Hejt, hejt, hejt... o niczym się nie mówi ostatnio, jak o hejtach, hejtowaniu i hejterach. A ja się pytam: o kij Wam ludziska chodzi? Tak więc zacznę od pewnej historyjki: Już jakiś czas temu jechałam PKSem do domu. I niestety, padła mi bateria w telefonie. Więc ze słuchania muzyki nici. Siedzę sobie, siedzę, gapię się w okno... I nagle słyszę jak jakieś smarki na siebie się drą. Odwracam się-dwóch chłopaków, jedna laska. Hm... Jakoś mnie to nie zaskoczyło... Ten co siedział koło dziewczyny prosił by kolega się uspokoił. Mówił dość cicho, więc nie słyszałam co... Ale jego "kumpel" w końcu zaczął się drzeć "Wyrzucę cie ze znajomych na fejsbuku! Zhejtuje ci zdjęcia!" I jakieś jeszcze chrzanienie tego typu. A ja co? A ja zaczęłam się śmiać. I to tak, że młodzież zwróciła na mnie uwagę i na chwilę się zamknęli. Dzięki Bogu, za 5 minut wysiadałam... I zaczęłam się zastanawiać, idąc sobie te 10 minut do domu-