Jeden rok... Właśnie tyle mi zostało... Albo raczej tyle miałam... Mam na imię Morrigan Hawthorne. To ostatni dzień mojego życia. Nigdy nie myślałam, że umrę w wieku dwudziestu jeden lat... Z resztą, kto by tak myślał? Poza tym... umrzeć we własne urodziny?? To już szczyt! A jednak. Umieram. Bardzo powolną i bolesną śmiercią. Zastanawiam się jak do tego doszło? Kiedy to się zaczęło? Kiedy przestałam mieć wpływ na własne przeznaczenie? Naprawdę nie mam pojęcia... Ah! Ten ból! Gdybym tylko przestałą czuć! Czemu muszę umierać młodo? I to w dodatku w takich męczarniach?! To chyba jakaś cholerna kara. Tylko na razie nie wiem za co. -Morrigan?-słyszę głos. Nie mam ochoty otwierać oczu. I tak nic nie zobaczę. Straciłam wzrok kilka tygodni temu.-Morrigan?-natarczywy. Tak go mogę opisać. Dobrze, że przynajmniej słyszę! -Jeszcze nie umarłam-warczę. Nie! Chciałabym warknąć. Mówię szeptem.