatego, że nigdy do niczego się nie przykładałam, nie tak naprawdę? A może dlatego, że wszystko szybko mi się nudzi? Bardzo szybko nudzi? Weźmy chociażby fotografię! Lubię robić zdjęcia. Ot, widzę coś ładnego i automatycznie sięgam po aparat (albo telefon). I pstryk! Mamy fotkę! Ale to tylko fotka. Ładna, może i ciekawa, ale fotka. Niezbyt dobra jakościowo, nie przedstawiająca niczego odkrywczego, nie artystyczna. Fotka. Proste zdjęcie, które dla prawdziwego fanatyka fotografii nie stanowi żadnego materiału. Brutalna świadomość własnych wad i ograniczeń. I mogłoby się wydawać, że można coś z tym zrobić, poprawić własny charakter.
                     No bo można. Do pewnego stopnia jest to możliwe, jak najbardziej. Ale ostatecznie, moim zdaniem, cokolwiek się nie wydarzy, zmiany nie muszą być trwałe. A jak  nie będą trwałe, to ostatecznie i tak wyjdzie z nas prawda.
                     Cóż za fatalizm! Aż nie wiem jak to zakończyć! Przydałby się jakimś optymistyczny akcent. Ojej! Nie ma optymistycznych akcentów! A to szkoda! Za to czarnego humoru to mi nie brak ;)
                     Pozdrowienia z wakacji,
                     K.L.

Komentarze

  1. Powiem ci, że ja mam brata ciotecznego - istny geniusz. Z nim naprawdę można porozmawiać o wszystkim i przy nim czujesz się głupi, no ale dlatego że jest niesamowicie oczytany i ma taki charakter że musi cały czas się doskonalić. :D
    Ja raczej się zaliczam do tych niemądrych xD
    Wgle ciekawy post :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się za to w mało czym orientuję (jeśli w ogóle w czymkolwiek). Tkwię w swoim małym, zamkniętym świecie i zazwyczaj nie wiem, o czym z ludźmi rozmawiać. ^^''

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiran, jak Cię czytam to mam ochotę Cię czasem utopić w rzeszowskiej fontannie multimedialnej... :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

10 dram, które mnie urzekły...

        ... i które obejrzałam w tym roku xD         Nigdy wczesniej nie brałam się za dramy. Tak jakoś...uznałam, że mangi są najlepsze i nie ma sensu zawracać sobie du*y najpewniej beznadziejnymi próbami ekranizacji... Myślałam: "To będzie tak jak z książkami! Ekranizacje są beznadziejne!" (przynajmniej w większości). No i powód numer dwa: dostęp do neta. Z tym to bywało ciężko... Jak się ma młodszych braci i jeden komp na 3 osoby...          Ale co tam! Dorobiłam się własnego lapka, podłączyłam do sieci... I odkryłam, że dramy nie są jednak aż takie złe! Nauczyłam się nie patrzeć na mangi, które czytałam, a które trafiły na ekran. Poza tym- zainteresowały mnie też dramy nie kręcone na podstawie mang... No i coś co mnie bawi do teraz- Koreańczycy i Japończycy robiący te same dramy, z tą samą lub zbliżoną fabułą... Przykład?  You're Beautiful. Znane też (w Korei) jako Minamysinyeoeo lub (w Japonii) jako Ikemen desu ne.  Tajwańska wersja też powstała =) Czy tylko mnie t

Pamiętniki Wampirów, a Pamiętniki Wampirów...

            ... czyli między książką a serialem.                       Z nudów zaczęłam czytać Pamiętniki  Wampirów.  I byłam zszokowana tym jak bardzo książka różni się od filmu! Lecz zanim przejdę do tematu moich dzisiejszych rozważań, uprzedzę, że cały wpis może zawierać spojler dotyczący zarówno Pamiętników... ,  jak i innych przykładowych filmów/ serialów i książek.            Tak więc czytacie na własną odpowiedzialność!            Może nie jestem na czasie- w końcu słynna era wampirów  przeminęła i teraz mamy zupełnie inne czasy, zupełnie inne prądy w popkulturze i... ogólnie, jest zupełnie inaczej, niż wtedy gdy to ja byłam nastolatką! Wiem, brzmi to nieco chaotycznie, ale! W końcu dotrę do sedna sprawy.            Więc zaczynajmy!            Różnice:            -Elena w książce jest blondynką, nie brunetką jak w serialu            -Elena ma czteroletnią siostrę, nie brata            -Bonnie jest ruda            -Elena ma dwie przyjaciółki: Meredith i Bonnie.

Wycieczka na Śląsk... Czyli Dzierżysław 2013!

         Witam, witam!           W związku z tym, że nie mam w ogóle weny na pisanie, zamieszczam mały wycinek mojego życia... Tzn. praktyk studenckich. Archeologicznych praktyk studenckich. A jeszcze ściślej: praktyk powierzchniowych, zwanych potocznie "powierzchniówkami".          Jak podaje pewna bardzo mądra książka pani Doroty Ławeckiej pt. "Wstęp do archeologii" (którą na pierwszym roku wryłam na pamięć do egzaminu xd) Badania powierzchniowe  są obecnie najczęściej stosowaną metodą prospekcji archeologicznej. Polegają one na dokładnej penetracji wyznaczonego terenu w poszukiwaniu śladów działalności człowieka w przeszłości. (Rozdział 2.1, str. 42, Warszawa 2011, z zbioru własnego) No, to tyle teorii! Wiem z doświadczenia, że to nic nikomu nie mówi!      W jednym rzędzie, tyralierą ustawiają się archeolodzy (tudzież- studenci) i idą przed siebie, aż do końca pola (który to koniec może być i za 5 kilometrów). Co robią w międzyczasie? Aaa... gapią się pod