Sachmet Tańczyła i tańczyła, a tłum wiwatował. Piękno i gracja- tym właśnie była. W dłoniach miała broń. Niebezpieczne piękno. Urzekające. Uderzenia bębna sprawiały, że muzyka wydawała się prymitywna. I wyzwalała w ludziach zwierzęta. Sachmet doskonale wiedziała co robi. Chciała by jej poddani utonęli w błogiej nieświadomości. By ich życiem kierowały zmysły i bestie, rządzące ich ukryta naturą. A ona, Sachmet, znała ludzką naturę o wiele lepiej, niż te biedne, słabe istoty śmiertelne mogłyby podejrzewać... Gdy Sachmet tańczyła, ustawał wszelki ruch. Wszyscy wpatrywali się w nią. W jej taniec, pełen zmysłowej gracji. A potem ludzie tracili zdrowy rozsądek. Robili to, o czym nie śmieli nawet marzyć w nocy... Pierwsze promienie słońca zawsze sprawiały, że Sach uciekała do swojego pałacu. A raczej... Do Tadż Mahal*- mauzoleum wzniesionego dla pewnej księżniczki. Nazywano go "świątynią miłości". Nie bez powodu z resztą. Sachmet zadomowiła si