Dziewczyna siedziała skulona pod ścianą. Krótkie, brudne włosy zasłaniały jej twarz. Nie wiedziała ile czasu minęło. Nie wiedziała jaki jest dzień tygodnia, miesiąc ani rok. Wiedziała tylko, że niedługo znów dostanie coś do zjedzenia. Że znów przyjdzie tu ta przerażająca kobieta o tych niepokojących, niebieskich oczach. Bogini. Tak o niej mówili.
Tęskniła za czasami, gdy była niczego nieświadomym dzieckiem. Gdy magia sprowadzała się do tarota i wywoływania duchów... Ale te czasy minęły bezpowrotnie. A Evangeline siedziała zamknięta w brudnej celi, wśród kurzu i pajęczyn. I pająków. Nienawidziła pająków. I ciemności. Jednakże spędziła w niej tyle czasu, że przywykła do niej. Ciemność stała się jej domem.
Usłyszała kroki. Może w końcu ktoś ją uwolni!
Nadzieja.... Nikt jej nie uwolni. Za głupotę matki zapłaci życiem. W tym momencie jej nienawidziła. Jej matka. Anabelle Ford. Piękna i bardzo stara kobieta. Czarownica, która ją opuściła, gdy Evangeline była dzieckiem. A teraz za jej grzechy, Evangeline siedzi zamknięta w celi! Wśród mroku i pająków.
-Czy dobrze się czujesz, mała Evangeline?-to ONA. Ta straszna kobieta. Evangeline nie odpowiedziała.-Twoja matka spisała się nad wyraz dobrze-ciągnęła bogini. Evangeline nie podniosła na nią wzroku.-Moja mała Anabelle... To cudowna istota! Rozkochała w sobie Edwarda z taką łatwością! Ah! Cóż za piękne przedstawienie!-nagle krata zniknęła. Evangeline zerknęła na złotowłosą.-Moja droga Evangeline... Dołącz do mnie w walce przeciwko złu tego świata-wyciągnęła ku niej dłoń. Evangeline popatrzyła na nią. Pomyślała o tygodniach spędzonych w samotności. O dniach, gdy płakała i krzyczała z frustracji.
-Nie-powiedziała ochrypłym głosem. Nie mówiła od dawna. Nie wiedziała, że nadal może wydobywać z siebie dźwięki.-To ty jesteś złem tego świata. Zamknęłaś mnie tu i przetrzymywałaś, a teraz śmiesz prosić bym do ciebie dołączyła? jak Anabelle?! Nie jestem jak ona!-wyrzuciła z siebie żal i frustrację. A potem poczuła pieczenie i usłyszała odgłos uderzenia. Bogini ją spoliczkowała.
-Musisz się jeszcze wiele nauczyć-powiedziała zwodniczo miękkim głosem, podnosząc ją za krótkie, świeżo obcięte włosy.-Twoja matka pracuje dla mnie, bo ty żyjesz. A jak cię zabiję, to ona odejdzie ode mnie. Cóż... Mała strata, ale utrudni mi życie. Nie chcę by dowiedzieli się, że znów uciekłam. Nie teraz-powiedziała, choć Evangeline nie rozumiała.-Hirotaka. Przygotuj dla małej Evangeline pokój-za złotowłosa pojawił się piękny mężczyzna. Złapał za ramiona Evangeline i wyciągnął z celi. Dziewczyna wiedziała co ją czeka. Tortury. Była jej zabawką. Jej Kalipso. Tej złej.
-Biedna, mała Evangeline-powiedział Hirotaka.-Jakże chciałbym, by pani oddała cię mi...-wyszeptał.-Jednakże jesteś tylko jej zabaweczką. A Kalipso to bogini. Doprowadzi do całkowitej dominacji wampirów na tym świecie... Moja Evangeline, czyż nie chciałabyś zostać wampirem?
-Nienawidzę cię. I ją. I matkę. Wszystkich was nienawidzę!-wrzasnęła. Hirotaka roześmiał się jakby opowiedziała mu jakiś dowcip.Posadził ja na krześle. Skuł. I czekał. Na Kalipso i jej polecenia. Był jej pieskiem. Jak wszyscy tutaj. Nikt nie śmiał się bogini sprzeciwić. Poza Evangeline. Cokolwiek by nie zrobiła, Kalipso i tak się nią bawiła. Dla niej Evangeline była robakiem. Małym robaczkiem, którego Kalipso mogła zgnieść. Nim Evangeline poczuła pierwszy cios, wiedziała, że ją złamią. Pytanie brzmiało: kiedy?
Tęskniła za czasami, gdy była niczego nieświadomym dzieckiem. Gdy magia sprowadzała się do tarota i wywoływania duchów... Ale te czasy minęły bezpowrotnie. A Evangeline siedziała zamknięta w brudnej celi, wśród kurzu i pajęczyn. I pająków. Nienawidziła pająków. I ciemności. Jednakże spędziła w niej tyle czasu, że przywykła do niej. Ciemność stała się jej domem.
Usłyszała kroki. Może w końcu ktoś ją uwolni!
Nadzieja.... Nikt jej nie uwolni. Za głupotę matki zapłaci życiem. W tym momencie jej nienawidziła. Jej matka. Anabelle Ford. Piękna i bardzo stara kobieta. Czarownica, która ją opuściła, gdy Evangeline była dzieckiem. A teraz za jej grzechy, Evangeline siedzi zamknięta w celi! Wśród mroku i pająków.
-Czy dobrze się czujesz, mała Evangeline?-to ONA. Ta straszna kobieta. Evangeline nie odpowiedziała.-Twoja matka spisała się nad wyraz dobrze-ciągnęła bogini. Evangeline nie podniosła na nią wzroku.-Moja mała Anabelle... To cudowna istota! Rozkochała w sobie Edwarda z taką łatwością! Ah! Cóż za piękne przedstawienie!-nagle krata zniknęła. Evangeline zerknęła na złotowłosą.-Moja droga Evangeline... Dołącz do mnie w walce przeciwko złu tego świata-wyciągnęła ku niej dłoń. Evangeline popatrzyła na nią. Pomyślała o tygodniach spędzonych w samotności. O dniach, gdy płakała i krzyczała z frustracji.
-Nie-powiedziała ochrypłym głosem. Nie mówiła od dawna. Nie wiedziała, że nadal może wydobywać z siebie dźwięki.-To ty jesteś złem tego świata. Zamknęłaś mnie tu i przetrzymywałaś, a teraz śmiesz prosić bym do ciebie dołączyła? jak Anabelle?! Nie jestem jak ona!-wyrzuciła z siebie żal i frustrację. A potem poczuła pieczenie i usłyszała odgłos uderzenia. Bogini ją spoliczkowała.
-Musisz się jeszcze wiele nauczyć-powiedziała zwodniczo miękkim głosem, podnosząc ją za krótkie, świeżo obcięte włosy.-Twoja matka pracuje dla mnie, bo ty żyjesz. A jak cię zabiję, to ona odejdzie ode mnie. Cóż... Mała strata, ale utrudni mi życie. Nie chcę by dowiedzieli się, że znów uciekłam. Nie teraz-powiedziała, choć Evangeline nie rozumiała.-Hirotaka. Przygotuj dla małej Evangeline pokój-za złotowłosa pojawił się piękny mężczyzna. Złapał za ramiona Evangeline i wyciągnął z celi. Dziewczyna wiedziała co ją czeka. Tortury. Była jej zabawką. Jej Kalipso. Tej złej.
-Biedna, mała Evangeline-powiedział Hirotaka.-Jakże chciałbym, by pani oddała cię mi...-wyszeptał.-Jednakże jesteś tylko jej zabaweczką. A Kalipso to bogini. Doprowadzi do całkowitej dominacji wampirów na tym świecie... Moja Evangeline, czyż nie chciałabyś zostać wampirem?
-Nienawidzę cię. I ją. I matkę. Wszystkich was nienawidzę!-wrzasnęła. Hirotaka roześmiał się jakby opowiedziała mu jakiś dowcip.Posadził ja na krześle. Skuł. I czekał. Na Kalipso i jej polecenia. Był jej pieskiem. Jak wszyscy tutaj. Nikt nie śmiał się bogini sprzeciwić. Poza Evangeline. Cokolwiek by nie zrobiła, Kalipso i tak się nią bawiła. Dla niej Evangeline była robakiem. Małym robaczkiem, którego Kalipso mogła zgnieść. Nim Evangeline poczuła pierwszy cios, wiedziała, że ją złamią. Pytanie brzmiało: kiedy?
***
Kiedy Evangeline się ocknęła, znów była w brudnej celi. Znów była w tym znienawidzonym miejscu. Nie miała ochoty krzyczeć. Tym razem bolało ją wszystko. Kalipso postarała się, by Evangeline nie mogła się ruszyć. Nogi, ręce, plecy, głowa... Leżała bez ruchu. Niezdolna nawet odetchnąć głębiej. Zamknęła oczy.
Gdy była dzieckiem, wyobrażała sobie, że to co złe znika, gdy zamknie oczy. Ale nie poskutkowało. Nadal czuła ból. Rozpłakała się. Płakała tak długo, aż opadła z sił. Nie miało to sensu. Nic nie miało już sensu. Lada dzień Kalipso ją zabije. A będzie to nieprzyjemna śmierć. Bogini postara się, by była nieprzyjemna. I bolesna. A Evangeline marzyła tylko o tym. O śmierci. O spokoju. Niczego już nie chciała. Niczego nie żądała. Była dzieckiem. Miała piętnaście lat. Ale uwięzienie sprawiło, że dorosła. Bardzo szybko. Wepchnięto ją do tego świata, o którym nawet nie słyszała. Przez matkę. Przez to, że była córką takiej zdziry jak Anabelle.
-Nie! Nie wierzę!-usłyszała wściekły krzyk. Kalipso. Była zła. A to nie oznaczało niczego dobrego. Jak furia, Kalipso przebiegła obok jej celi. Evangeline słyszała jak za boginią podążają wampiry. Jak budynek pustoszeje. Więc tak miała umrzeć... W samotności. Ale to było lepsze niż tortury. Evangeline zapadła w niespokojny sen.
***
Poczuła, że ktoś ją podnosi. A potem niesie. Evangeline nie otworzyła oczów. Była zbyt zmęczona.
-Jesteś Evangeline Bell-odezwał się mężczyzna.-Wiem, że mnie słyszysz. Odpowiedz!-zażądał.
-A kim jesteś, że pytasz?-Evangeline poczuła powiew świeżego powietrza. Była na zewnątrz. Otworzyła oczy. Była noc.
-Edward-powiedział tylko.-Możesz chodzić?
-Nie wiem-westchnął. Evangeline mimo mroku, widziała jego twarz. Przywykła do ciemności. Był nieziemsko piękny. Był wampirem. Była tego pewna.
-Zabiorę cię do pałacu Kapłanki Księżyca. Zostaniesz tam, aż poczujesz się lepiej-oznajmił.
-Kim jesteś?-ponownie spytała.-Dlaczego chcesz mi pomóc? Kalipso zniszczy wszystko-wyszeptała.
-Kalipso została uwięziona na następnych tysiąc lat-powiedział z bólem w głosie.
-Kochałeś ją?-Evangeline nie powinna pytać. Ale co jej zależało? Nikt nie mógł być gorszy od Kalipso. Zatrzymał się gwałtownie. Spojrzał na nią. Czuła jego gniew.
-Skąd ci to przyszło do głowy?! Kalipso to zło tego świata. Nienawidzę jej. Zniszczyła i zrujnowała mi życie.
-Bo jesteś smutny-odparła.
-Sam pomogłem ją uwięzić. Nie żałuję. Nie powinienem-wyszeptał. Evangeline nie pytała o nic więcej. Nie chciała znać głębin rozpaczy tego mężczyzny. Zamknęła na powrót oczy.
-Edward-sama-usłyszała głos. Kobiecy głos. Nie zwróciła na to uwagi.-Co...?
-Nie teraz. To Evangeline. Zaopiekujcie się nią. Taka była wola Kelly-gdy wypowiedział to imię, Evangeline usłyszała taki ból w jego głowie, że z jej oczu wypłynęły łzy. Kimkolwiek była Kelly, Edward ją kochał. Naprawdę kochał. Dziewczyna otworzyła oczy. Edward postawił ja na nogi. O dziwo, Evangeline stała prosto, nie opierając się o niego.
-Zostaniesz tutaj-oznajmił.-Zabierzcie ją i pomóżcie wrócić do zdrowia. Żegnaj, mała Evangeline-powiedział i odwrócił się.
-Dziękuję!-powiedziała.
-Nie mnie należą się podziękowania-odparł tylko i zniknął.
-Evangeline, chodź ze mną-jasnowłosa kobieta poprowadziła ją w stronę zamku. Wielkiego zamczyska, żywcem wyjętego z jednej z książek, które Evangeline czytała. Mimo iż była noc, zamek jaśniał blaskiem. I nie miało to nic wspólnego ze światłem. Zamek jaśniał wewnętrznym blaskiem. Był jak nafosforyzowany. Evangeline szła szybko za wampirzycą. Dopiero teraz zauważyła, że ma ona na sobie jasną, długą szatę. Togę.
-Gdzie jestem?
-To pałac Kapłanki Księżyca. Obecna Kapłanka nie żyje. W pałacu panuje żałoba. Uszanuj to-powiedziała groźnym tonem. Evangeline skinęła głową na znak zrozumienia. Zawdzięczała Edwardowi życie. Więc chciała się sprawować jak najlepiej, by nie był na nią zły. Dlatego będzie przestrzegać panujących tutaj zasad.
Trzy godziny później siedziała w jasnej todze, umyta, z podciętymi równo włosami, przed jakimś mężczyzną, który wyglądał jak Panoramix z Asterix'a i Obelix'a. Był kolejnym wampirem, ale Evangeline tak do nich przywykła, że nawet nie czuła przed nimi lęku.
-Jesteś córką Anabelle-powiedział w końcu, przypatrując się jej uważnie. Skinęła głową.-Nie przypominasz jej. Wdałaś się w ojca.
-Czemu rozmawiamy o mojej rodzinie?-zapytała.
-Droga Evangeline, chyba nie wiesz co się tu dzieje. Zginęła Kapłanka Księżyca-powiedział to takim tonem, jakby Evangeline miała zrozumieć wszystko.
-Nie rozumiem-powiedziała tylko.-Nie wiem o czym mówisz. Kim jest kapłanka Księżyca? Co to oznacza? Bo jakiś tytuł zapewne... Czemu są tu same wampiry? Kim była Kalipso?
-Nie wszystko na raz! Kapłanka Księżyca miała strzec pokoju na świecie. Teraz nie żyje, a my ją opłakujemy. Gdy minie żałoba, wybierzemy kolejną. Kalipso zabiła ją. To starożytna bogini wampirów. Za taką się uważała. A wampiry... Wiesz czym są. Wiesz, a ja nie muszę ci tego wyjaśniać.
-A Edward?-zapytała o najbardziej nurtującą ją osobę.
-Pan Edward pogrążył się w żałobie, po stracie ukochanej. Kelly-sama była Kapłanką Księżyca. I jego ukochaną. Kalipso ją zabiła, ale przed śmiercią, Kelly-sama ją uwięziła. Oczywiście, dam ci odpowiednią książkę na ten temat.
-Kim zostanie następna Kapłanka?
-Kelly-sama wyznaczyła dziecko wampirów na przyszła Kapłankę. Evangeline, czy wiesz, że nigdy nie opuścisz murów tego zamku?
-Dlaczego?-warknęła dziewczyna.
-Gdyż tak zostało postanowione. Twoje Przeznaczenie doprowadziło cię tu, byś została jedną z Kapłanek. Będziesz służyć nowej Kapłance Księżyca-powiedział beznamiętnym tonem. Evangeline patrzyła na niego. Był zimny. Chłodny. Opanowany. Znał przyszłość. Evangeline wiedziała, że tak jest. Był jasnowidzem. Albo prorokiem.
-Mała Evangeline... Zapomnij kim byłaś. Zapomnij o doznanych krzywdach-wstał. Zimną dłonią dotknął jej czoła. Poczuła taki ból, jakby ją poparzył. Ale nie drgnęła. Krzyczała we wnętrzu samej siebie. Oto nadchodził jej koniec. Koniec wszystkiego co znała.
***
-Evangeline! Evangeline!-rudowłosa kobieta siedziała na kamiennej ławeczce, loki zasłaniały jej twarz, ale gdy podniosła głowę, uśmiech pojawił się na jej ustach. Zamknęła czytaną książkę. Na czole miała srebrzysty symbol. Księżyc.
-Angel-sama, nie powinnaś biegać-skarciła łagodnie młodą dziewczynę o kruczoczarnych włosach, w bladoniebieskiej sukni. Zatrzymała się przed Evangeline. Piękna wampirzyca. Kapłanka Księżyca. Evangeline do dziś dziwiła się, czemu właśnie jej powierzono rolę Kapłanki. I czemu Evangeline została jej opiekunką.
-Evangeline! Kapłanka Słońca chce nas odwiedzić!-Angel podskoczyła, gdy Evangeline wstała.
-Atalanta? A czego ona chce, do diabła?-zmarszczyła brwi. Potrząsnęła rudymi lokami.-Angel, masz zachowywać się godnie. Jak przystało Kapłance Księżyca.
-Nigdy nie dorównam Kelly-sama-powiedziała dziewczyna, na jej twarzy odbił się smutek. Evangeline już setki razy to słyszała. Angel została wraz z rodziną skazana na śmierć. A Kelly sprzeciwiła się wszystkim wampirom, by ją uratować. W dodatku oddała jej przywództwo w Świecie Nocy. Evangeline tyle razy słyszała o Kelly i jej niezwykłych decyzjach, że nie mogła się nadziwić, jak ona przeżyła tyle czasu, wtrącając się w sprawy, których tak na dobrą sprawę nie rozumiała.
-Kelly nie żyje. Wiesz o tym. Możesz być od niej tylko lepsza. Kelly w to wierzyła. Dlatego jesteś tu i masz władzę-odparła Evangeline.Angel spojrzała na swoją opiekunkę z nową determinacją w oczach. Uśmiechnęła się.
-Dziękuję, Eva-san-odparła. Evangeline nie lubiła, gdy tak się do niej mówiło. Ale Angel była jedyna osobą, której wolno było wszystko. A Evangeline zadbała o to, by Angel nie nadużywała swoich zdolności i swojej władzy.
-Evangeline-poprawiła ją.Oczywiście, Angel nie zwróciła na to uwagi.
-Edward-sama zapadł w sen-powiedziała Angel. Evangeline drgnęła. Edward bywał i to często, w Pałacu Księżyca. Evangeline przychodziła do niego wtedy i rozmawiali. Edward opowiedział jej kim są Kapłani Księżyca i Kapłani Słońca, a także przedstawił jej sytuację w jakiej znalazła się obecnie Evangeline. A potem pomógł jej wychować Angel. I tak minęło dziesięć lat. Evangeline z nastolatki stała się kobietą, a Angel dorosła na tyle, by móc pełnić funkcję Kapłanki. Przez te dziesięć lat Evangeline zapomniała o tym, co się wydarzyło. Żyła Chwilą, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jest jedyną śmiertelniczką wśród wampirów. Jednakże nigdy nikt nie zaproponował jej, że ją przemieni. Ani nie chciał jej krwi. Evangeline była z tego powodu szczęśliwa. Ale... Była jedna osoba, której mogłaby podarować swoją krew. Wiedziała jaką moc ma "woda życia" płynąca w jej żyłach. Ale nigdy nie odwarzyła się tego zrobić. A teraz... Było za późno. Kochała beznadziejną miłością wampira, Edwarda Hikaru. Tego, który ją uratował.
-To dobrze-powiedziała wbrew sobie. Bolało ją to, że nie jest w stanie o nim zapomnieć. Ani, że Edward nie może zapomnieć o Kelly.
-Evangeline...-Angel zawahała się na moment. Potrząsnęła głową.-Ja wiem, że ty go kochasz-powiedziała.
-Owszem. Jak brata. W końcu Edward wychował nie tylko ciebie-Evangeline uśmiechnęła się sztucznie. Angel westchnęła, ale nie poruszyła więcej tego tematu.
-Dziękuję, Eva-san-odparła. Evangeline nie lubiła, gdy tak się do niej mówiło. Ale Angel była jedyna osobą, której wolno było wszystko. A Evangeline zadbała o to, by Angel nie nadużywała swoich zdolności i swojej władzy.
-Evangeline-poprawiła ją.Oczywiście, Angel nie zwróciła na to uwagi.
-Edward-sama zapadł w sen-powiedziała Angel. Evangeline drgnęła. Edward bywał i to często, w Pałacu Księżyca. Evangeline przychodziła do niego wtedy i rozmawiali. Edward opowiedział jej kim są Kapłani Księżyca i Kapłani Słońca, a także przedstawił jej sytuację w jakiej znalazła się obecnie Evangeline. A potem pomógł jej wychować Angel. I tak minęło dziesięć lat. Evangeline z nastolatki stała się kobietą, a Angel dorosła na tyle, by móc pełnić funkcję Kapłanki. Przez te dziesięć lat Evangeline zapomniała o tym, co się wydarzyło. Żyła Chwilą, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jest jedyną śmiertelniczką wśród wampirów. Jednakże nigdy nikt nie zaproponował jej, że ją przemieni. Ani nie chciał jej krwi. Evangeline była z tego powodu szczęśliwa. Ale... Była jedna osoba, której mogłaby podarować swoją krew. Wiedziała jaką moc ma "woda życia" płynąca w jej żyłach. Ale nigdy nie odwarzyła się tego zrobić. A teraz... Było za późno. Kochała beznadziejną miłością wampira, Edwarda Hikaru. Tego, który ją uratował.
-To dobrze-powiedziała wbrew sobie. Bolało ją to, że nie jest w stanie o nim zapomnieć. Ani, że Edward nie może zapomnieć o Kelly.
-Evangeline...-Angel zawahała się na moment. Potrząsnęła głową.-Ja wiem, że ty go kochasz-powiedziała.
-Owszem. Jak brata. W końcu Edward wychował nie tylko ciebie-Evangeline uśmiechnęła się sztucznie. Angel westchnęła, ale nie poruszyła więcej tego tematu.
***
Evangeline siedziała w fotelu, po lewej stronie Angel. Jak zawsze, musiała przy niej czuwać. Jeden z jej obowiązków. Nie mogłą nigdy opuścić Kapłanki Księżyca. Za nimi stali Kapłani pełniący straż. Angel z dumą i godnością reprezentowała na spotkaniu Świat Nocy. Evangeline była z niej dumna. Rudowłosa wstała po pewnym czasie i wyszła. Pałac Kapłanki był pięknym miejscem. I spokojnym. Obrady się skończyły. Evangeline stała na balkonie. Wiatr rozwiewał jej długie włosy. Zadziwiające, że nie zauważyła wcześniej, że tak bardzo jej urosły...
-Evangeline-usłyszała cichy głos za plecami. Poczułą zimny dreszcz na myśl o tym, że w każdej chwili ktoś może ją zabić. Dała się tak łatwo zaskoczyć... Ale to nic nowego. Kapłan był w końcu wampirem.
-Słucham.
-Dobrze ją wychowałaś-powiedział. Nic a nic się nie zmienił przez te dziesięć lat. Nadal miał srebrne włosy, długą, srebrną brodę i twarz niepoznaczoną zmarszczkami. I przenikliwe oczy. Osoba, która ją naznaczyła. Evangeline dotknęła z roztargnieniem srebrnego księżyca na czole. Nigdy nie dowiedziała się co tak na prawdę oznacza.
-Edward mi pomógł. Wiesz przecież.
-Pan Edward nie miał na Angel takiego wpływu jak ty. I nie zaprzeczaj!-uciął protesty Evangeline, nim ta zdążyła otowrzyć usta. Westchnęła tylko.
-A kiedy umrę?-zapytałą beznamiętnym tonem.
-A czy chcesz umrzeć?-Evangeline otowrzyła usta by powiedzieć "tak". Ale po chwili je zmaknęła. Nie chciała umierać. Kochałą ten świat. I mimo iż jej serce każdej nocy łakało za utraconą, niespełnioną miłością, Evangeline chciała żyć.-Zmądrzałaś. Choć nadal jesteś głupiutka, to jednak mądrzejsza niż dziesięć lat temu.-uśmiechnął się z aprobatą. Odwrócił się na pięcie i odszedł. Evangeline potrząsnęła głową. Nie znała jego imienia. Nihdy jej się nie przedstawił. Ale to nie przeszkadzało mu wpadać od czasu do czasu do niej i zadawać jej dziwne pytania, na które z reguły nie umiała odpowiedzieć. Parsknęła. A potem zaczęła się śmiać.
-Eva-san?-zapytała Angel, pojawiając się obok niej z kieliszkiem w dłoni.-Co cię tak rozbawiło?
-Znów mnie sprawdzał-chichotała nadal. Kilka łez spłynęło jej po twarzy. Angel przekrzywiła głowę, zaintrygowana. Evangeline popatrzyła w gwiazdy. Tak, to było jej życie. Spokojne, nie najszczęśliwsze, ale na pewno najlepsze jakie mogło ją spotkać.
~*~
Witam!
Kiedyś, dawno temu, obiecałam, że napiszę historię Evangeline Belle. To taki... sequel do mojego opowiadania Życie jest jak teatr. Teraz miałam okazję się za nie zabrać. Cóż... Nie wiem jak wyszło. Pozostawiam to Wam do oceny.
Ave!
K.L.
Dzięki za inf :*
OdpowiedzUsuńKurcze no naprawdę zaskoczyłaś mnie tym sequelem xP Nie no tak mi żal zarówno Evangeline jak i jej matki T.T Ech w ogóle jak to czytałam to tak wracałam sobie do wcześniejszego opo Q.Q Musze przyznać że mimo że wcześniej też pisałaś bardzo dobrze to przez ten czas bardzo się rozwinęłaś i piszesz teraz świetnie ! Mam więc nadzieje że w miarę szybko napiszesz nowy rozdział "czarownicy i bestii" gdyż czekam z niecierpliwości xP
Pozdrawiam i życzę weny oraz powodzenia na studiach ;p
Suzu
P.S
Jak coś to u mnie również nowy rozdział zapraszam...
Jak miło było to przeczytać - czułam się trochę tak, jakbym cofnęła się w czasie...
OdpowiedzUsuńBardzo mi żal Evangeline... To straszne, co wycierpiała, a do tego teraz jeszcze ta nieszczęśliwa miłość...
Pozdrawiam,
Aya